Swego czasu poznałam pewnego biznesmena. I proszę nie mieć tu żadnych zbereźnych myśli! To było na pewnym evencie dla firmy informatycznej. Samo wydarzenie miało miejsce pod warszawą, w takim dworku, małym pałacyku. Pałacyk miał z 20 sypialni, wielką salę bankietową, a kuchnia znajdowała się w podziemiach. Pamiętam, że jak tam zeszłam do kuchni, to bałam się, że się zgubię. Było tam mnóstwo przestrzeni, pokoików, zakamarków. Natomiast jak wychodziło się z sali balowej, bankietowej na zewnątrz, to schodziło się takimi półokrągłymi schodami do ogrodu, a na wprost stała fontanna z rzeźbą. Jednym słowem – dworek robił wrażenie!
W czasie jednej z rozmów z ów biznesmenem okazało się, że ten pałacyk należał do niego. Kupił go kilka lat wcześniej, odrestaurował i nawet mieszkał w nim przez 1.5 roku z rodziną. Ale koniec końców przenieśli się do domu bo… mieli dość latania do piwnicy do kuchni po każdą pierdołę. Wyobrażasz to sobie? Zabrakło keczupu? Wstajesz od stołu, przemierzasz przez całą salę bankietową, schodzisz do piwnicy, szukasz kuchni i wracasz. I tak 3 razy w czasie jednego posiłku!
Kiedy zapytałam tego biznesmena dlaczego właściwie kupił ten obiekt to powiedział, że zawsze chciał zobaczyć jak to się mieszka w takim miejscu.
Ciekawa odpowiedź, nie powiem. Ale jeszcze ciekawsze, a może smutniejsze było to, gdy powiedział: pracuję 8 godzin dziennie. Od ósmej do ósmej…
Historia o tym biznesmenie nie jest jedyną, jaką mogę opowiedzieć. Swego czasu pracowałam w firmie, w której właściciel potrafił przyjechać do firmy w sobotę o 6 rano i wyjechać po 19. Praca w tygodniu od 7 do 18 była prawie że standardem.
Obaj mężczyźni, bez wątpienia w biznesie odnieśli ogromny sukces! Ich majątek był imponujący! Tylko jakim kosztem…prawda?
Ten podcast nagrywam na prośbę jednej z czytelniczek mojego instagrama. Poprosiła mnie o nagranie odcinka jak żyć wolniej prowadząc swoją firmę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy odpowiednią osobą do takiego nagrania, wszak prowadzę swoją małą jednoosobową firmę a nie żadne przedsiębiorstwo zatrudniające kilka osób ale… wiem, że część moich czytelniczek też ma swoje działalności. Dlatego doszłam do wniosku, że podzielę się z Tobą właśnie takimi moimi 3 sposobami, na zachowanie spokoju mając swoją działalność.
Po pierwsze: zasady
Jak tylko założyłam swoją działalność, powiedziałam sobie: pracuję tylko z miłymi ludźmi. Nie po to rzucałam etat, aby dalej otaczać się negatywnymi emocjami i toksycznymi ludźmi. Wyznaję zasadę, że współpracując ze sobą, jesteśmy partnerami. Ja świadczę usługę, która ma jakiś cel. Nie jestem przysłowiowym chłopcem do bicia, aby ktoś miał się na mnie wyżywać, bo jego firma nie przynosi zamierzonych zysków, bo miał zły dzień, przejmuje się.
Jeśli czułam, że współpraca z daną osobą nie odpowiada mi, czuję się przez nią źle, struta, męczę się – rezygnowałam.
Bo żadne pieniądze nie są warte naszego złego samopoczucia.
Dzięki takiemu podejściu, niektóre z moich klientek stały mi się tak bliskie, jakby były moimi siostrami. I to jest niesamowite! To jest to, o co walczyłam w swojej własnej firmie. O te dobre emocje.
Po drugie: dałam sobie czas na poznanie siebie i dostosowanie rytmu dnia i pracy do potrzeb mojego organizmu. Zauważyłam, że najlepiej pracuje mi się rano i wieczorem. Po południu jestem zmęczona harmidrem, czasem spędzonym przed komputerem, w między czasie muszę zrobić obiad, wyjść z psem, itd. Bez biczowania się, bez przejmowania się, bez wyrzutów sumienia – między 13 a 15 nie pracuję. W tych godzinach jestem zazwyczaj tak bardzo niewydajna, że szkoda mojego czasu i pieniędzy klientek. Po prostu – w tym czasie muszą odpocząć, wyciszyć się, zregenerować.
Do pracy ponownie siadam koło 15 a czasami wieczorem, koło 19, jeśli jest coś lżejszego do zrobienia.
Ale – to jest mój wybór. Moje klientki szanują mój czas wolny, mój styl pracy i kompletnie nie oczekują, że o 19 odpiszę im na wiadomość. I ta zasada działa w obie strony.
Po trzecie – rytuały. Mam swój rytuał, co kiedy robię. Np. rano odpisuję na wszystkie maile. Faktury dla księgowej – ściągam na bieżąco, aby o niczym nie zapomnieć. Akurat specyfika mojej pracy jest taka, że pozwala mi pracować w blokach. Czasem poświęcam jeden dzień dla jednej klientki, a pracę dla innych – przesuwam na kolejny dzień. Jeśli akurat nie mogę tak zrobić, to staram się mimo wszystko dzielić pracę w ciągu dnia tak, aby móc w pełni skupić się na jednej osobie w jednym czasie.
Po czwarte – zlecam. Jeśli wiem, że coś zajmie mi zbyt dużo czasu lub ktoś może daną rzecz zrobić lepiej ode mnie – zlecam ją. Tak było w przypadku identyfikacji wizualnej i logo dla wolno wolniej. Choć mogłam sama dobrać kolory dla swojej marki, wiedziałam, że Weronika nie tylko zrobi to dużo lepiej ode mnie, ale wiedziałam też – że jak ona to zrobi, to ja nie będę nic zmieniać. Dobierając kolorystykę dla wolno wolniej zawsze ale to zawsze korciło mnie aby coś poprawić. Oddanie mojej marki w ręce Weroniki nie tylko zaowocowało piękną oprawą graficzną mojej marki, ale także – wybiło mi z ręki argument, aby tracić czas na poprawianie w nieskończoność tej samej rzeczy.
Czy ten odcinek podcastu był dla Ciebie pomocny? Czy odnajdujesz w nim rady dla siebie? A może coś Cię zaintrygowało? Daj mi o tym znać. Dla mnie ten odcinek był jednym z trudniejszych do nagrania. Te zasady które wymieniłam, są wynikiem potrzeb mojego organizmu i emocji, jak wywołują we mnie różne zdarzenia.
Podsyłam Ci je jako inspirację. A jeśli miałabym Ci doradzić jedną rzecz, to powiedziałabym: słuchaj tego, co mówi Twoje ciało i nie walcz z nim. Jak to powiedziała jedna z dyrektorek etatu: z niewolnika nie ma pracownika.
Nie bądź niewolnikiem w swojej własnej firmie.