utworzone przez WolnoWolniej.pl | lis 2, 2019 | żyć lepiej
Do dziś pamiętam obrazek z dzieciństwa, w którym moja babcia sięgała do kuchennej szafki po blaszane pudełeczko, w którym trzymała przybory do szycia takie jak nici, igły i nożyczki. W metalowym pudełku po ciastkach kryło się coś jeszcze – coś, na widok czego krew zastygała mi w żyłach, cierpła skóra a organizm sam zaczynał się buntować.
W blaszanym pudełku znajdowały się żyletki, których moja babcia używała do obcinania paznokci.
Wielorazowa maszynka do golenia na żyletki – mój HIT!
Ten widok do dziś budzi we mnie przerażenie, a żyletki kojarzą mi się z bólem i z ostrym jak brzytwa ostrzem. Kiedy słyszałam, że ktoś używa wielorazowych maszynek do golenia na żyletki, i żyletką goli delikatną skórę pach, nóg… – odruchowo zamykałam oczy, jakby umysł sam chciał postawić ścianę między tym co słyszy, tym co realne, a co nie.
Brzmi absurdalnie?
Dziwacznie?
Może być!
Kiedy naturę pokochałam miłością najczystszą, postanowiłam szukać w moim domu takich rozwiązań, które będą jej sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. I nie chodziło tu nawet o ratowanie planety, o zero waste, czy inne mody, trendy, ideologie. Chodziło o mnie i o naturę. Chodziło o to, że z miłości do natury nie chciałam robić jej źle. Z miłości do natury chciałam dla niej jak najlepiej, a przy tym nie chciałam rezygnować z komfortu codzienności.
Wokół tematu wielorazowych maszynek do golenia na żyletki krążyłam bardzo długi czas. Czytałam o nich, przeglądałam zdjęcia, czytałam o tym jak się golić taką maszynką. Czy naprawdę do golenia się taką maszynką potrzebuję czegoś specjalnego?
Na jakimś blogu znalazłam informację, że przy goleniu maszynką wielorazową na żyletki najlepiej jest używać mydła do golenia.
Jednak gdzieś w mojej głowie pojawiał się mały buntownik, który nie chciał zagracać sobie łazienki zbędnymi przedmiotami, produktami dedykowanymi konkretnym czynnościom.
Zastanawiałam się czym takie mydło do golenia różni się od zwykłego mydła do mycia ciała?
Koniec końców odważyłam się!
Zakupiłam maszynkę na żyletki i… sukces!
Z początku nieufnie zaczęłam golić maszynką łydki, na których skóra nie jest aż tak bardzo wrażliwa. Mimo wszystko bałam się bólu z jakim wiąże się zacięcie ostrą maszynką. Jednak z każdym posunięciem maszynki, na mojej buzi pojawiał się coraz większy uśmiech.
Golenie nóg maszynką okazało się bardzo proste i wbrew pozorom delikatniejsze, niż zwykłą męską maszynką.
Wzięłam więc głęboki wdech, pomyślałam, ach, raz kozie śmierć!, i spróbowałam ogolić nią delikatną skórę przy kostkach stóp, w tym miejscu, w którym kończą się skarpetki stópki.
Później – ogoliłam nią pachy.
Bez ani jednego zacięcia…
Jestem naprawdę szczęśliwa.
Takim moim małym marzeniem jest sprawić, aby nasz dom był przyjazny naturze. Aby zamiast tworzyw sztucznych były w nim tworzywa naturalne. Zamiast plastiku – drewno i metal, a zamiast poliestru – len i bawełna.
Nie będę Was przekonywała, abyście porzucili swoje plastikowe maszynki na rzecz metalowych. Nie będę mówić Wam, że lepiej jest używać maszynek z wymienną żyletką, niż wymienną całą główką.
Do każdej zmiany trzeba dojrzeć, tak jak i ja musiałam dojrzeć do sięgnięcia po żyletkę, której sam wydźwięk jest tak ostry, jak moje wspomnienie z dzieciństwa.
Ale zachęcam Was do zapoznania się z tematem, pooglądania ich, i spojrzenia na nie łaskawszym okiem.
Do swojej codzienności staram się wprowadzać jak najwięcej wolnych rytuałów. Chwil, które pozwalają mi się odprężyć, wyciszyć, skupić na sobie. Chwil, które sprawiają, że czas przestaje mieć dla mnie znaczenie, a liczy się tylko to, co tu i teraz.
W codzienności nie ma nic bardziej relaksującego, niż możliwość zadbania tylko o siebie. W zgodzie ze sobą i swoimi potrzebami.
Jakie emocje budzą w Was takie maszynki?
Czujecie przed nimi jakiś strach, obawę czy jesteście bardziej zafascynowani tematem?
W naszych świątecznych boxach, które pojawią się pod koniec listopada, będziecie mogli kupić boxy prezentowe właśnie z takimi maszynkami wielorazowymi i innymi produktami do pielęgnacyjnych, wolnych rytuałów.
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 31, 2019 | żyć lepiej
Kilka miesięcy temu, w czasie wakacji obiecałam sobie, że będę do Was wysyłać jeden mail w tygodniu. Będę informować Was o tym co u mnie obecnie się dzieje, dzielić się z Wami moimi przemyśleniami z danego dnia, tygodnia, chwili.
I choć newslettery pisze mi się szalenie przyjemnie, otwieram się na Was i widzę, że Wy na mnie też, to jednak do regularnego pisania podsumowań miesiąca trudno mi się zebrać.
Nie wiem czy to kwestia bariery jaką wywołuje moja podświadomość, bo jednak wiem, że maila przeczytają te konkretne osoby, a blog może przeczytać każdy – i ten życzliwy, i ten mniej. Ale postanowiłam złożyć dziś sobie postanowienie nowopaździernikowe, a właściwie już bardziej listopadowe, i tak jak udało mi się regularnie pisać maile, tak postanawiam regularnie pisać podsumowania!
A wbrew pozorom – w październiku działo się bardzo dużo….
Pięć tysięcy emocji, kilka ślepych uliczek i zatrzymany czas #Sum 10
Październik był miesiącem skrajnych emocji. Właściwie był jak emocjonalny łapacz snów, a każde zaczepienie nitki o obręcz to inna emocja. Poplątane, pomieszane, ale w efekcie – dające jakiś rezultat. Może nie najlepszy, ale nasz.
Gdybym miała porównać październik do słów piosnki, choć w moim przypadku zawirowania nie dotyczyły związku, to powiedziałabym: she lost him, but she found herself.
Wesele
Na początku miesiąca byliśmy w Okunince na weselu. I choć na co dzień nie lubię przypinania łatek, to po każdym weselu nadaję mu łatkę – taką łatkę numer jeden, coś, co wyróżniało to wesele spośród innych na jakich byłam.
Na tym weselu, jak jeszcze na żadnym innym, nie widziałam tylu serdecznych ludzi! To było niesamowite, ale widać było, że wszystkie te zgromadzone osoby naprawdę są po to aby wspólnie dzielić radość!
Czasem na forach czytam “jak komuś naprawdę będzie zależało to zrobi wszystko by….”. To wesele właśnie takie było – same osoby, którym naprawdę zależało!
To jest aż nie do opisania, ale patrząc na weselnych gości, w każdym było widać serdeczność, ciepło, radość.
Wzruszenie razy milion!
Każdemu życzę tak wspaniałych przyjaciół, jakich ma ta dwójka. Jakich mają ci małżonkowie.
Pole dyniowe
Jesień to okres zdjęć na aranżowanych polach dyń. Dziewczyny, czy nawet całe rodziny, pozują na stogach siana otoczone dyniami.
Jadąc na wesele widzieliśmy prawdziwe pola dyń. Widzieliśmy pola, które wzdłuż i wszerz ciągnęły się aż po horyzont. Pola dyń zebranych, ułożonych, uporządkowanych, i te leżących chaotycznie.
Jeden z bardziej niesamowitych widoków w moim życiu!
Prócz pięciu dyń rosnących na naszej działce i jednej, która rok w rok ucieka przez siatkę ogrodzenia – nie widziałam rosnących dyń, a już na pewno nie w tak olbrzymiej ilości.


Niesprawiedliwość
W październiku, jak w żadnym innym miesiącu, jak w żadnym innym roku od czasów drugiego roku studiów, nie odczułam takiej niesprawiedliwości i takiego absurdu.
Dawno też nie czułam w sobie takiego buntu przeciwko innym.
Bo nie ma nic gorszego, kiedy dajesz z siebie milion procent, kiedy starasz się, kiedy zależy ci, a ktoś z szerokim uśmiechem na twarzy, z przymrużonym okiem i głośnym śmiechem… kłamie. A ty nic z tym nie możesz zrobić.
I to właśnie w październiku zbuntowałam się w skutek takiego zachowania!
I to właśnie z tego powodu powstał wpis: mężczyźni mojego życia.
Bardzo rzadko w moim życiu zdarza się, abym kogoś przestała szanować, może nawet gardziła nim? Czuła wobec niego żal, niesmak, dystans.
W tym miesiącu właśnie tak zmieniły się moje emocje względem jednej osoby.
I choć nie jestem z tego dumna, czuję ogromny spokój.
Bo jeśli czegoś naprawdę nie jesteś w stanie już zmienić… – pozostaje ci to zaakceptować. I ja zaakceptowałam.
Ale jestem też z siebie dumna! Jestem z siebie dumna, bo ani przez chwilę nie zniżyłam się do poziomu tej osoby.
Jestem z siebie dumna, bo mimo trudnych chwil, pozostałam wierna swoim zasadom.
A myślę, że to jedna z cudowniejszych ludzkich cech.
Ebook!
W październiku udało mi się wydać ebook “oszczędzaj pieniądze dzięki uważności i życiu wolniej”. To jest coś niesamowitego. A jeszcze bardziej cudowne dla mnie jest to, że ebook nie leży samotnie w czeluściach internetu i nie zbiera kurzu, a jest przez Was kupowany i pobierany!
To jest taki poziom radości, zaufania, odwagi mojej i Waszej, to jest ten rodzaj emocji, która rozrywa klatkę piersiową, sprawia, że unosisz się do góry, zapowietrzasz się, brak ci tchu, brak ci słów, oczy robią się szerokie, dłonie próbują pokazać ogrom sprawy, a ty nie jesteś w stanie wydobyć z siebie słowa tylko pokazujesz, że jest radość, że taka duża sprawa, że dzieje się, że o matko nie wiesz co mówić, co robić, co czuć bo czujesz wszystko a powiedzieć chcesz jeszcze więcej!
I widzę jak rodzice są ze mnie dumni, jak mąż jest dumny, bo zrobiłam to – sama! Usiadłam, wymyśliłam, napisałam, zrobiłam sama karty pracy, stronę internetową….!
Coś niesamowitego!
I nie mogę tu nie wspomnieć o trzech osobach, które w tym dziele mi szalenie pomogły. I nie wiem czy to kwestia przewrotności losu, ale w tworzeniu ebooka brały udział same “Anny”:
Ja, Joanna Maj Dubińska – autorka
Joanna Knapik Ogród Komunikacji
– skład
Marzanna Włudyka – grafika
Anna Rossa – korekta
Szaleństwo!
ebook

Pijalnia ziół
Odwiedzenie tego miejsca było moim marzeniem już od dawna, ale ciągle było mi nie po drodze. Choć mieszkamy w Warszawie, to nasze życie, nasza codzienność ogranicza się do okolic naszego bloku.
Kiedy więc przyjechała do mnie Agnieszka – nie mogłyśmy spotkać się w innym miejscu niż w pijalni ziół.
Zapach, który tam się unosi jest czymś niesamowitym! A wszelkie smakołyki… – wyglądają po prostu bajecznie. Bo kto by się spodziewał, że w doniczce może być ukryty mus czekoladowo malinowy?
Bez dwóch zdań zakochałam się w wystroju miejsca, w drewnie, które otaczało nas z każdej strony, w tych kubkach na herbatę i miseczkach. To jest coś, co będę chciała wprowadzić w naszym mieszkaniu.
Odrobinę rękodzieła, odrobinę dawnych lat, odrobinę powolności.




Jesień na wsi
Ostatnie słoneczne dni postanowiliśmy wykorzystać na wsi.
Wciąż nie mogę nadziwić się jak to jest, że będąc w Warszawie człowiek ma ochotę siedzieć w domu, a będąc na wsi robi wszystko, byle do domu nie wracać?
Będąc na wsi wybraliśmy się na spacer w poszukiwaniu grzybów. I ku naszemu zaskoczeniu – znaleźliśmy przeogromne kanie i całe pola maślaków. Niektóre grzybki były tak małe i tak blisko siebie skupione, że zaczęły przypominać nam małe wioski smerfów.
Powietrze, kolory, przestrzeń, zapach…
I tylko takie marzenie mam, aby ludzie wyjeżdżający na wieś, kupujący na wsi działki, budujący swoje domy, ogrodzenia pamiętali, że nie przyjechali do dziczy, do próżni, do samotni. Przyjechali do lasu, do miejsca, w którym żyją dzikie zwierzęta. Przyjechali do miejsca, w którym choć stawiają płoty – to są gośćmi. Choć stawiają ogrodzenia, to nie są u siebie.
Głośna muzyka, porozrzucane śmieci… – tak sobie myślę, że jeśli nie zaczniemy szanować natury, tego co nam daje, do czego uciekamy, to niedługo wieś nie będzie się niczym różnić od miasta. Niedługo nie będzie do czego uciekać.
Bo kto chce wyjeżdżać w ciche miejsce, pooddychać leśnym powietrzem, szukać grzybów – pośród brzmiącego techno, walających się wszędzie butelek, rękawiczek, petów…?








W komentarzach dajcie znać jak Wam minął październik, co ciekawo się wydarzyło, jakie mieliście przemyślenia :)
Niby nasze wszystkie dni są takie same, niby tylko praca-dom, praca-dom. Ale to właśnie te małe codzienności, pojedyncze wydarzenia, kilka chwil – tworzy nasze życie najlepszym na świecie!
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 24, 2019 | żyć lepiej
Kiedy miałam około piętnastu lat, poznałam chłopaka, który do dziś jest moim przyjacielem. Wtedy tylko się kolegowaliśmy, nie wiedziałam jeszcze, jak ogromny wpływ na moje życie będzie miał ten o pięć lat ode mnie starszy chłopak.
Ten chłopak powiedział mi kiedyś, że “jeśli coś jest dobre, to trzeba się tym chwalić”.
I to właśnie mając z tyłu głowy te jego słowa – piszę dzisiejszy post.
Wszyscy mężczyźni mojego życia, którym zawdzięczam to jaka jestem
Z początku chciałam zatytułować ten post słowami “trzy zdania i trzech mężczyzn, którym zawdzięczam to jaka jestem”. Ale szybko zorientowałam się, że tych mężczyzn było w moim życiu znacznie więcej. I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że od zawsze otaczałam się wspaniałymi ludźmi.
“Kiedyś myślałem, że jesteś zadufana. A ty po prostu wiedziałaś o czym mówisz”
To są słowa, które zmieniły moje spojrzenie na wielu innych ludzi. Kiedy spotykam na swojej drodze kogoś, kto ma odmienne zdanie niż ja, kogoś, kto w pewnym postępowaniu jest bezwzględny, zero-jedynkowy, kogoś, kto reaguje nieadekwatnie do sytuacji – przypominam sobie chwilę, w której to ja usłyszałam te słowa.
Nigdy nie wiemy jaką ktoś kryje historię.
Kiedy ktoś próbuje mnie skrzywdzić, zrobić na złość, zrobić pod górę – pewnie, czasem się na to zdenerwuję. Ale częściej – zaśmieję się pod nosem i tylko przewrócę oczami.
Bo za dużo w życiu przeszłam, aby zatrzymywać się przy ludziach, którzy za nic mają wartości.
“Nie bądź jak ci, którymi gardzisz”
W emocjach, w złości, w wieku nastoletnim, kiedy zamiast krwi pulsuje w żyłach bunt i nierozumienie świata, tupiąc nogą, prawie płacząc, żaląc się koledze powiedziałam “będę taka jak oni!” – równie zła, równie złośliwa.
Nie wiem jak to się stało, że to akurat ten chłopak stanął wtedy na mojej drodze, bo przecież jakoś szczególnie blisko nie byliśmy, aby rozmawiać o takich sprawach. Ale dziękuję Wszechświatowi za tego chłopaka z całego serca!
Bo to on uświadomił mi, by zawsze być sobą. By zawsze żyć w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami. By zawsze być tym kim chcę, kto mi imponuje, a nie… By zawsze być lepszą wersją siebie.
“Honor mi na to nie pozwala”
Kiedy usłyszałam te słowa, poczułam się bardzo dziwnie. Nikt wcześniej nie mówił mi o honorze, o tym, że kieruje się takimi wartościami. Wiedziałam czym jest honor, wiedziałam czym są zasady, ale nigdy wcześniej nie spotkałam osoby, która z powodu honoru – nie zgodziłaby się na coś. Nie powiedziałaby czegoś.
Jego wewnętrzne zasady mu nie pozwoliły.
Coś pięknego!
Te słowa wywołały we mnie tak ogromny podziw i uznanie, że tym bardziej zapragnęłam być… – prostolinijna. Zapragnęłam żyć w zgodzie ze sobą.
I nigdy nie mieć sobie nic do zarzucenia.
Pewnie, ja też jestem tylko człowiekiem. Pewnie, czasem i ja zachowuję się źle, nie tak.
Ale umiem się do tego przyznać.
Czuję, że żyjąc honorowo – korona mi nie jest potrzebna. Bo ja nic nikomu udowadniać nie muszę.
“Nigdy nie patrz na kogoś z góry, chyba, że chcesz pomóc mu wstać”
To są słowa, które od razu wywołują mój uśmiech!
Inne, ale w podobnym tonie brzmiące to: nigdy nie zaglądaj komuś do talerza, chyba, że chcesz się upewnić, że ma co jeść.
Nie ma powodu, dla którego ktoś miałby być gorszym człowiekiem ode mnie.
Myślę, że nie ma takiego człowieka, którego historię znałabym na tyle mocno, aby móc dać o nim osąd. Są zachowania, których nie pochwalam, które uważam za złe, niewłaściwe, żenujące, niesmaczne. Są zachowania, które budzą we mnie złość, agresję, furię i wybuch płaczu spowodowany niesprawiedliwością. Ale nie ma ludzi, od których czułabym się lepsza lub gorsza. Są natomiast tacy, przy których chcę spędzać czas bardziej, przy których czuję się szczęśliwa. I to im chcę poświęcić mój czas, energię i spojrzenie.
Kiedy miałam 16 lat, mój obecny mąż zarzucił mi, że żyję cytatami.
Ale to właśnie te cytaty, zdania rzucone bardziej świadomie lub nie – mają wpływ na to kim później będziemy. To te zdania budują naszą pewność siebie, nasze zasady i nas.
To dzięki tym słowom dziś z uśmiechem na buzi dumą w sercu mogę powiedzieć: tak, cieszę się z tego jaka jestem.
Cieszę się, że to ci ludzie, te słowa stanęły na mojej drodze.
To niesamowite, jak wiele człowiek potrafi wnieść do naszego życia i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.
A Wy, nosicie w swoim sercu zdania, które Was ukształtowały?
Które stały się Waszą wartością w dorosłym życiu?
Co to za słowa?
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 19, 2019 | żyć lepiej
Miłość do zwierząt bez wątpienia odziedziczyłam po tacie. Tak jak mój tata, bardziej jestem wrażliwa na los i cierpienie zwierząt niż ludzi. Gdzieś tam głęboko jestem przekonana, że człowiek, co by się nie działo, jakoś sobie poradzi. A zwierzę, pies… – zdane jest na człowieka.
Bezsilnie.
Bezradnie.
W biernym oczekiwaniu.
Projekt Yellow Dog – akcja, która budzi we mnie mieszane uczucia
Mimo ogromnej miłości do zwierząt, którą miałam w sobie już w najmłodszych latach życia, rodzice widząc jakiegoś psa na ulicy, czy to biegającego luzem, czy na smyczy, bez względu czy był to pies sąsiadów, czy obcego człowieka, zawsze powtarzali mi, że nie wolno psa dotykać.
Tłumaczyli mi, że pies to nie zabawka.
Tłumaczyli, że pies nie potrafi czytać ludziom w myślach i nie wie, czy chcę go udusić, czy tylko okazać miłość.
Rodzice tłumaczyli mi, że pies to czyjaś “własność” i nie mogę tak bez pytania robić co chcę. I najważniejsze – nie wiesz, jaki jest pies – tłumaczyli mi. Pies może ugryźć.
Rodzice tłumaczyli mi, że każdy pies może ugryźć. Tłumaczyli mi, że jeśli wyciągnę ręce do nieznajomego psa, a ten mnie ugryzie – to będzie moja wina.
Kiedy myślę o tym jak rodzice mnie wychowywali, czasem łapię się za głowę. W dzisiejszych czasach, czasach panów i władców, czasów bezstresowego wychowywania, taka postawa spotkałaby się z ogromnym niezrozumieniem.
Przecież – dziecko chciało tylko pogłaskać.
Przecież – to twoja wina, pies jest agresywny, powinien mieć kaganiec.
Choć są ludzie, którzy strasznie oburzają się za porównywanie psów do dzieci, posiadanie psa do rodzicielstwa, ja jak najbardziej tym porównaniom przyklaskuję.
Do wszystkich zwierząt powinniśmy mieć taką samą postawę jak rodzice mają względem swoich dzieci: nie chcę by ktoś obcy go dotykał, brał na ręce, częstował.
Tylko nikt dzieciom na czoło nie zakłada żółtej wstążki.
I nikt nie potrzebuje informować całego świata, że jego dziecko potrzebuje przestrzeni.
Projekt Yellow Dog właśnie o tym jest.
Polega na przypięciu do smyczy lub obroży żółtej wstążki, której celem jest poinformowanie otoczenia o tym, że pies potrzebuje przestrzeni i nie należy do niego podchodzić, głaskać go ani dopuszczać do niego swojego psa.
Na jednym z portali Internetowych przeczytałam też, że obowiązkiem właściciela jest poinformowanie ludzi o tym, że pies jest agresywny (?), a także, że żółta wstążka nie zwalnia właściciela z zapisania zwierzaka na specjalne zajęcia socjalizacyjne.
I niby cieszę się, że akcja uświadamia społeczeństwo o tym, że psy mogą mieć swoje problemy, mogą nie być przyjacielsko nastawione do innych psów, to nie podoba mi się takie naznaczanie psa.
Pies to nie zabawka.
Pies nie potrafi czytać ludziom w myślach i nie wie, czy masz dobre intencje, czy nie.
Pies to żywe stworzenie, które ma swoją przeszłość, swój charakter i swój cel.
Mój pies jest ze mną po to, aby mnie bronić.
Kiedy wyczuwa mój strach względem jakiegoś człowieka – staje w poprzek mnie i zaczyna szczekać.
Kiedy jakiś pies biegnie w naszą stronę – mój pies odbiera to jak atak na mnie i obiera postawę obronną.
Jeśli mój pies, który jest na smyczy, ugryzie ciebie lub twojego psa – to nie dlatego, że jest agresywny. Zrobi to, ponieważ czuje zagrożenie, a jego celem jest bronienie mnie.
Moim obowiązkiem nie jest poinformowanie ciebie o tym, że mój pies może ugryźć.
To twoim obowiązkiem jest zrozumienie, że pies to żywe, dzikie, choć udomowione, stworzenie i nie można traktować go jak słodkiej zabawki.
I każdy pies, tak jak każdy człowiek, jest inny.
I każdy pies, tak jak każdy człowiek, może nie chcieć być przytulany i głaskany przez wszystkich w koło.
I tak jak normalnym jest, że nie pchamy rąk w stronę malutkich dzieci w wózku, tylko dlatego, że są słodkie, tak samo nie wyciągajmy rąk w stronę obcych psów.
Dziecko nie zareaguje, zareaguje jego rodzic.
Pies zareaguje. Ale nie będzie niczemu winne.
Ps. Czy zauważyliście, że kiedy ktoś wsiada do w miarę pustego autobusu, zazwyczaj wybiera to miejsce, obok którego nikt nie siedzi?
Jesteśmy ludźmi, a jednak mając możliwość – wybieramy siedzenie w samotności, w przestrzeni.
Wręcz dziwimy się, i powstają o tym memy, jak ktoś, mając do dyspozycji cały pusty autobus, siada właśnie obok ciebie (!).
Dlaczego więc uważamy, że pies tej przestrzeni nie potrzebuje?
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 6, 2019 | żyć lepiej
Macie czasami takie poczucie, że minął weekend a Wy ani trochę nie odpoczęliście? Siedzieliście w domu, niby coś tam robiliście, niby odpoczywaliście, a jednak… – czujecie się jacyś tacy zmęczeni? A może czujecie się rozdrażnieni, że minął weekend a Wy nic konkretnego nie zrobiliście. Jakiś taki ten weekend był… byle jaki.
Zastanawialiście się kiedyś – dlaczego czasem tak właśnie się czujemy?
Co nam daje obcowanie z naturalnym drewnem w domu
Kiedy w moim życiu były takie weekendy, po których czułam się bardziej sfrustrowana niż odprężona, zaczęłam zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje? Przecież właśnie z tego powodu tak bardzo wyczekiwałam weekendu – chciałam w końcu pobyć w domu i móc zająć się sobą. Przecież właśnie tego chciałam – chciałam cały dzień chodzić w dresie, włączyć muzykę i nic nie robić. Skoro to wszystko miałam – skąd była ta frustracja i poczucie zmarnowanego czasu?
Po kolejnym weekendzie, który bardziej mnie zmęczył, niż pozwolił się odprężyć, postanowiłam przyjrzeć się swoim potrzebom i reakcjom. Zaczęłam zwracać większą uwagę na te momenty, w których zaczynałam czuć frustrację, zniecierpliwienie, rozdrażnienie.
W pewnym momencie zauważyłam, że najbardziej rozdrażniona jestem wtedy, kiedy ani razu nie wyjdę z domu. Kiedy spędzę cały dzień w mieszkaniu, otoczona betonowymi ścianami, meblami z w półpołyskującej sklejki i bibelotami wykonanymi z tworzywa sztucznego.
Zrozumiałam wtedy, że dzień zaliczam do udanych tylko wtedy, kiedy choć raz wyjdę na zewnątrz. Kiedy choć na chwilę, choćby na dziesięć minut, wyjdę z domu na spacer…
Co ciekawe – nie musiałam iść w żadne konkretne miejsce, aby móc zaliczyć dzień do udanych. Nie musiałam załatwić żadnej konkretnej sprawy. Wystarczyło, że po prostu wyszłam z domu.
Dopiero później, kiedy zaczęłam więcej i więcej obcować z naturą, dowiedziałam się, że wcale nie chodziło o to, aby wyjść z domu, zmienić otoczenie. Chodziło o to, co daje natura.
Czy pamiętacie czasy, w których uprawiało się ziołolecznictwo?
Kiedyś ludzie posiadali wiedzę o ziołach, olejkach eterycznych, wpływie roślin na organizm.
Okazało się, że są rośliny, które działają na nas kojąco. To są, na przykład, olejki zawarte w żywicy drzew iglastych lub garbniki, zawarte w drzewach liściastych. Ich zapach, choć przez nas może niewyczuwalny, wpływa na obniżenie naszego stresu. Nie musimy wyczuwać konkretnego zapachu, aby on na nas działał.
Najbardziej korzystnymi dla nas zapachami, są olejki pochodzące z takich drzew jak: sosna, dąb, jabłoń, lipa, kasztanowiec i brzoza. To właśnie te gatunki drzew uważało się niegdyś za te, które oddają nam swoją dobrą energię, koją nasze nerwy, relaksują nas, obniżają ciśnienie.
Natomiast drzewa takie jak: topola, bez czarny czy osika uważane są za drzewa odbierające energię, męczące nas.
Drzewo, drewno kojarzone jest też z domowym ciepłem. To właśnie drewnem pierwotnie paliło się w domach, co sprawiało, że wokół robiło się milej, przytulniej, i to właśnie do tego uczucia z biegiem lat, z biegiem przenoszenia się do miast, zaczęliśmy tęsknić bardziej.
Wprowadzając drewno do naszego wnętrza, wprowadzamy odrobinę dawnych lat, dawnej bliskości, harmonii, miłości.
Chcąc żyć wolniej, uważniej, bardziej świadomie w pędzącym świecie, świecie konsumpcjonizmu i sztucznego tworzywa – drewno jest tym surowcem, które przypomina nam o tym, ile dobrego daje nam natura i jak ważne jest, aby z nią obcować.
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 6, 2019 | żyć lepiej
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 6, 2019 | żyć lepiej
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego właściwie używamy płatków kosmetycznych z bawełny zamiast z wiskozy bambusowej? Choć proces produkcyjny oby materiałów zasadniczo nie różni się od siebie, w obu przypadkach wykorzystywane są substancje chemiczne niekorzystne dla środowiska, to wyraźną różnicę zobaczymy w uprawie samej rośliny.
Dlaczego wielorazowe płatki kosmetyczne powinny być z wiskozy bambusowej – właściwości materiału
Bambus jest rośliną, która w czasie uprawy nie ma zbyt wielu wymagań, a przy tym jest niesamowicie wydajna. W czasie jednej godziny, bambus jest w stanie urosnąć o 5 cm, bez stosowania dodatkowych substancji wspomagających jej wzrost. Dodatkowo, bambus jest rośliną na działanie grzybów. To właśnie dzięki tym cechom uważa się materiał z włókna bambusowego za ekologiczniejszy i bardziej przyjazny środowisku niż bawełna.
W kosmetyce wykorzystuje się takie właściwości wiskozy bambusowej jak:
- wysoka chłonność wody i szybkie odparowywanie – dzięki czemu nie rozwijają się w niej tak szybko bakterie
- delikatność, miękkość – co szczególnie jest istotne przy delikatnej skórze twarzy
- pochłanianie zapachów – nawet stosując kosmetyki czy środki piorące, płatek kosmetyczny pozostaje bezwonny
- wytrzymałość na przetarcia – mimo licznych prań i czasu użytkowania, płatki wciąż wyglądają estetycznie
Choć biorąc pod uwagę cały proces produkcyjny bawełny i wiskozy bambusowej nie możemy mówić, że są to produkty przyjazne naturze, to biorąc pod uwagę poszczególne etapy produkcji produktu – wiskoza bambusowa jest zdecydowanie lepszą alternatywą, ze względu na proces uprawy trawy.
utworzone przez WolnoWolniej.pl | paź 6, 2019 | żyć lepiej
Wiedzieliście, że jeszcze kilakdziesiąt lat temu Polska była usłana lnem? Nie było takiego rejonu w Polsce, w którym nie hodowanoby tej rośliny. A dziś? Dziś nasz polski len odszedł przez nas w zapomnienie, na uciechę zachodnich sąsiadów.
A szkoda, bo len to bardzo wdzięczna roślina. Jego włókna, materiał, który powstaje z lnu – ma niewyobrażalnie duże zastosowanie.
My, wykorzystujemy go do produkcji woreczków do przechowywania żywności…
Dlaczego woreczki na żywność powinny być z lnu – właściwości materiału
Choć w pierwszym kontakcie z materiałem, len wydaje się być tkaniną szorstką, nie przyjemną, to w rzeczywistości zyskuje przy bliższym poznaniu. Wraz z użytkowaniem, włókna lnu stają się coraz bardziej miękkie, elastyczne i przyjemne w dotyku.
Jego główną, estetyczną zaletą jest to, że len nawet po długim używaniu nie mechaci się i wciąż wygląda jak nowy, zachowując swoją połyskującą strukturę co nadaje mu szlachetności.
W branży spożywczej natomiast, wykorzystuje się jego takie cechy lnu jak:
- Wysoka chłonność – len szybko pochłania wilgoć i szybko ją oddaje, dzięki czemu wewnątrz materiału nie dochodzi do zbierania się kropelek wody, a produkty nie zaparzają się. Szacuje się, że len jest w stanie pochłonąć nawet 20% wody więcej, niż sam waży, a przy tym wciąż pozostaje suchy.
- Właściwości antygrzybiczne – nie rozwijają się na nim bakterie i grzyby tak szybko, jak na innych materiałach, co pozwala na dłuższe zachowanie świeżości żywności
- Niepochłanianie zapachów – w przeciwieństwie do innych materiałów, len nie chłonie zapachów, dzięki czemu idealnie nadaj się do przechowywania żywności bez uszczerbku na jej walorach zapachowych
- Odporność na zabrudzenia – włókno lnu jest antystatyczne, co powoduje, że “nie przyczepiają się” do niego drobinki brudu
Dzięki grubym włóknom, len świetnie sprawdza się w przechowywaniu produktów sypkich oraz kruszących się.
Jeśli spakujemy do lnianego woreczka ciastka, nie musimy obawiać się okruchów w naszej torebce.
Dodatkowo, len jest materiałem bardzo wytrzymałym na uszkodzenia mechaniczne, dzięki swoim mocnym włóknom.
utworzone przez WolnoWolniej.pl | wrz 30, 2019 | żyć lepiej
Głęboki wdech i wyliczanie obowiązków: etat, sklep, blog, pies, dom, czas dla siebie i męża.
Etat – 10 godzin, bo przecież jeszcze dojazdy. Sklep – kilka godzin – bo przecież wszystko robione jest ręcznie u nas w domu, bo przecież chcemy aby sklep się rozwijał – więc szukanie nowych materiałów, najlepszych sposobów wykonania. Blog – kilka godzin na pisanie, kilka godzin na zrobienie zdjęć, na newsletter i maile. Pies – ugotowanie mu jedzenie, wyjście z nim na spacer, zabawa – bo przecież on też potrzebuje uwagi. Dom – ogarnianie mieszkania, odkurzanie (teraz nawet częściej, bo pies linieje), zrobienie obiadu, puszczenie prania, zmywanie… .
I w końcu czas dla siebie – chwila dla siebie, dla swoich pasji, chwila odpoczynku po pracy, chwila odpoczynku między jednym a drugim obowiązkiem.
Mąż – pięć minut na rozmowę.
Czas spać.
W pędzie życia, błagam Cię, nie zapominaj o jednym!
Gdzieś pomiędzy obieraniem ziemniaków a myciem patelni pada pytanie “jak tam w pracy?”. Szybka wymiana zdań co dziś i jutro w planach.
I czas spać.
I tak dzień w dzień.
Aż w końcu przychodzi piątek, a ty nie wiesz co się dzieje, kiedy to zleciało, jakim cudem, bo przecież jeszcze wczoraj był wtorek – a na pewno środa!
I nagle dzieje się coś, co wyprowadza Cię z równowagi.
Co daje upust emocji skumulowanych ze wszystkich zabieganych dni. Nie nadążasz, masz dość, czujesz jakbyś wpadła z wielkim hukiem na niewidzialną szybę!
I nie wiesz już, czy to ty jesteś w tak ogromnej rozsypce, czy to szkło jest rozsypane wokół ciebie.
Potok słów. Natłok emocji.
Nie wiesz już czy to depresja, zmęczenie, złość. Nie wiesz już co jest prawdą, a co nie. Nie wiesz co czujesz.
Skrajne wyczerpanie.
Głowa za ciężka od myśli by ją dźwigać.
I wtedy patrzysz na tego swojego faceta i myślisz sobie: ja go już nie kocham. On nie daje mi szczęścia, nie jestem z nim szczęśliwa. Mijamy się, nie rozmawiamy (chyba, że o pracy, ale to nie rozmowa), nie spędzamy razem czasu… . Myślisz sobie, że masz już dość ogarniania życia sama, że przecież on nic, a ty wszystko. Zdajesz sobie sprawę, że brakuje ci miłości, czułości, poświęcenia tobie uwagi. Wspólnie spędzonego czasu – a nie wspólnego mieszkania, mijania się, świadomości, że jest, ale jakby go nie było.
I wtedy myślisz sobie, może nawet gdzieś tam w głębi swoich myśli już podjęłaś decyzję, że to już koniec.
To nie ma sensu.
Mówisz do siebie na głos: nie jestem szczęśliwa.
Koniec.
* * *
W tym pędzie życia, w tej codzienności, mimo różnych godzin pracy, różnych etatów, mimo różnych pasji i różnych obowiązków, mimo tych wszystkich spadków formy, mimo braku sił, braku humoru, braku spełnionych potrzeb – w tym pędzie życia i w tej codzienności – ja Cię błagam – nie zapomnij o jednym – o uczuciu.
Nie zapomnij o tym co czułaś, kiedy mówiłaś “tak” na widok jego klęczącego z pierścionkiem.
Nie zapomnij o tym co czułaś, kiedy mówiłaś “tak” ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Co czułaś, kiedy poszliście na pierwszy spacer i pierwszą rankę.
Kiedy pierwszy raz złapaliście się za ręce.
Nie zapomnij o tym co czułaś, kiedy zorientowałaś się, że łapanie się za ręce stało się czymś tak bardzo normalnym.
W tej codzienności obowiązków, mimo etatu, mimo różnych godzin pracy, różnego harmonogramu dnia – nie zapomnij, że łączy was coś więcej niż słowa, myśl “jesteśmy razem”.
Nie jesteście razem bo słowa.
Więc kiedy opadniesz już z sił, kiedy już łzy będą napływały Ci do oczu a emocje bezwiednie zacisną Twoje pięści – po prostu stań przed nim i powiedz: przytul mnie.
Nie ma nic złego w braku sił.
I nie ma nic złego w proszeniu o pomoc.
W pokazaniu, że nie dajemy już rady.
Nasza codzienność to ogrom obowiązków i jeszcze więcej bodźców. Mamy prawo nie mieć sił.
Lecz przytulenie – to jeden z lepszych sposobów na odnalezienie równowagi.
Mocny uścisk, ciepła szyja, zapach bezpieczeństwa… .
A gdy zapomnimy o uczuciu – nie będziemy się już niczym różnić od dwojga współlokatorów, których nic nie łączy.
Kiedy zapomnimy o uczuciu – zostaniemy po prostu kolegami, którzy razem się śmieją i nic więcej.
Okazanie uczuć, okazanie emocji – to najcięższa praca jaką trzeba wykonać będąc razem, kiedy nie ma się już na nic sił… .
Więc nie zapomnij o uczuciu, które rozrywało Ci serce, kiedy on pierwszy raz złapał Cię za rękę.