Zero waste, minimalizm, a może coś jeszcze innego?

utworzone przez | sty 9, 2020 | żyć lepiej | 0 komentarzy

W ciągu ostatnich dwóch lat bardzo nasiliły się trendy promujące ekologię i slowlife. W ciągu ostatnich dwóch lat pojawił się też nowy “odłam hejterów”. To tacy hejterzy, którzy w imię słuszności są w stanie spalić człowieka na stosie, obrzucić go kamieniami, a to wszystko dlatego, że… – czyni źle. Dla planety źle. A to wszystko dlatego, że nie wpisuje się w nowe, nasze, zaawansowane trendy.

I kiedy tak przyglądam się temu zjawisku, kiedy obserwuję rozwój gospodarki, rozwój mediów, zauważam jak za każdym sukcesem człowiek robi krok w tył.

Bo czy nie tak było w tych dawnych czasach? Obrzucić kamieniami, spalić na stosie, utopić tego i powiesić tamtego – bo ma inne poglądy niż… – ktoś?
Kto ma odwagę powiedzieć na głos to, o czym inni rozmawiają tylko w bezpiecznych czterech ścianach swojego domu?

Zero waste, minimalizm, a może coś jeszcze innego?

Od dwóch lat obserwuję rozwój dwóch trendów: zero waste i minimalizmu. Obserwuję jak te dwie filozofie przybierają coraz niebezpieczniejsze formy. Radykalizm. Zero jedynkowe działania. Wyzwania, które dają efekt ale nie pozwalają osiągnąć celu.

Z początku, kiedy poznałam oba ruchy, czułam, że to jest coś, co jest mi bliskie, coś, co może pomóc mi obrać właściwy kierunek codzienności, uformuje moje wybory, pomoże mi podejmować decyzje jak najlepsze dla mnie, dla mojego zdrowia psychicznego, pomoże mi iść przez to życie w zgodzie ze sobą.
Ale im dłużej otaczałam się internetowymi ludźmi, którzy, jak mi się wydawało, mają podobne zainteresowania do mnie, tym bardziej czułam, że oddalam się od mojego celu. Kłóciła mi się wspólna idea z różnymi czynami.
Nie rozumiałam jak wyzwanie “wyrzuć jedną rzecz dziennie” ma mi pomóc w osiągnięciu minimalizmu? Jak pozbycie się jednej rzeczy dziennie, tygodniowo, miesięcznie – ma mi pomóc osiągnąć… – no właśnie – co osiągnąć?

Zachłysnęliśmy się ideami, nurtami, filozofiami. Spodobało nam się otaczanie ludźmi, którzy mają podobny sposób patrzenia na świat co my, mają podobny cel w życiu – być kimś, osiągnąć coś.
Z idei zrobił się pretekst, a ze stylu życia – niezdrowa rywalizacja.
Coś co miało przynieść korzyść stało się toksyczne, stało się sztuką dla sztuki, która niesie wartość przy jednoczesnym niszczeniu.

Długo biłam się z myślami i zastanawiałam się do jakiego nurtu ja pasuję?

Nie identyfikuję się z ludźmi “zero waste”, bo ten nurt nie jest moją pasją, abym poświęcała czas na szukanie sklepów z produktami, które kupię na wagę, do swojego opakowania, a przy tym – nie zagrażających mojemu zdrowiu. Denerwuje mnie ilość śmieci, ale działania jakie podejmuję w kierunku “bezśmieciowego” a raczej “recyklingowego” życia – ograniczam do wyborów w obrębie jednego sklepu.

Nie identyfikuję się z ludźmi “minimalistami”, bo jednak lubię otaczać się ładnymi przedmiotami, lubię, kiedy w moim mieszkaniu jest ciepło, przyjemnie, a przedmioty do siebie pasują. Przedmioty nie zawsze muszą być dla mnie praktyczne, nie zawsze muszą mieć zastosowanie, czasem wystarczy mi, że po prostu cieszą moje oko, przywołują wspomnienia. I cenię sobie możliwość posiadania takiej ilości przedmiotów, która pozwala mi oddać się przyjemnościom.

Oba nurty są mi bardzo bliskie, ale nie utożsamiam się z nimi. Ja wybieram umiar i rozsądek. Wybieram świadomie podejmowane decyzje, wybory.

Nie potrzebuję trzydziestu kubków, wystarczy mi taka ilości, która zapełni zmywarkę i pozwoli napić się kawy, kiedy zmywanie jest właśnie w toku.
Nie potrzebuję jedenastu kompletów pościeli, wystarczą mi dwa – kiedy jeden pójdzie do prania, abym mogła wyciągnąć drugi.
Nie potrzebuję kupować nowego swetra, bo moje stare ciągle są dobre i mam ich odpowiednią ilość.
Nie posiadam też dużej liczby kosmetyków, ale nie dlatego, że jestem minimalistką, ale szkoda mi jest po prostu wyrzucać te przeterminowane, niezużyte do końca, zapomniane, zastąpione kosmetyki. Rozsądek podpowiada mi, abym miała tylko to, czego potrzebuję – bo cała reszta to wyrzucone pieniądze.

Staram się dbać o środowisko – bo kocham naturę.
Staram się mieć rozsądną ilość przedmiotów – bo cenię sobie przestrzeń i harmonię.
Staram się żyć rozsądnie – bo szanuję swoją pracę i zarobione przez siebie pieniądze.

Moim celem jest komfort psychiczny. Umiar, który pozwoli mi zadbać o siebie, rodzinę, pozwoli mi utrzymać mieszkanie, kiedy podwinie nam się, nie daj Bóg, noga.

Życie dla idei, potępianie tych, którzy postępują inaczej niż my, nie ma żadnego celu ani znaczenia, kiedy nasze działania nie zmieniają nas samych w lepszych ludzi.

Umiar w ilości posiadanych przedmiotów.
Umiar w kupowaniu przedmiotów jednorazowych.
Umiar w dobrych i złych emocjach.

Rozsądek. Równowaga.
Moja wewnętrzna filozofia.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *