Sylwester to tylko jedna noc, która zbiera żniwa przez kilka miesięcy

Sylwester to tylko jedna noc, która zbiera żniwa przez kilka miesięcy

W tym roku 2019/2020 byłam dużo bardziej wyczulona na fajerwerki. Na początku grudnia odszedł od nas nasz pies, Czarek, na nowotwór serduszka. Jadąc w przeddzień sylwestrowej nocy na wieś, pierwszy raz sami, bez niego, było nam strasznie smutno. Ale jak to mówi moja mama “po takiej stracie, wiele będzie takich najgorszych pierwszych razów”. Noc sylwestrowa, choć dla nas była wyjątkowa – spędziliśmy tę noc z rodzicami i ich psami, przy ognisku, wśród drzew, gwiaździstego nieba i muzyki… – konsekwencje tej jednej nocy widzimy do dziś.
A przecież to ponoć tylko jedna noc…

Sylwester to tylko jedna noc, która zbiera żniwa przez kilka miesięcy

Grudzień był dla mnie bardzo ciężkim miesiącem. Wraz z pożegnaniem naszego pięcioletniego owczarka, moja wrażliwość na inne psy w okresie sylwestrowym wzrosła do granic możliwości. Mając przed oczami mojego psa, który w ostatnich dniach, zamiast radości w oczach miał strach i niezrozumienie, serce pękało mi na myśl o tym, co przeżywają zwierzaki, które boją się wystrzałów.

I nie jedna osoba powiedziała: to wina nieodpowiedzialnego właściciela! Bo co za debil wychodzi z psem w sylwestra, o północy na dwór?!

Tylko czy naprawdę tak jest?

W okolicy mojego mieszkania, na warszawskiej pradze-południe, fajerwerki słychać już było od początku grudnia. Z początku sporadycznie, co kilka nocy zza okna widać było kolorowe rozbłyski. Z początku widowisko trwało krótko – kilka wystrzałów, kilka huków i był spokój. Im bliżej było sylwestra, tym liczba wystrzałów nasilała się. 31 grudnia, pokazy sztucznych ogni były już od 16, od chwili, kiedy zaczął zapadać zmrok.

Kiedy piszę te słowa, mamy połowę stycznia 2020. Jest godzina 16, a z oddali wciąż dochodzą mnie huki fajerwerkowych wystrzałów.

Ale to tylko jedna noc, prawda?
Co za debil wychodzi z psem na spacer, jak puszczają fajerwerki, prawda?

Od grudnia po styczeń grupy na facebooku o zaginionych i znalezionych zwierzętach szaleją, pękają w szwach!
Codziennie pojawiają się setki nowych ogłoszeń, w których ktoś prosi o udostępnienie postu z wizerunkiem psa, który zaginął. Zerwał się, spłoszył, przestraszył wybuchu. Codziennie pojawiają się setki ogłoszeń o znalezieniu psa: zadbanego, przyjaznego, przestraszonego, w szelkach, z obrożą. Posty o tym, że jakiś pies błąka się po ulicy, wśród bloków…
I codziennie pojawiają się jeszcze jedne zdjęcia – te najgorsze – zdjęcia psów zabitych, potrąconych przez samochody – wbiegły pod koła w wynik amoku, w jakie potrafią wpaść zwierzaki z przerażenia. A w chwili strachu, zwierzaki nie patrzą gdzie biegną, na co biegną. Boją się. Panicznie się boją. Uciekają jak najdalej i nie patrzą na nic. Uciekają od niebezpieczeństwa, od tego czego nie rozumieją, nie widzą.

Nie jestem za zakazem strzelania fajerwerków w sylwestra, choć sama fajerwerków nie puszczam.
Rozumiem, że jest to jakaś forma rozrywki, tradycji, atrakcji i niektórzy mogą nie wyobrażać sobie bez nich tej nocy.

Ale… niech sylwester to będzie tylko jedna noc. Niech to będzie tylko kilka minut.
Niech każdy z nas, i zwolennik i przeciwnik fajerwerków – wykaże się zrozumieniem dla innych.

Nie dzielmy się na dwa obozy.
Nie rzucajmy kamieniami w tych, którzy chcą strzelać i nie szydźmy z tych, którzy przejmują się losem zwierząt i ludzi, którzy boją się wybuchów.

Niech sylwester będzie tylko jedną nocą.
Niech te żniwa nie trwają całe miesiące…

Sylwester – sztuka życia w społeczeństwa.

Dlaczego tak trudno odnaleźć szczęście w codzienności?

Dlaczego tak trudno odnaleźć szczęście w codzienności?

Mam taką przyjaciółkę, przecudowną dziewczynę, choć w naszym wieku to powinnam raczej powiedzieć “kobietę”, która jest dla mnie szalenie ogromną inspiracją. Ta dziewczyna (bo my to takie dziewczyny jesteśmy, bardziej szczęśliwe niż poważne) przywraca mi radość, spokój, kiedy czuję, że mam spadek formy. Kiedy czuję się przygnębiona – dzwonię do niej aby tylko usłyszeć jej głos.
Moja przyjaciółka, ta dziewczyna, prowadzi hashtag na instagramie #szczęściejestproste.
I ludzie oznaczają Kinkę, i oznaczają ten hashtag. Pokazują, że szczęście jest proste.
I w czasie takiej chandry, takiego gorszego dnia zastanawiam się – dlaczego tak trudno odnaleźć nam szczęście w codzienności?

Dlaczego tak trudno odnaleźć szczęście w codzienności?

Niedawno miałam gorszy okres. Tak już czasem bywa, jest trochę ciężej, czegoś nie rozumiemy, z czymś się nie zgadzamy… Mamy poczucie niesprawiedliwości, bezradności. Czujemy, że chcemy zmiany, ale ta zmiana w żaden sposób nie jest od nas zależna, więc frustrujemy się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej chodzimy nieszczęśliwi, przygaszeni, przygnębieni, nijacy. Trudno nam odnaleźć szczęście w codzienności, a jeśli nawet uraczymy chwilę miałkim uśmiechem, niesymetrycznym uśmiechem, podniesionym prawym kącikiem ust – nie przypiszemy chwili większego znaczenia. Znów weźmiemy głęboki wdech, uniesiemy brwi marszcząc czoło, oczy nasze posmutnieją a usta ułożą się w niemy uśmiech przez zaciśnięte mocniej wargi.
To prawda, że kobiety cierpią w milczeniu.
A może jest to domena ludzi, którzy nie chcą po prostu robić krzywdy innym? Nawet, jeśli ta “krzywda” to powiedzenie czegoś o drugiej osobie źle, nawet, jeśli to “źle” jest prawdą?

Jedno jest pewne – trudno nam jest odnaleźć szczęście, kiedy czujemy się psychicznie źle.

I nim przejdę do sedna mojej opowieści, chciałabym Wam przytoczyć jeszcze jedną historię.
Jako dziecko, a nawet i teraz, mając te prawie trzydzieści lat, uwielbiałam oglądać taką bajkę – Świat według Ludwiczka.
Główny bohater, Ludwiczek, miał za karę całej szkole przedstawić referat: jakie jest prawdziwe znaczenie święta dziękczynienia.
Ludwiczek nie wiedział jakie jest prawdziwe znaczenie tego święta, kłopotał się. Pytał mamę, ale ta powiedziała mu, że w tym dniu najważniejszy jest indyk – aby indyk był dobrze wypieczony! Kiedy natomiast zapytał tatę o prawdziwe znaczenie święta dziękczynienia – ten powiedział, że jest to zjazd wszystkich krewnych, których nie lubisz.
Koniec końców, w czasie, kiedy cała rodzina kłóciła się przy wspólnym stole, Ludwiczek chcąc uratować indyka przeleciał przez cały stół i wylądował głową w cieście z dyni. I wtedy cała rodzina przestała się kłócić. Wszyscy stali się dla siebie mili, zaczęli prawić sobie komplementy…
W czasie szkolnego wystąpienia, jako prawdziwe znaczenie święta dziękczynienia, Ludwiczek podał… – ciasto z dyni.
To ciasto z dyni, dzięki któremu wszyscy przestali się kłócić i zaczęli w końcu się zauważać, w końcu być dla siebie miłym.

Kiedy obserwuję zdjęcia osób używających hashtagu #szczęściejestproste, widzę momenty. Uchwycone chwile radości, spokoju, bycia razem lub samemu ze sobą.
Widzę “kawałek ciasta z dyni”.

Trudno jest nam odnaleźć szczęście w codzienności, jeśli dookoła nas jest krzyk, bełkot myśli, problemów. Trudno jest nam skupić się na tym co tu i teraz, kiedy rzeczy tak bardzo dla nas ważne – idą źle i nie mamy na to wpływu. Trudno jest nam odnaleźć szczęście, być szczęśliwym, skoro ciągle coś, ktoś.
Trudno nam jest być szczęśliwym, skoro martwimy się o przyszłość a przeszłość ciągle się nawarstwia i nie mamy wpływy na zatrzymanie tego efektu kuli śnieżnej.

Kiedy ostatnio miałam gorszy okres, taki naprawdę ciężki, taki, który nie pozwalał mi się uśmiechać, wysysał ze mnie energię – sięgnęłam po mój kawałek ciasta z dyni.

W sylwester pojechałam na wieś. Przy ognisku, w rękawiczkach z szorstkiej wełny, z kieliszkiem nalewki i muzyką w tle – obserwowaliśmy gwiazdy nad koroną drzew iglastych. Wdychałam zapach ogniska, palonego drewna. Słuchałam dźwięków trzaskających w ogniu igieł. Rozmawialiśmy jakby czas się zatrzymał.
Kiedy nastał piątek, dzień pracy, już w czwartek wieczorem spakowałam wszystkie niezbędne rzeczy i po pracy – pojechałam od razu na wieś.
Jak najmniej czasu chciałam spędzić z myślami o problemach.

Czas sam na sam.
Zapach lasu.
Inne otoczenie.
Odpoczynek myśli.
Płacz?
Upust emocji?

Żeby móc być szczęśliwym mimo codzienności, mimo rutyny – każdy z nas powinien znaleźć swój kawałek ciasta z dyni. Coś, co sprawi, że zatrzyma się czas. Obudzą się myśli, a dźwięki, gwar, chaos umilkną.
Każdy z nas powinien znaleźć dla siebie coś takiego, co sprawi, że świat się nagle obudzi. Oczyszczą się myśli, oczyści się głowa, weźmiemy głęboki wdech, zamkniemy oczy i pomyślimy sobie, a może nawet i powiemy na głos, “matko, ale mi dobrze”. Te pięć minut, które sprawi, że zaczniemy słyszeć i dostrzegać.

Moimi wyciszaczami dnia codziennego, najczęściej są kawa pita na kanapie w kompletniej ciszy tuż przed wyjściem do pracy, i kawa parzona tuż po powrocie do domu – w filiżance. Obowiązkowo w filiżance.
To jest cisza, która pozwala uspokoić umysł, myśli i osiągnąć równowagę – zakończyć etat i zacząć domowe życie.
To porządek w mieszkaniu, który swoją harmonią nastraja myśli do spokoju.

Aby móc osiągnąć szczęście w codzienności – każdy z nas powinien dowiedzieć się co lubi jego ciało, co lubi jego umysł, co im sprawia radość. Co sprawia, że zamykamy oczy i zatrzymuje się czas…

A jeśli poczujesz, że potrzebujesz tak bardzo, bardzo mocno przytulić się – po prostu podejdź do swojego faceta, przytul się do niego, zarzuć jego ręce na siebie i powiedz “przytul mnie, nic nie mów, o nic nie pytaj, tul mnie tak długo, nim poczuję się lepiej”. I zwróć wtedy uwagę na to co czujesz.

Szczęście jest proste.
Wymaga tylko uwagi…

Zero waste, minimalizm, a może coś jeszcze innego?

Zero waste, minimalizm, a może coś jeszcze innego?

W ciągu ostatnich dwóch lat bardzo nasiliły się trendy promujące ekologię i slowlife. W ciągu ostatnich dwóch lat pojawił się też nowy “odłam hejterów”. To tacy hejterzy, którzy w imię słuszności są w stanie spalić człowieka na stosie, obrzucić go kamieniami, a to wszystko dlatego, że… – czyni źle. Dla planety źle. A to wszystko dlatego, że nie wpisuje się w nowe, nasze, zaawansowane trendy.

I kiedy tak przyglądam się temu zjawisku, kiedy obserwuję rozwój gospodarki, rozwój mediów, zauważam jak za każdym sukcesem człowiek robi krok w tył.

Bo czy nie tak było w tych dawnych czasach? Obrzucić kamieniami, spalić na stosie, utopić tego i powiesić tamtego – bo ma inne poglądy niż… – ktoś?
Kto ma odwagę powiedzieć na głos to, o czym inni rozmawiają tylko w bezpiecznych czterech ścianach swojego domu?

Zero waste, minimalizm, a może coś jeszcze innego?

Od dwóch lat obserwuję rozwój dwóch trendów: zero waste i minimalizmu. Obserwuję jak te dwie filozofie przybierają coraz niebezpieczniejsze formy. Radykalizm. Zero jedynkowe działania. Wyzwania, które dają efekt ale nie pozwalają osiągnąć celu.

Z początku, kiedy poznałam oba ruchy, czułam, że to jest coś, co jest mi bliskie, coś, co może pomóc mi obrać właściwy kierunek codzienności, uformuje moje wybory, pomoże mi podejmować decyzje jak najlepsze dla mnie, dla mojego zdrowia psychicznego, pomoże mi iść przez to życie w zgodzie ze sobą.
Ale im dłużej otaczałam się internetowymi ludźmi, którzy, jak mi się wydawało, mają podobne zainteresowania do mnie, tym bardziej czułam, że oddalam się od mojego celu. Kłóciła mi się wspólna idea z różnymi czynami.
Nie rozumiałam jak wyzwanie “wyrzuć jedną rzecz dziennie” ma mi pomóc w osiągnięciu minimalizmu? Jak pozbycie się jednej rzeczy dziennie, tygodniowo, miesięcznie – ma mi pomóc osiągnąć… – no właśnie – co osiągnąć?

Zachłysnęliśmy się ideami, nurtami, filozofiami. Spodobało nam się otaczanie ludźmi, którzy mają podobny sposób patrzenia na świat co my, mają podobny cel w życiu – być kimś, osiągnąć coś.
Z idei zrobił się pretekst, a ze stylu życia – niezdrowa rywalizacja.
Coś co miało przynieść korzyść stało się toksyczne, stało się sztuką dla sztuki, która niesie wartość przy jednoczesnym niszczeniu.

Długo biłam się z myślami i zastanawiałam się do jakiego nurtu ja pasuję?

Nie identyfikuję się z ludźmi “zero waste”, bo ten nurt nie jest moją pasją, abym poświęcała czas na szukanie sklepów z produktami, które kupię na wagę, do swojego opakowania, a przy tym – nie zagrażających mojemu zdrowiu. Denerwuje mnie ilość śmieci, ale działania jakie podejmuję w kierunku “bezśmieciowego” a raczej “recyklingowego” życia – ograniczam do wyborów w obrębie jednego sklepu.

Nie identyfikuję się z ludźmi “minimalistami”, bo jednak lubię otaczać się ładnymi przedmiotami, lubię, kiedy w moim mieszkaniu jest ciepło, przyjemnie, a przedmioty do siebie pasują. Przedmioty nie zawsze muszą być dla mnie praktyczne, nie zawsze muszą mieć zastosowanie, czasem wystarczy mi, że po prostu cieszą moje oko, przywołują wspomnienia. I cenię sobie możliwość posiadania takiej ilości przedmiotów, która pozwala mi oddać się przyjemnościom.

Oba nurty są mi bardzo bliskie, ale nie utożsamiam się z nimi. Ja wybieram umiar i rozsądek. Wybieram świadomie podejmowane decyzje, wybory.

Nie potrzebuję trzydziestu kubków, wystarczy mi taka ilości, która zapełni zmywarkę i pozwoli napić się kawy, kiedy zmywanie jest właśnie w toku.
Nie potrzebuję jedenastu kompletów pościeli, wystarczą mi dwa – kiedy jeden pójdzie do prania, abym mogła wyciągnąć drugi.
Nie potrzebuję kupować nowego swetra, bo moje stare ciągle są dobre i mam ich odpowiednią ilość.
Nie posiadam też dużej liczby kosmetyków, ale nie dlatego, że jestem minimalistką, ale szkoda mi jest po prostu wyrzucać te przeterminowane, niezużyte do końca, zapomniane, zastąpione kosmetyki. Rozsądek podpowiada mi, abym miała tylko to, czego potrzebuję – bo cała reszta to wyrzucone pieniądze.

Staram się dbać o środowisko – bo kocham naturę.
Staram się mieć rozsądną ilość przedmiotów – bo cenię sobie przestrzeń i harmonię.
Staram się żyć rozsądnie – bo szanuję swoją pracę i zarobione przez siebie pieniądze.

Moim celem jest komfort psychiczny. Umiar, który pozwoli mi zadbać o siebie, rodzinę, pozwoli mi utrzymać mieszkanie, kiedy podwinie nam się, nie daj Bóg, noga.

Życie dla idei, potępianie tych, którzy postępują inaczej niż my, nie ma żadnego celu ani znaczenia, kiedy nasze działania nie zmieniają nas samych w lepszych ludzi.

Umiar w ilości posiadanych przedmiotów.
Umiar w kupowaniu przedmiotów jednorazowych.
Umiar w dobrych i złych emocjach.

Rozsądek. Równowaga.
Moja wewnętrzna filozofia.

Czy wiesz jak wiele dobrego dzieje się w Twoim życiu każdego dnia?

Czy wiesz jak wiele dobrego dzieje się w Twoim życiu każdego dnia?

Czasem w moim życiu są takie dni, w których snuję się po domu jak cień. To są takie dni, w których nic się nie wydarzyło W których najpierw zachwycałam się słoneczną pogodą, a później, nie wiedzieć kiedy, było już ciemno, a ja nic nie zrobiłam. Nic. Zmarnowałam dzień…

Tylko czy na pewno w takie dni nic dobrego się nie wydarzyło?

Czy wiesz jak wiele dobrego dzieje się w Twoim życiu każdego dnia?

 

W 2019 roku w kartki kalendarza zaczęłam wpisywać przeżycia. Te dobre, najlepsze, pełne szczęścia emocje, które się wydarzyły. Nie pisałam codziennie, bo przecież codziennie nic wyjątkowego się nie działo. Wpisywałam takie wydarzenia jak czyjś ślub, wyjątkowy spacer, zakup czegoś, o czym marzyłam, miłe słowo, które usłyszałam.

To były hasłowe zdania, pojedyncze słówka – taka informacja, że coś się wydarzyło. Dowód na to, że moje życie nie jest nudne, nie jest pozbawione piękna.

Po kilku miesiącach prowadzenia takich zapisków zobaczyłam, że dużo łatwiej przychodzi mi docenianie.

Z biegiem czasu zauważyłam, że coraz więcej zdarzeń chciałam zapisywać w tych malutkich kratkach kalendarza. Osiągnęłam taki stan wdzięczności, radości, zauważania piękna mojego życia, że kalendarz okazał się za mały!

Już nie tylko ślub kuzyna był wart zapamiętania, ale też ten cudowny widok z rana, w czasie mojej drogi do pracy, przepiękna pogoda w weekend i zapierający dech w piersiach na widok soczyście pomarańczowego wschodzącego słońca. Warty zapamiętania okazał się wspólnie obejrzany film pod kocem, tańczenie w salonie do piosenki z reklamy, jajecznica zrobiona przez męża rano…

To wszystko czego wcześniej nie zauważałam, dziś okazało się być najważniejszym wydarzeniem dnia! Najważniejszym, bo dającym mi choćby najmniejszy uśmiech. Najważniejszym – bo otulonym dobrą intencją.

 

Dziś nie tylko wpisuję wyjątkowe zdarzenia minionego dnia. Dziś prowadzę minipamiętnik. Każdego dnia staram się zapisać choćby jedno zdanie co się dziś wydarzyło miłego, co dziś czułam.

 

Z początku zapisywałam same pozytywne rzeczy, bo chciałam przekonać się, udowodnić sobie, że moje życie jest pozytywne, jest dobre, jest warte doceniania. Z czasem jednak dojrzałam do tego, aby spisywać wszystkie emocje, nawet te bardzo, bardzo przykre. Bo i te przykre zdarzenia niosą ze sobą coś dobrego. Niosą ze sobą lekcje, wrażliwość. Pokazują nam, co jest dla nas ważne, gdzie obecnie są nasze granice i pomagają podjąć decyzję – co dalej?

Z czasem takie zapiski pomagają też przeorganizować nasz dzień.

Zobaczyć, co zajmuje nam zbyt dużo czasu i wprowadzić takie zmiany do naszej codzienności, które pozwolą nam poczuć się w naszym życiu jak w najwygodniejszym, puchatym swetrze.

Jesteś zadowolona z tego jak wyglądają Twoje dni?

Drugim ze sposobów, aby żyć w zgodzie z potrzebami własnych emocji jest wyznaczenie słowa roku. Słowa, które będzie naszym drogowskazem za każdym razem, gdy będziemy czuć się zagubione.

Zobacz jak wybrać i jak pracować ze słowem roku, aby świadomie odmienić swoje emocjonalne życie.

Polskie marki – luksus i odwaga, na które nas (nie) stać

Polskie marki – luksus i odwaga, na które nas (nie) stać

Próba założenia własnej marki, tworzenia własnych produktów, prowadzenia własnego sklepu – była dla mnie przeogromnie cenną lekcją! Coś, z czym nigdy nie miałam do czynienia, stało się moim zadaniem numer jeden. Każdego dnia myślałam o nowych produktach, przyszłości mojej marki, odpowiadałam na pytania firm i klientek. Pierwszy raz kontaktowałam się z prawnikiem i księgową. Pierwszy raz dzwoniłam do urzędu dowiedzieć się jak w końcu jest.

No właśnie, jak w końcu jest?

Polskie marki – luksus i odwaga, na które nas (nie) stać

Próba założenia własnej marki, tworzenia własnych produktów, prowadzenia własnego sklepu – była dla mnie przeogromnie cenną lekcją! Coś, z czym nigdy nie miałam do czynienia, stało się moim zadaniem numer jeden.
Myśląc o przyszłości sklepu – ciągle liczyłam. Liczyłam ile czasu zajmie przygotowanie produktu, który trafi do klientki. Liczyłam ile pieniędzy będzie kosztowało mnie stworzenie produktu. Liczyłam ile powinnam zarobić i jaką mieć marżę, aby wyjść na zero. Liczyłam dni, po upływie których powinnam już założyć działalność gospodarczą przekraczając dochód połowy minimalnego wynagrodzenia.
Liczyłam, ciągle coś liczyłam, bo ciągle coś się zmieniało.

Tworząc własne produkty – zaczęłam nie tylko rozumieć skąd wynikają ceny produktów polskich marek. Tworząc własne produkty – zaczęłam rozumieć ile trudu i wysiłku wymaga prowadzenie własnej firmy.

Tworząc własne produkty, próbując od postaw stworzyć coś własnego – nabrałam przeogromnego szacunku do wszystkich Polskich rękodzielników, marek, które mając pomysł na siebie – weszły w to! Które mając pomysł, tylko pomysł, uwierzyły w siebie i postawiły wszystko na jedną kartę.

Czy 80 zł za koszulkę to dużo czy mało?

Kiedy pójdziemy do sieciówki, za 80 zł kupimy koszulkę, częściej na promocji niż w regularnej cenie. Koszulka będzie znanej marki, ale koszulkę ponosimy pół roku, może rok i zauważymy, że kołnierzyk jest jakiś taki pomięty, faluje się. Po kilku praniach zauważymy, że z rozmiaru S zrobiło się… XXL.
Czy wobec tego 80 zł za koszulkę to dużo czy mało? Czy ta koszulka była warta naszych 80 zł?
Tyle kosztują – można powiedzieć i odejść bez refleksji.

A czy wydanie 80 zł za koszulkę Polskiej marki to dużo, czy mało?

Produkt szyty w Polsce. Produkt znacznie lepszej jakości. Produkt, który powstał z miłości, wiary, odwagi i pasji?

Niektórzy dziwią się, że polskie produkty, produkty od rękodzielników są takie drogie. Ale polscy producenci, polskie marki, polscy rzemieślnicy – nie rozliczają się za granicą, robią to w Polsce. Nie importują swoich produktów – oni tworzą je tu, w Polsce, robią je Polacy, którzy również chcą godnie żyć, być godnie wynagradzani za swoją wiedzę, umiejętności i czas. Oni nie dostają dwóch dolarów za cały dzień pracy jak w Bangladeszu. Dwóch dolarów, osiem złotych za cały dzień mrówczej pracy…

Czy Prada lub Gucci są luksusowymi markami?
Nie wiem. Na pewno są to marki drogie i nie każdego na ich produkty stać.

Czy marka, która chcąc utrzymać prestiż, której polityką jest być marką wyjątkową, luksusową, dla elit – zamiast przeceniać swoje produkty spala je, jest marką z której wartościami możesz się utożsamić?
To pytanie pozostawię każdemu do własnej odpowiedzi.

Dla mnie polski produkt to luksus.
Nie stać mnie na koszule Moniki Kamińskiej, tak samo jak nie stać mnie na koszulę Coco Chanel. Ale wartości jakimi kieruje się Monika – imponują mi. Wiem, że za tą marką idzie nie tylko jakość produktu, ale także odpowiedzialność i szacunek, dbanie o każdą osobę, która uczestniczy w tworzeniu jej produktów.

Jeśli dziś będę potrzebowała kupić koszulę – udam się do butiku Moniki Kamińskiej. Wydam 400 zł i z przyjemnością i dumą będę nosić jej koszulę. Z przeogromną radością wyjmę ją z prania, wyprasuję i odwieszę do szafy. Będę miała w rękach Polski produkt, który dla mnie będzie bardzo cenny.

Może tym sposobem będę miała mniej przedmiotów, mniej ubrań, mniej pieniędzy. Ale będę miała więcej satysfakcji, więcej miejsca i więcej szacunku do przedmiotu, który kupiłam świadomie, za przeze mnie ciężko zarobione pieniądze.

I tym samym, tym postem, chciałam Wam przedstawić nową kategorię postów na blogu – wywiad z marką.

Raz na jakiś czas będą pojawiać się tutaj posty “wywiad z marką”, w których właściciele marek opowiedzą co nieco o osobie, o marce, jak powstał pomysł i dokąd to wszystko zmierza…

I na sam koniec – moja prośba do Was! Jeśli znacie polskie marki, które mają świetnej jakości produkty produkowane w Polsce – dajcie znać tu, w wiadomości prywatnej, czy na maila: Asia@WolnoWolniej.pl

Myślę, że to będzie coś wspaniałego!

Ps. A na zdjęciu mam plecak od polskiej marki – Kroi się! – stworzonej przez Agnieszkę.

“Wolność kocham i rozumiem. Wolności…” | Sum #12

“Wolność kocham i rozumiem. Wolności…” | Sum #12

Kiedy dziś rano usiadłam do komputera, zaczęłam zastanawiać się co lepsze: napisać podsumowanie grudnia czy od razu podsumowanie całego roku?
Od razu w mojej głowie pojawiły się “uwagi”, że jak to, dwa podsumowania obok siebie? Kto to będzie chciał czytać? Jak to będzie wyglądać?!

Ale… grudzień to część roku. To w grudniu znalazłam nowego piosenkarza, którego twórczość mnie urzekła. To w grudniu zaczęłam czytać genialną książkę.

Te wszystkie małe zdarzenia składają się na mnie i na mój rok. Dlatego… – postanowiłam poświęcić mu oddzielny wpis.

“Wolność kocham i rozumiem. Wolności…” | Sum #12

Ten cytat, te słowa “wolność kocham i rozumiem…” oddają cały nasz grudzień. Grudzień właśnie minął nam pod hasłem “wolność” – pod wszystkimi odcieniami wolności…

Rodzina

Grudzień zaczął mi się wspaniale! Pierwszego grudnia przyszła do mnie mama i razem wypiłyśmy kawę, zjadłyśmy ciastko z cukierni.
Uwielbiam takie spotkania! Takie spokojne, we dwoje, ciche, na chwilę…
Nie trzeba umawiać się z kimś na wino, piwo. Nie trzeba umawiać się grupą i na cały wieczór. Więź można tworzyć z rana, przy kawie, wspólnie zaczynając dzień.
To było wspaniałe!

W grudniu, dzięki Świętom Bożego Narodzenia, spędziliśmy też więcej czasu z rodziną. Dla niektórych Święta to gonitwa, maraton. Dla nas – czas, w którym właśnie na spokojnie możemy wszystkich poodwiedzać i nic nas nie goni.
Choć same Święta trwają trzy dni, dla nas trwają tydzień.
W tym roku Wigilię z moimi rodzicami spędziliśmy już dwudziestego drugiego grudnia. Natomiast z moim chrześniakiem – święta mieliśmy dwudziestego siódmego.
Mieliśmy dość dni, aby każdemu poświęcić czas i uwagę. A to jest w Święta najważniejsze…

Miłość

W grudniu doświadczyliśmy najgorszego smaku miłości – utraty. Drugiego grudnia okazało się, że nasz pies, Czarek, jest bardzo poważnie chory. W ciągu tygodnia jego stan się bardzo, bardzo pogorszył.
Pękły nam serca.
Choć dla niektórych pies to tylko zwierze, dla nas – to zawsze jest członek rodziny. A Czarek był naprawdę wyjątkowym psiakiem. On dbał o nasze małżeństwo…
Wciąż nam go strasznie brakuje i choć od jego odejścia minął już prawie miesiąc – cały czas łapiemy się na nawykach, jakie przez niego mamy. Jak, na przykład, odkładanie jedzenia na ekspres do kawy, bo wyżej, żeby pies nie sięgnął.

Czego o związku nauczył nas nasz pies Czarek

W grudniu doświadczyliśmy też najlepszego smaku miłości – wzruszenia. Bardzo zaskoczyli nas teściowie wręczając nam najbardziej wyjątkowy prezent na Święta – przeczytali mój post na blogu o tym, aby zamiast prezentów… – wesprzeć jakąś organizację. I dali nam – cegiełkę do wsparcia ?

Prezenty dla tych co czują, że mają wszystko
Dlaczego nie dajemy sobie z mężem prezentów

Spokój i chaos

Grudzień taki właśnie był, jak sinusoida składająca się z chaosu i spokoju. Jedno wydarzenie wyciskało z nas całą energię, aby zaraz oddać się odpoczynkowi i wyciszeniu.
To nie był jednolity miesiąc, to nie był spokojny miesiąc. Był burzliwy. Ciężki psychicznie.
Grudzień pokazał nam jak bardzo jesteśmy zmęczeni…

Pielęgnacja

W grudniu przeszłam wewnętrzną przemianę, jeśli chodzi o pielęgnacje. Całkowicie zmieniłam swój sposób dbania o skórę twarzy, zaczęłam się jej bardziej przyglądać i dbać o nią nie schematycznie, codziennie tak samo, ale zgodnie z jej potrzebami w danej chwili.
Codziennie obserwuję jak wygląda moja skóra i staram się do niej dostosować.
Wbrew pozorom ta czynność bardzo mnie odpręża. Pozwala skupić się na sobie i swoich potrzebach. Poświęcić sobie czas.
W grudniu byłam też na laminacji rzęs u Dagmary i… – zakochałam się. To jest zdecydowanie coś, co chcę wprowadzić do swojego życia na stałe. Pięknie podkręcone rzęsy bez udziału tuszu do rzęs. Coś wspaniałego!

Muzyka

W grudniu odkryłam nowego muzyka – Caluma Scotta. Kiedy zostaję sama w domu to właśnie jego puszczam z głośników mojego komputera. Jego głos, dźwięk pianina, cisza i spokój są czymś, czego naprawdę potrzebuje do osiągnięcia równowagi między codziennością i pędem a własnym zdrowiem, po prostu własnym zdrowiem.

Sklep

I to jest chyba najważniejsza decyzja jaką podjęliśmy w grudniu – postanowiliśmy, że nasz sklep będzie miał tylko elektroniczne produkty.
Prowadzenie sklepu było dla mnie przeogromnym doświadczeniem i lekcją pokory. Dopiero teraz zobaczyłam ile wiedzy i pracy jest potrzebne, aby działać zgodnie z przepisami i rozwijać się – dla mnie jednej to jest zbyt dużo, tym bardziej, że pracuję jeszcze na etacie, prowadzę blog, staram się udzielać charytatywnie i… mieć jeszcze odrobinkę swojego życia.
Jak zdobędziemy odpowiednią wiedzę – wrócimy do tematu sklepu.
Ze sklepu, oficjalnie, znikają produkty 31.12.2019.

I tak nam minął grudzień.
To był miesiąc pełen skrajnych emocji. Pełen radości i smutku, doceniania i niezrozumienia.
Grudzień był też pierwszym miesiącem, w którym zaczęłam doceniać wolność. W którym przestałam skupiać się na tym co muszę, a zaczęłam skupiać się na tym co chcę. W którym bardzo, bardzo wyraźnie zaznaczyłam granicę między otoczeniem, a moimi uczuciami i emocjami.
W grudniu postawiłam na siebie i doświadczanie. Na zrozumienie tego co daje mi radość, kiedy czuję się dobrze i… czego po prostu chcę od codziennej rutyny.

Mówi się, że grudzień to miesiąc refleksji.
Myślę, że to zadanie wykonałam na szóstkę z plusem.

Dlaczego nie dajemy sobie z mężem prezentów…

Dlaczego nie dajemy sobie z mężem prezentów…

Święta Bożego Narodzenia, walentynki, urodziny… – tyle okazji aby podarować ukochanej osobie prezent. Aby zaskoczyć, aby ucieszyć, aby wzruszyć. Tyle okazji aby spędzić dzień inaczej, wyjątkowo. Aby zrobić coś dla drugiej osoby z myślą o niej.
Ale czy na pewno?

Dlaczego nie dajemy sobie z mężem prezentów…

Niedawno przeglądałam instastory pewnej pary. Nagranie było bardzo ciepłe, przyjazne, pełne miłości. Ale taka to już para jest – zakochana. I wtedy ona powiedziała “ciekawa jestem co przyniesie mi Mikołaj”… – co było dalej? Ach, nie pamiętam już. On chyba też powiedział coś w tym stylu. I to właśnie zdarzenie było moją inspiracją do napisania tych słów…

Co przyniesie mi Mikołaj?

Co ja mogę chcieć? – Za każdym razem zastanawiałam się, kiedy mąż pytał mnie co chciałabym dostać. Co ja mogę chcieć? – Pytałam siebie. – Przecież wszystko co jest mi potrzebne do szczęścia… – mam. Co ja mogę chcieć?

Sytuacja powtarzała się za każdym razem z ostępem pół roku. W styczniu ja byłam w kłopocie co podarować mężowi, w maju – w zmartwieniu był mój mąż.
No ale co byś chciała dostać? – wybrzmiewało co i raz jęczenie. Bo przecież coś trzeba… Przecież coś chcę dać… Coś – tylko nie wiem co. Pomóż…

I nie wiem czy to kwestia stażu związku, bo nasze drogi przeplatają się już od 2004 roku, czy to kwestia dojrzałości a może światopoglądu i wartości, ale… poczuliśmy, że to, co najbardziej na świecie chcielibyśmy dostać to uwagę.

Żyjemy w czasach, w których wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Sztućce, talerze, meble, pomarańcze i czekolada też – to wszystko jest.
Żyjemy w czasach, my – żyjemy w czasach – w których cenimy sobie ciszę i spokój. Cenimy sobie domowe zacisze, muzykę, ciepło dłoni i zapach dnia. Zapach drugiej osoby. Bicie serca.

Z mężem nie dajemy sobie prezentów. Nie kupujemy przedmiotów, których nie potrzebujemy. Przedmiotów, które chowamy. Przedmiotów okazjonalnych, błyszczących, matowych, głośnych i wygłuszających. Takie rzeczy, w miarę potrzeby, kupujemy na bieżąco aby codzienność uczynić przyjemniejszą, aby pomóc sobie osiągnąć spokój wewnętrzny.

W dni takie jak Święta, w dni takie jak urodziny – bierzemy urlop od życia.
Wyłączamy komputery, wyłączamy telefony. Idziemy na spacer, łapiemy się za ręce, obejmujemy się i spędzamy czas razem. Cały czas. Cały dzień.
W tym wyjątkowym dniu mówimy sobie miłe rzeczy. Mówimy sobie jak doceniamy. Jak nam dobrze. Ile znaczymy.

Czy zauważyliście, a może tak macie, że kiedy nic nam się nie chce, wolimy oglądać telewizję od poczytania książki? Wolimy pograć w grę niż ogarnąć łazienkę?

Z ludźmi tak właśnie. Łatwiej nam kupić coś i dać, niż poświęcić uwagę.
Nie czas – uwagę.
Możemy poświęcić czas, trzy dni i tydzień na szukanie prezentu, na snucie się po sklepach, przeczesywanie Internetów, ale trudniej nam jest poświęcić tej osobie czas. Spotkać się z nią i tylko jej poświęcić naszą uwagę. Wpuścić do naszej przestrzeni, sprawić, aby przez chwilę moje życie i jej życie stały się tym samym.

Z mężem nie kupujemy sobie prezentów, bo pieniądz nie ma żadnej wartości.
My poświęcamy sobie uwagę – bo to uwaga, skupienie, jest wartością miłości.

Prezenty dla tych, co czują, że mają już wszystko

Prezenty dla tych, co czują, że mają już wszystko

Jak co rok, jak od wielu lat, wśród grudniowych rozmów w każdym domu pojawia się jedno pytanie “co kupić na prezent…?” Co podarować komuś, kto ma wszystko?
W naszym domu też od wielu lat pojawiało się to pytanie. I za każdym razem mówiliśmy “nic”.
Nie jesteśmy gadżeciarzami, nie mamy potrzeby posiadania. Mamy też to szczęście, że możemy sami, na bieżąco zaspokajać nasze potrzeby. A nasze potrzeby są naprawdę niewielkie. Z roku na rok czujemy, że chcielibyśmy posiadać jeszcze mniej. Czujemy, że jesteśmy zmęczeni przedmiotami.

Co w takim razie dać tym, którzy nie chcą żadnych prezentów?

Prezenty dla tych, co czują, że mają już wszystko

Z prezentami często jest problem. Kiedy dostajemy prezent od osoby, która nas nie zna, prezent bywa nie trafiony. Jest przedmiotem, który nie dość, że nie cieszy, to jeszcze stwarza problem. Bo właśnie do naszego życia, naszej codzienności trafił przedmiot, który zabiera naszą przestrzeń, który staje się problemem – gdzie go dać, gdzie schować, co z tym zrobić?

Z prezentami często jest też taki problem, że kupowane są nie z myślą o obdarowywanym, a o kupującym. Zdarza się, że dajemy prezenty, które nam by sprawiły radość, które my byśmy chcieli dostać. A przecież nie jesteśmy identyczni… Nie musi nas cieszyć ta sama rzecz, nie musimy mieć takich samych potrzeb. I choć prezent został wręczony z radością w sercu, z myślą o tej osobie – trudno nam się z niego cieszyć. Doceniamy, ale to wciąż tylko przedmiot, który zabiera miejsce…

Co więc podarować komuś, kto ma wszystko?

Jest jeden taki prezent. On jest szczególny, bo scala całą rodzinę. Zbiera wszystkich domowników w jednym miejscu, uwrażliwia, wzrusza, wydobywa z nas to co najlepsze! Skłania do rozmów, uwalnia nas od egoizmu i powoduje same dobre emocje, uczucia, odczucia.
To prezent, który nawiązuje do tradycji, który naprawdę spełnia marzenia tych, który nawet nie zdają sobie z tego sprawy. To prezent, który zmienia świat. Nie cały świat, ale świat tej jednej istotki. Prezent, który podarowany jednej istotce – ściąga ciężar z barków wielu ludzi.

Czysta miłość.
Drobny gest.
Także symboliczny.

Tym prezentem jest… pomoc.

Nie przewracaj teraz oczami. Nie myśl sobie “o matko, ale wymyśliła”.
Ale zastanów się przez chwilkę…

Czy to nie wspaniałe usiąść razem przy stole w ten radosny dzień, przy suto nakrytym stole, wśród kolęd, kolorowych lampek i bombek, odświętnie ubranym i… wybrać jedną organizację, której będziecie mogli pomóc?

Każdy z nas jest inny. Każdy z nas jest wrażliwy na inne cierpienie. Usiądźmy razem przy stole i zastanówmy się razem – komu pomóc?
Jeśli przy stole Wigilijnym zasiądzie 10 osób, a każda z osób przeznaczy choćby 50 zł na prezent dla osoby, która ma wszystko… – to razem możemy uzbierać 500 zł dla kogoś, kto nie ma nic. Dla kogoś, kto potrzebuje leków, leczenia, jedzenia, ciepła…

Poznajcie historie, które mrożą krew w żyłach. Historie pełne bólu, cierpienia, tak bardzo inne od naszego życia, w którym mamy wszystko…

DUKAT
Kundelek postrzelony przez człowieka. W wyniku obrażeń nie mógł poruszać tylnymi łapkami, przez co… – uciekając zdarł z tylnych łapek skórę, mięso i kośćmi szurał po ziemi.
Aby przeżyć Dukat cierpiał przeogromnie. Dziś potrzebne są pieniądze na wyleczenie ran i wózeczek. Dukat już nie odzyska już sprawności w tylnych łapkach…


zbiórka dla Dukata

Yoda – lis skatowany przez człowieka. W wyniku obrażeń, łamanych kości i doznanego stresu stracił wzrok.
Yoda nie jest w stanie żyć samodzielnie. Potrzebuje stałej opieki.

Jego rodzeństwo nie przeżyło. 


zbiórka dla Yody

Eklerek – silny, zwinny, energiczny pies długo zabijany. Pies o nadludzkiej sile przeżycia. 
Jego historia jest tak straszna, że nie jestem w stanie Wam jej opowiedzieć… 
Eklerek to kulminacja całego zła i cierpienia jakie może zadać człowiek. 
Na jego leczenie potrzeba aż 44.000 zł… 


zbiórka dla Eklerka

Kiedy przychodzą Święta, wpadamy w wir zakupów i zagwozdek – co podarować osobie, która ma wszystko?

Wróćmy do tradycji. Wróćmy do istoty Świąt Bożego Narodzenia… 

Zamiast obdarowywać siebie rzeczami niepotrzebnymi – podarujmy prezent tym, którzy nie mają nic – prócz strachu i cierpienia. 
Zamiast zastanawiać się “co kupić” usiądźmy razem przy stole i wspólnie zastanówmy się “komu pomóc”. 

Czy to nie głupota wydać 100 zł na prezent, który będzie kurzył się na dnie szafy, o którym zapomnimy chowając go w głąb szafki? Czy to nie głupota wydawać 100 zł bo “coś musimy dać”? 
Czy to nie głupota, skoro 100 zł może zdjąć z czyichś barków zmartwienie czy będziemy mieli za co pomóc? 
Czy to nie głupota, skoro 100 zł może pozbawić jakąś istotę bólu…? 

100 zł od jednej osoby. 1000 zł od 10 osób przy stole. 

To tylko moja propozycja dla Was. 
Ale Wy też możecie taki prezent zaproponować – Waszym rodzinom…

Czy wiesz na czym polegają przygotowania do Świąt?

Czy wiesz na czym polegają przygotowania do Świąt?

Z tęsknotą wspominam dawne czasy, w których odliczałam czas do Świąt Bożego Narodzenia. Pamiętam jak wychodząc ze sklepu ekspedientka życzyła wesołych świąt. Pamiętam jak wszyscy byli jacyś tacy bardziej uśmiechnięci, nie tak nerwowi, życzliwsi… I te pełne emocji rozmowy w pracy: kto do kogo jedzie, z kim się zobaczy i gdzie może dostać ten prezent, bo syn, bo chrześniak, a i siostra marzenie takie ma…

A dziś?

Czy wiesz na czym polegają przygotowania do Świąt?

Dziś Święta już nie rozgrzewają naszych zabieganych serc, jak jeszcze kilka lat temu. Nie cieszymy się na spotkanie z całą rodziną. Dziś widzę kpinę i drwinę. zamiast radości – frustracja, bo “trzeba jechać i odbębnić ten maraton”, i ten okropny tekst przewijający się w Internecie: “a czy ty już umyłaś okna dla Jezuska?”

Kiedy byłam dzieckiem, faktycznie, nie rozumiałam w czym rzecz. Nie rozumiałam tego sprzątania, ganiania po domu z odkurzaczem i miską z wodą. I nie pomagały mi słowa mamy, która próbowała wytłumaczyć mi, że Pan Jezus się rodzi. I mimo tych wszystkich kolęd, tej radosnej otoczki, nie rozumiałam co ma szczęśliwa nowina do porządku w naszym mieszkaniu.

A dziś?
Dziś już wiem.

Niektórzy mówią, że Święta to dzień jak co dzień. Mówią, że to głupie święto, że komercja, bo ilu tak naprawdę wierzy, a ilu ma choinkę i kupuje prezenty? Inni jeszcze mocniej zmarszczą czoło, naburmuszą się i powiedzą, przewracając oczami, o jakiejś tradycji zza granicy.

A ja lubię ten okres przedświąteczny.
Lubię ten wzmożony okres myślenia o najbliższych. Zastanawiania się komu czego brakuje, co kogo by uszczęśliwiło.
Na co dzień nie myślę o takich rzeczach. Na co dzień myślę o potrzebach bieżących, tych najważniejszych, pomagających w codzienności. W Święta – myślę o przyjemnościach. Myślę o tym, że chociaż ten jeden raz w roku, mogłoby nie być braków, głębokich pragnień, przygnębienia z niemocy. W Święta myślę o ludziach bardziej – myślę jacy są, jak się zachowują, na co zasługują, jak siebie traktują. I kiedy widzę kobietę, która serce innym na dłoni oddaje, kiedy widzę jak ta kobieta wiele robi dla innych a dla siebie nic… – zastanawiam się co mogłabym zrobić aby poczuła się wyjątkowo. Aby poczuła, że zasługuje na równie wiele…

Lubię ten okres przedświąteczny.
Ten chłód, który wpada do domu przez wszystkie okna.
Niektórzy drwią sobie, że to jest “mycie okien dla Jezuska”. Ale to nie dla Niego jest to robione. Nie dla Jezuska moja Mama myła okna przed każdymi Świętami. Robiła to dla nas.
Robiła to dla nas, bo chciała byśmy chociaż w ten jeden dzień wszyscy poczuli się wyjątkowo, poczuli Święta…

 

Zdążysz przed Świętami?


WSPIERAM ZWIERZAKI

Kupując u nas prezenty wspierasz dzikie zwierzęta ♥

Dziś, kiedy jestem już dużo starsza, doskonale to rozumiem. Rozumiem miłość jaka nią kierowała. Dziś mając swoją rodzinę, malutką, ale swoją – chcę dla niej jak najlepiej. Chcę czystych okien, chcę wypranego dywanu i czystych żaluzji!
Chcę tej świeżości i radości, jaka towarzyszyła nam przy przeprowadzce.

Nie rozumiem tylko jednego…
Kiedy ludzie decydują się na swój ślub – stają na rzęsach aby wszystko wypadło idealnie. Dobierają winietki pod zaproszenia, muchę Pana Młodego pod kolor dekoracji na stole, na poszukiwania idealnej sukni poświęcają całe miesiące… Kiedy ludzie decydują się na ślub, chcą, aby ten dzień był wyjątkowy, najbardziej wyjątkowy ze wszystkich dni! Dbają o każdy możliwy szczegół.
Skoro dostajemy świra na punkcie ślubu… – dlaczego drwimy z tak ogromnego święta, jakim jest Boże Narodzenie? Dlaczego poświęcanie roku na organizację wesela jest mniej śmieszne od przygotowań do Bożego Narodzenia?

Czy nasz ślub jest ważniejszy w celebracji od narodzin Jezusa?

 

Kiedy byłam dzieckiem odliczałam dni do Bożego Narodzenia. W kalendarzu przy każdym dniu pisałam liczbę dni pozostałych do Wigilii.
Z czasów, kiedy byłam dzieckiem, pamiętam moich rodziców, którzy prali firanki tuż przed Świętami, a później wspólnie zawieszali je na karniszu.

Z czasów, kiedy byłam dzieckiem pamiętam, że czas przygotowań do Świąt był przepełniony miłością i myślą o drugim człowieku.
Nie robiliśmy nic na pokaz, nie robiliśmy nic “dla Jezuska”. Wszystko co robiliśmy – robiliśmy z miłości. Każdy z nas okazywał miłość w inny sposób – ale nikt sobie z tego sposobu nie drwił.

Jeśli naprawdę chcecie przygotować się do Świąt… – odrzućcie wszystkie negatywne emocje. Przestańcie marszczyć czoło i wzdychać na myśl o tym, co Was czeka. Zamiast tego – spójrzcie na waszych bliskich łaskawszym okiem. Zastanówcie się za co cenicie tych ludzi, czego będzie Wam brakowało, kiedy ich zabraknie. Co możecie zrobić, aby chociaż w ten jeden dzień – ktoś odzyskał radość i poczuł się po prostu szczęśliwy.
Wykorzystajcie ten czas na przemyślenie tego, co zrobiliście źle, co Was poróżniło i… spróbujcie zacząć od nowa. Z czystą kartą.

To, co najbardziej pamiętam z dzieciństwa, z okresu przedświątecznego, to słowa mojej mamy, która zawsze wtedy mi powtarzała: Święta są takim szczególnym dniem w roku. Jeśli jest na świecie wojna, wszyscy zawieszają wtedy broń i świętują Boże Narodzenie. To jest czas, w którym przestajemy być dla siebie wrogami. Wszyscy się jednoczą świętując dobrą nowinę.

I takich przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia Wam życzę.
Róbcie to co podpowiada Wam serce, nawet, jeśli to będzie mycie okien.

A może okna są tylko taką przenośnią? Może myjemy okna, wpuszczamy przez nie trochę światła, czyścimy je z tego miejskiego kurzu i oślepiającej nas codzienności, ale tak naprawdę chodzi o to, aby choć raz w roku obmyć nasze serduszka z żalu jaki w nim nosimy? Z krzywd jakie nam wyrządzono? Może drwiąc skupiliśmy się na zapuszczonych oknach zamiast… skupić się na zapuszczonych sercach?

Miłość.
Zdecydowanie jej nie doceniamy.