Czy zdarzyło Ci się kiedyś przeżywać coś negatywnego zbyt długo? Przejmować się czymś zbyt długo? Zamartwiać się czymś, na co nie bardzo miałaś wpływ?
A może masz czasami tak, zwłaszcza wieczorami, niby chcesz odpocząć, zrelaksować się, ale czujesz, że Twoja głowa jest tak niemiłosiernie ciężka… że aż nawet ciężko Ci utrzymać powieki w górze?
Jest tyle rzeczy, którymi potrafimy się zamartwiać każdego dnia… Praca, pieniądze, relacje, rodzina, przeszłość, przyszłość… ech…
Myślisz sobie czasem, że chciałabyś, aby inaczej wyglądało Twoje życie?
Te myśli są strasznie toksyczne… wysysają z nas całą energię, całą sprawczość…
Jak je powstrzymać? Co możesz zrobić, aby wyciszyć myśli i odpocząć? Jak przestać się zamartwiać? Jak odpuścić?
Dziś opowiem Ci o mojej ulubionej technice odpuszczania. Ale od razu uprzedzam – moja mama jej we mnie nie znosi!
Moja mam uwielbia mieć wszystko zaplanowane. Ona już we wtorek wie, co będzie robić w sobotę za dwa tygodnie. Mało tego! Stara się przewidzieć kłopoty, które mogłyby pojawić się na drodze do realizacji planu i już obmyśla wszystkie możliwe rozwiązania.
Następnie dzwoni do mnie i pyta: Asia, co robicie za dwa tygodnie w sobotę? Bo ja wymyśliłam… i tu opowiada mi cały scenariusz na każdą czarną godzinę i te po między też.
I wtedy wpadam ja, cała na biało i mówię: mamuś, do tego czasu plany mogą nam się zmienić jeszcze 10 razy, zapytaj mnie o nie w piątek rano za dwa tygodnie to powiem Ci co będę robić w sobotę.
Taak… moja mama nie znosi tego we mnie. Nie rozumie, jak można tak nic nie planować.
A odpowiedź jest bardzo prosta: rozczarowania bolą. Kiedy się na coś nastawimy a zdarzenia nie układają się po naszej myśli, los rzuca kłody pod nogi a gwiazdy na niebie układają się w wielki wykrzyknik – z człowieka uchodzi cała energia i radość. Ma wrażenie, jakby za te swoje plany płacił bardzo dużą cenę.
A nie tak powinno być. Piękne chwile nie powinne mieć smaku goryczy.
Bo widzisz, odpuszczanie to nie to samo co bycie obojętnym. Odpuścić to przestać walczyć, działać, zastanawiać się. Gdybym miała porównać do czegoś odpuszczanie, powiedziałabym, że jest jak płynięcie kajakiem po rzece. Nie musisz wiosłować, aby posuwać się do przodu, aby płynąć. Pewnie, możesz to robić, wtedy będziesz płynąć szybciej, ale będziesz też mieć dużo mniej czasu na reakcję, a twoje ruchy będą gwałtowne, chaotyczne. A kiedy nagle okaże się, że przed tobą jest przeszkoda – bardzo możliwe że stracisz równowagę i wpadniesz do wody. Natomiast jeśli będziesz biernie poruszać się po tej rzece, będziesz mieć czas na obserwowanie trasy a Twoje ruchy będą spokojne, opanowane – unikniesz katastrofy i będziesz płynąć dalej swoim własnym tempem suchy.
Kiedyś przeczytałam bardzo fajne zdanie: pośpiech jest złym doradcą. Takich złych doradców możemy znaleźć wielu, to będą też emocje.
Dlatego… gdy dzieje się coś złego, kiedy natrafiam w swoim życiu na przeszkodę, coś zaczyna mnie trapić, sprawia, że moje plany zaczynają sypać się a rzeczywistość nie wygląda tak jak sobie to wymyśliłam… – odpuszczam. Podnoszę wiosła i pozwalam rzece prowadzić mnie. Dopiero kiedy emocje uspokoją się, krew przestanie buzować a w głowie zrobi się przestrzeń na jasne myśli: zaczynam układać nowy plan.
Zastanów się, czy w czasie burzy, wielkiej ulewy i jeszcze większego wiatru – wychodzisz do ogrodu aby na nowo ustawić wszystkie poprzewracane doniczki?
Nie. Nie robisz tego. Mogłaby Ci się stać krzywda. Czekasz więc spokojnie w domu, wtulasz się w najcieplejszy koc i popijasz gorącą herbatę z gałązką rozmarynu, plastrem pomarańczy i goździkami. I nie myślisz o tym, że na dworze jest zimno i mokro. Pocierasz stópką o stópkę i myślisz sobie jak bardzo Ci teraz błogo.
Ale sama świadomość, że powinno się odpuścić, nie zawsze pomaga. Tak samo jak nie pomaga powiedzenie osobie wkurzonej: uspokój się.
Wiesz co ja robię, kiedy muszę odpuścić a jestem w silnych emocjach?
Wyobrażam sobie jedną scenę. Jeśli jesteś z pokolenia lat 90tych to może kojarzysz taką bajkę fabularną, która leciała na Jetix: Dziwne przypadki w Blake Holsey High.
W jednym z odcinków Josie trzymała w ręce dziennik i powiedziała do siebie: dorzuć wszystkie rzeczy, które cię bolą. Jeszcze nie rozumiała tych słów. Ale popatrzyła na dziennik i nagle wszystko stało się jasne – z calej siły odrzuciła go daleko od siebie.
Kiedy czuję, że muszę odpuścić – w myślach odrzucam od siebie dziennik i obserwuję, jak wypadają z niego wszystkie kartki. Robi się w nim przestrzeń.
Taka wizualizacja pomaga mi złapać oddech i wprowadzić spokój.
Ale ta metoda nie zawsze się sprawdzi.
Jeśli jest coś, co Cię trapi tak mocno, że nawet wyobraźnia nie jest w stanie Ci pomóc – odrzuć to od siebie dosłownie. Weź coś ciężkiego, jakąś wielką gałąź czy badyl, napisz na nim albo wyryj ostrym nożem słowo, które jest powodem twojego zmęczenia, frustracji, obaw i odrzuć to daleko od siebie.
Odrzuć to. Wyżyj się. Uwolnij się.
Pamiętaj, nie przejmowanie się to nie to samo co bycie obojętnym. To danie sobie czasu i przestrzeni na odnalezienie się w nowej sytuacji i ułożenie nowego planu.