Jak fanatyzm niszczy pasje – jak zniechęcić do swojej pasji

Jak fanatyzm niszczy pasje – jak zniechęcić do swojej pasji

Za każdym razem gdy widzę wywyższanie się w Internecie, na forach społecznych, to cieszę się, że mam swój dom, wiecie? Za każdym razem gdy zamykam komputer (bo już czytać tych pierdół nie mogę) cieszę się z mojego życia. Z tego jakiego mam męża, kim on jest, kim my jesteśmy. Cieszę się, że nie jesteśmy krowami, a nasze noski mają ładny kształt.

Jak fanatyzm niszczy pasje

Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo facebook zmienił Wasze poglądy, pasje, zainteresowania? W moim przypadku, dzięki facebookowi znalazłam mnóstwo grup, blogów o przeogromnie różnej tematyce i każda z tych tematyk rozwinęła mnie!
Zafascynowała mnie na przykład poprawna polszczyzna. Choć nie siedzę dzień i noc ze słownikiem, i nie uczę się na nowo odmian rzeczowników przez przypadki, to dzięki tej grupie wiem, że nie mówi się “dziś jest piąty maj” tylko “dziś jest piąty (dzień) maja”.

Grupy o tematyce zero waste utwierdziły mnie w przekonaniu, że naprawdę nie potrzebuję pakować każdego owocu, warzywa w oddzielną siateczkę. Mogę wrzucić wszystko do czapki, jednej reklamówki, jednej torby, którą zawsze mam przy sobie i zwyczajnie dać pani przy kasie do zważenia.
Świat stanie się dzięki temu piękniejszy, bo ja, jeden klient, który robi zakupy kilka razy w tygodniu przyczyni się do niezmarnowania, niewyrzucenia kilku foliowych, jednorazowych siateczek.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie na przykład banan rozrywa taką siateczkę, przez co nawet nie użyję jej ponownie w domu.

Wszystkie grupy na których byłam, grupy o religii, o języku polskim, o zero waste, o psychologii i nauce uświadomiły mi jedną rzecz – czas się wypisać z tych grup!

W każdej grupie była rzesza fanatyków; ludzi, którzy nie mieli kierunkowego wykształcenia, kompleksowej wiedzy, ale dłużej tkwili w pasji.

Ostatnio właśnie na jednej z grup zero waste pojawił się temat automatów, które świeżo wyciskają sok do sklepowej butelki. Butelki miały już naklejoną cenę. Ogólnie pomysł był fajny – można raz wziąć butelkę i napełniać ją kilka razy. Jest to zdecydowanie dużo lepsze rozwiązanie niż kupowanie za każdym razem nowego soku w nowym opakowaniu.

Jednakże mnie zastanowiła inna rzecz – jak często czyszczone są takie automaty? Raz dziennie? Raz na dwa dni? Trzy? Przecież w sklepach na stoiskach z owocami zawsze jest ciepło. Słodki, wilgotny miąższ, wysoka temperatura – to idealne warunki do rozwoju bakterii i pleśni, której my nie widzimy! Zapytałam więc grupowiczki czy korzystając z takiego rozwiązania nie boją się?
I wiecie co? Fala kpiny popłynęła! “A bo w Holandii codziennie myją na oczach klientów takie automaty. A co boisz się, że umrzesz od tych bakterii? Od pleśni? Bo “rzekomo” nie myją?” 

Wiecie, podoba mi się idea zero waste. Podoba mi się to, że są grupy zrzeszające ludzi o jednakowych zainteresowaniach, pasjach, którzy dzielą się pomysłami i rozwiązaniami. Tylko żałuję, że wielu ludzi, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z daną pasją – szybko tracą zapał przez takich fanatyków, których nie można o nic zapytać, bo zaraz się wywyższają, wiedzą lepiej, ironizują, kpią, wyśmiewają – ale nie uczą! Nie edukują!

Ok, zero waste jest fajne – ale czy ważniejsze od zdrowia?
Czy zawsze mamy ślepo wierzyć, że każda firma przestrzega procedur?

Kiedyś, tuż po studiach miałam epizod w firmie audytującej hipermarkety. Firma miała procedury – jak każda. Ale myślicie, że pracownicy ich przestrzegali? Nie.

Któregoś razu zapytałam panią w  hipermarkecie jak często myją pojemniki z suszonymi owocami i orzechami. Pani nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Raczej nie myjemy – odpowiedziała. Dorzucamy tylko. 

Wiecie, że z mikrobiologicznego punktu widzenia, “najgorsze” jest właśnie kupowanie w takich centrach handlowych suszonych owoców na wagę? Albo kajzerek, które są tak luzem, bez osłonki żadnej?
Wszyscy klienci mogą wymacać te produkty brudnymi rękami, kichać przy nich i opluć mówiąc. Czy to nie jest ohydne? O ile jabłko umyjemy przed zjedzeniem, tak pieczywa czy suszonych owoców nikt nie myje… .

I tak despacito, krok po kroczku, najdelikatniej zaczęłam wypisywać się z różnych grup na rzecz googli. Wiecie, zdecydowanie bardziej wolę zapytać google co myśli, jaki ma pomysł, co radzi – niż słuchać kpin fanatyków.

Mój tata zawsze powtarza, że tylko krowa nie zmienia zdania. Nie można zakładać, że tylko ja mam rację, a wszyscy się mylą. Nic nie jest czarne lub tylko białe. Musimy pytać, słuchać, myśleć i wyciągać wnioski. 
W tych wszystkich grupach zrzeszających fanatyków właśnie tego mi brakuje – zdrowego rozsądku, samodzielnego myślenia, umiejętności dyskutowania i szacunku.

Czym się różni “zwykły związek” od małżeństwa w chwilach zwątpienia

Wiecie co mnie wkurza w Internetach, ale i w takim realnym życiu? Złote rady. Złote rady, nie zawsze proszone,niby wynikające z dobrych chęci, które mają nas przestrzec przed łzami, cierpieniem, rozczarowaniem i (przede wszystkim?) straconym czasem.

dbam bo kocham mynaswoimCzym się różni “zwykły związek” od małżeństwa w chwilach zwątpienia

Kiedy wiążemy się z kimś, bez względu czy tylko randkujemy, czy jesteśmy już małżeństwem, to wiążemy się z nim z jakiegoś powodu. Musiało wydarzyć się coś takiego, tak musiały potoczyć się nasze rozmowy, że nieśmiało poszliśmy o krok dalej. Udając, że nie wiemy o co chodzi, że to niechcący, przypadkowo – złapaliśmy się za ręce. Zaciskając mocno usta, uśmiechając się niepewnie od ucha do ucha, popatrzyliśmy na siebie i ścisnęliśmy dłonie bardziej. Jesteśmy razem.
Serce bije szybciej, radość rozpiera coraz bardziej i bardziej, a w serduszku czujemy jakbyśmy unosili się milion kilometrów nad ziemią!
I w końcu przychodzi on! Kryzys! Chwila, w której jedno kocha bardziej, a drugiej nie wie co czuje. Jedno chce by wszystko było jak dawniej, gdy drugie potrzebuje odpocząć, potrzebuje przestrzeni. Jedno widzi w nim cały świat, a drugie widzi radość w poznawaniu nowych ludzi, graniu na komputerze, wyjściach do pabu.
Kryzysy wynikają z mnóstwa przyczyn. To może być zmiana środowiska i jego zły wpływ. To może być kłótnia z bliską osobą z rodziny. To może być strata kogoś, strata pracy, zawalenie roku i świadomość rozczarowania jakie się przyniosło. To mogło być nasze nieobliczalne zachowanie, które nas samych wprawiło w depresje, w “nie poznaję siebie, nie wiem co się ze mną dzieje”.

Jednak, nie każde odizolowanie się od partnera musi oznaczać brak miłości. To może być zwykłe “zgubiłem się, nie radzę sobie i robię wszystko – by o tym nie myśleć”.

Kochając najmocniej jak to możliwe chcemy ratować związek. W rozpaczy, błądząc po omacku pytamy znajomych i obcych, prosimy o pomoc w odnalezieniu inspirującego filmiku, piosenki, książki, która pozwoli nam zrozumieć.
I zawsze znajdzie się grono osób, która powie – “odpuść, nie warto. Nie zmusisz nikogo do miłości”.
Faktycznie. Do miłości nikogo nie zmuszę. Gdy podejdę do obcego faceta w supermarkecie i powiem: masz mnie kochać!! – on zapewne parskie śmiechem lub, co poważniejszy, zdębieje, ale tego nie powie.
Ale skoro jestem w związku, nawet, jeśli ten związek ledwo dyszy – to ja nie chcę nikogo do miłości zmuszać. Ja chcę (spróbować) przywrócić to co było. Chcę spróbować zrozumieć co się dzieje, chce pomóc się odnaleźć.
Wkurzają mnie te wszystkie rady “odpuść, bo wy to nawet małżeństwem nie jesteście”. Ostatnio usłyszałam, że właśnie po to ludzie żyją ze sobą bez ślubu, aby w razie co zerwać. Bo to nie jest małżeństwo by trzeba było walczyć i szukać sposobów.
No nóż w kieszeni mi się otwiera! A bo żadne małżeństwo nie zaczęło się od nieśmiałego styku dłoni, od głębokiego spojrzenia w oczy.
Skoro z kimś się związałam, to znaczy, że coś mnie w tej osobie urzekło. Ma w sobie to, co cenię, co daje mi poczucie szczęścia, bezpieczeństwa, ukojenie. Skoro z kimś jestem, znaczy, że wiem jak dużo ta osoba jest warta! To znaczy, że wiem, kim ta osoba jest, nawet jak ona o tym zapomni.
Ta cała pewność, świadomość wartości drugiej osoby zawsze powstaje przed ślubem; nigdy po!
Ślub nie jest żadną granicą rozdzielającą, kiedy powinniśmy walczyć o związek, a kiedy powinniśmy odpuścić!
Ps. Czy to nie śmieszne, że te wszystkie rady z Internetowych for, typu odpuść, nie warto mówią osoby, które nawet nas na oczy nie widziały, którym jesteśmy obojętni? Które nie wiedzą o nas, naszym partnerze nic? Nie wiedzą jakie mamy doświadczenia, problemy, staż, nawet nie wiedzą czy mamy dzieci?
Nie wiedzą NIC, ale dla naszego dobra radzą – odpuść, nie warto.
Ps. W takich chwilach przychodzi mi na myśl tylko jedno: jeden wulgaryzm, który sprawi, że będziesz szczęśliwsza… .
/Wpis powstał w ramach akcji #dbambokocham zorganizowanej przez Dagmarę i Magdę

Jak sobie radzić z brakiem motywacji do pisanie bloga?

Brak motywacji do tworzenia nowych postów dotyka każdego blogera. Dosłownie każdego! Nie da się działać na 100% bez wytchnienia, ani chwili odpoczynku. W szkole – od tego mamy wakacje. W pracy – możemy wziąć urlop. A co mamy robić prowadząc blog, kiedy czujemy się wypaleni, nie mamy pomysłu na nowy post, mamy poczucie, że już każdy o tym pisał?

blogerki o blogowaniu 2

Jak sobie radzić z brakiem motywacji do pisanie bloga?

W ramach cyklu blogerki o blogowaniu, wraz z Dagą z bloga socjopatka.pl odpowiadamy na te i więcej pytań. Omawiamy punkt po punkcie jak sobie radzić z brakiem motywacji i weny, kiedy:
1. czujemy, że nie mamy czasu na pisanie
2. nie wiemy o czym pisać
3. po co pisać skoro wszyscy już o tym pisali
4. czujemy, że już wszystko w tym temacie napisaliśmy
5. jesteśmy zmęczeni tematyką naszego bloga
6. czujemy, że się nie rozwijamy

Odpowiedzi na powyższe pytania znajdziecie w live’ie – jak sobie radzić z brakiem motywacji do pisania bloga?

Jeśli chcecie być na bierząco powiadamiani o nadchodzących live’ach – zapiszcie się na wydarzenie na fb – blogerki o blogowaniu lub obserwujcie nasze kanały! Live’y nagrywamy na instagramie i facebooku.

Instagram: @mynaswoim.pl, @socjopatka.pl
Facebook: @mynaswoim, @socjopatka

 

Następny live już 9.03! Będziemy mówić o znajomościach w blogosferze, co nam to daje, a czego unikać.

Jaki jest sens segregacji śmieci skoro i tak…

Wiecie co się dzieje w moim bloku w śmietniku? Istne szaleństwo! Kartony w kontenerze na szkło, pampersy w “suchych” a szkło w “zmieszanych”. Jak się Januszowi z Grażyną rzuciło, tak zostało. Czasami zastanawiam się, czy nie nakleić na kontenery takich infografik. Jak nie słowem, to może chociaż pismo obrazkowe coś da?

[eltdf_button size=”” type=”” text=”odsłuchaj post” custom_class=”” icon_pack=”font-awesome” fa_icon=”” link=”https://soundcloud.com/user-466563188/jaki-jest-sens-segregacji-smieci” target=”_blank” color=”” hover_color=”” background_color=”” hover_background_color=”” border_color=”” hover_border_color=”” font_size=”” font_weight=”” margin=””]

Jaki jest sens segregowania śmieci skoro i tak wszystko trafia na jeden samochód?

Nie macie wrażenia, że jest to zagadka poniekąd pokroju gdzie załatwia się pani z kiosku? Mnie na przykład bardzo dręczył ten temat (śmieci). I dowiedziałam się!

Bardzo często śmieciarki podzielone są na trzy części, trzy przegrody. Kiedy śmieciarka podnosi kontener z opadem, te lądują w odpowiedniej dla siebie przegrodzie. Bez znaczenia, czy śmieciarka zabiera śmieci z kontenerów w naszym bloku, czy z kolorowych pojemników ustawionych na dworze, przy parkach, osiedlach.
Szkło – ląduje w komorze na szkło. Plastik w plastiku, a papier w komorze na papier. W przypadku odpadów z bloku: szkło w szkle, zmieszane ze zmieszanymi, a suche z suchymi.

Zastanawiacie się pewnie, po co segregować śmieci w domu, jaki jest mimo wszystko sens wrzucania śmieci do odpowiedniego kontenera, skoro w firmach zajmujących się recyklingiem, segregacją śmieci – i tak wszystko zostanie przebrane?
Odpowiedź jest banalnie prosta – ponieważ dzięki segregacji śmieci w domu, pomożemy pracownikom MZO w ich pracy, w sortowaniu śmieci na te, które jeszcze można wykorzystać.

Czy wiedzieliście, że do szkła nie powinno się wrzucać szkła kolorowego, a jedynie “białe”, “przezroczyste”? A jednak wielu z nas wciąż wyrzuca butelki, np. po piwie (które są kolorowe) do szkła. Pracownikowi sortowni łatwiej jest wyłapać szkło kolorowe od białego i odrzucić je, niż zajmować się wyłapywaniem różnego rodzaju śmieci i segregowaniu ich na kilka kategorii.

Czy wiedzieliście też, że nie powinno się zgniatać plastikowych butelek w “kulkę”? Plastikowe butelki powinniśmy spłaszczać. Pracownikom sortowni łatwiej jest wyłapać kilka spłaszczonych butelek na raz, i “hurtem” wrzucić je w odpowiednie miejsce, niż za każdym razem wyłapywać taką “kulkę” i odrzucać ją.

A wiecie dlaczego jeszcze powinno się spłaszczać a nie “kulać” butelkę? Bo spłaszczona butelka nie wymaga zakręcenia jej. Kiedy zrobimy z butelki “kulkę” musimy ją zakręcić korkiem, bo inaczej się odkształci. W ten sposób wyrzucamy też korek. A przecież tak wiele organizacji zbiera korki do ponownego wykorzystania!
My z Dawidem wszystkie korki jakie mamy zbieramy do słoika. Raz na jakiś czas chodzimy do osiedlowego sklepu i wsypujemy korki w odpowiedni karton, który tam już jest przygotowany. To naprawdę nic nas nie kosztuje. Nic. A komuś pomaga.

 

 

Wiecie, często, bardzo często mówi się, że w dzisiejszych czasach człowiek człowiekowi wilkiem. Że znieczulica na ludzi panuje. A kim jest w tym wszystkim, w tym całym życiu człowiek przyrodzie? Chcemy jeść produkty zdrowe, bez chemii, ekologiczne – ale nie segregujemy śmieci, doprowadzamy do coraz większych wycinków drzew, pozbawiamy zwierzęta ich domów, wyrzucamy, np. baterie, akumulatory, w których zawarty jest kwas, który… może przeniknąć do gleby, a z tej, wraz z wodą rozchodzić się dalej. Dużo dalej niż teren wysypiska.

Czy w tym całym FIT, EKO pędzie nie jesteśmy strasznymi hipokrytami?

 

Ps. Byliśmy kilka dni temu na wsi. Poszliśmy na spacer nad wodę. Zobaczcie ile śmieci wyrzuciła woda! Na tym zdjęciu widzicie aż 8 butelek (większość po piwie). A dookoła nas były jeszcze butelki po wódce, skoku i rozkładające się plastikowe butelki i kartony po sokach.
Buraki everywhere.

 

Botaniczny styl we wnętrzach – poszewki

Kocham styl botaniczny! Zapewne nie zdziwię Was jeśli powiem, że to on zdominował wnętrza naszego mieszkania, co mogliście zobaczyć tu lub często-gęsto na naszym instagramie. Uwielbiam rośliny, ich kojącą zieleń, a za razem życie jakie wprowadzają do mieszkania. Po ciężkim dniu w pracy lubię wrócić do mieszkania kojącego nerwy. Kolory przyrody idealnie się do tego sprawdzają!
W naszym salonie to właśnie poduszki z motywem botanicznym najczęściej zdobią kanapę.

Poniżej łapcie przegląd najpiękniejszych botanicznych poszewek z Ali.

 

1 – 2 – 3 – 4 – 5 – 6 – 7 – 8 – 9 – 10 – 11

 

 

 

Dajcie znać jak podobają Wam się nasze propozycje! My narazie mamy poduszki z “jedynki” ale… powoli dojrzewam do do 2, 5, 11 i boskiej 6!!!
Botanika w granacie skradła mi serce jak mało co! Tym bardziej, że planach mam zakup dodatków do mieszkania w kolorze granatowym.

Jesteś toksyczną żoną idealnego mężczyzny?

Wielu ludzi uważa, że nie da się zmienić drugiego człowieka. Wiadomo – zawsze jest lepiej odejść, niż próbować – (to była ironia). Wielu ludzi uważa też, że w związku musimy być dla siebie mili, dyplomatyczni, nie możemy sprawiać sobie przykrości.
Kiedyś zwróciłam Dawidowi uwagę, że przez to co powiedział sprawił mi przykrość. Odpowiedział wtedy: nie odpowiadam za to co czujesz.
Guzik prawda! Odpowiada za to. Ale miał też rację… .

toksyczna kobieta idealnego mezczyznyJesteś toksyczną żoną idealnego mężczyzny?

To nie prawda, że nie odpowiadamy za uczucia drugiej osoby. Odpowiadamy za nie. Jesteśmy odpowiedzialni za to co mówimy i jakie to niesie ze sobą konsekwencje. Jeśli jesteśmy w związku, jesteśmy razem, to rozumie się samo przez się, że powinniśmy chcieć wzajemnego dobra i szczęścia.
Jakby Dawid powiedział mi, że jestem głupia, beznadziejna bo czegoś nie rozumiem albo nie umiem zrobić – oczywiście, że sprawiłby mi okropną przykrość. I to nie byłoby moje “widzi mi się”, ani żadne “nie odpowiadam za to co czujesz”. Mówiąc do mnie, swojej dziewczyny, kobiety, żony coś pogardliwego, ujmującego, zachowałby się jak burak. Na takie słowa od kogoś z kim dzielę dom, swoje życie i przyszłość – nie ma innej rekacji jak uczucie smutku i zranienia.
Kiedy ktoś mówi z takim jadem, z taką gorzkością w ustach – odpowiada za to co czuje odbiorca. Odpowiada za to – bo sprawił przykrość z premedytacją.

Ale Dawid też miał rację mówiąc, że nie bierze odpowiedzialności za to co ja czuję. Nikt nie może brać odpowiedzialności za to, co ktoś sobie dopowiedział. Za to jaką ideologię sobie do tego stworzył, czy jak głębokiego drugiego dna się doszukał.
Wiele kobiet tego nie rozumie. Na jakichś forach gromadzących rzeszę toksycznych, nienawidzących mężczyzn kobiet, naczytały się co mężczyzna powinien. A on powinien być dla nas miły, szanować nas i sprawiać nam radość.
Powiedzenie przez naszego ukochanego mężczyznę, że brzydko w tym wyglądamy, w rozumieniu toksycznych kobiet, jest równe z największą zniewagą! Bo jak on mógł powiedzieć, że my wyglądamy brzydko?! Nie podobamy mu się już? Już nas nie kocha? Czy my nie powinnyśmy wyglądać dla niego pięknie we wszystkim?

Właśnie na taki przypadek natknęłam się ostatnio w Internecie.
Na pytanie: jak kobieta pyta czy ładnie wygląda, to odpowiedź powinna być prawdziwa czy miła? – 90% kobiet odpowiedziało, że miła. Powinien skłamać, że wygląda ładnie, by sprawić jej przyjemność. Gdyby odpowiedział szczerze – sprawiłby przykrość.
Wyobraźcie sobie jakie było zdziwienie wielu kobiet, jak powiedziałam, że odpowiedź powinna być szczera – bo tylko dzięki szczerej odpowiedzi będę mogła się przebrać aby faktycznie wyglądać ładnie – a tym samym, na przykład, nie skompromitować się.

 

Czasami, kiedy czytam wypowiedzi różnych kobiet w Internecie, myślę sobie: cholera, jak trudno jest być facetem w związku!
Czego naczytały się te wszystkie kobiety? Czego one właściwie oczekują? Jak można woleć, aby facet zawsze się z nami zgadzał, przytakiwał nam, chwalił – choć to wszystko to nieprawda! Kogo my więc chcemy mieć w tym związku? Faceta, który ma swoje zdanie, partnera, który chce dla nas dobrze, przyjaciela, który jest z nami szczery – czy byle kogo, byle by nas dowartościowywał, byle sprawiał, że będziemy czuć się wyjątkowe?

Nie macie wrażenia, że wielu kłótni można by uniknąć w związku, gdyby kobiety nie robiły tych wszystkich nadinterpretacji, nie doszukiwały się złych intencji? Gdyby uwierzyły, że on nie chce dla nas źle?

Zastanawiam się, jak długo facet jest w stanie wytrzymać w związku z kimś, kto przeinacza, doszukuje się drugiego dna, robi  awanturę bo on powiedział coś nie po jej myśli?
I w tych wszystkich sytuacjach to nie facet jest toksyczny. Tylko ta kobieta.
A chyba nie ma nic gorszego od toksycznej kobiety.
My kobiety jesteśmy bardzo silne! Potrafimy wiele znieść, wiele wycierpieć i jak mało kto podnieść się. Potrafimy przetrwać wiele i nie zatracić przy tym naszego człowieczeństwa. Ale kiedy jesteśmy toksyczne – z premedytacją, jak mało kto potrafimy siać zniszczenie. Potrafimy mieć klapki na oczach i kłócić się, wymuszać płaczem i krzykiem jego zachowanie.

Toksyczna kobieta z idealnego faceta potrafi zrobić wrak człowieka.

A czyż nie lepiej jest być w związku, w którym chcemy dla siebie dobrze? W którym nie odbieramy wszystkiego jak atak, a jak serdeczność? W którym zakładamy dobre, a nie złe intencje?

Toksycznej żonie przede wszystkim brak dystansu do siebie.

Siedem sióstr – What Happened to Monday

Wyobrażacie sobie sytuację, w której państwo daje Wam “możliwość” mieć tylko jedno dziecko? Po urodzeniu drugiego, jest ono natychmiast zabierane. Kiedy sytuacja na świecie poprawi się, kiedy nie będzie już przeludnienia i ryzyka głodu – zostanie Wam oddane. Kiedy? Nie wiadomo.
A wyobrażacie sobie urodzić siedmioro dzieci i oddać sześcioro z nich?

Fabuła

Siedem sióstr opowiada właśnie taką historię. Ze względu na przeludnienie, na słabe zasoby wody – specjalne służby mają za zadanie wyłapywanie “drugiego” i kolejnego dziecka.
Kiedy w rodzinie Settmanów pojawiło się aż siedmioro dzieci, ojciec nie mógł się pogodzić z myślą, że miałby stracić swoje córki. Postanowił nauczyć je być jedną osobą poza domem, i kim tylko chcą w domu. Dla świata nazywały się Karen. W domu – tak jak dni tygodnia: Poniedziałek, Wtorek, Środa… . Każda z sióstr miała swój dzień tygodnia, w którym mogła wyjść z domu.
Sprawa zaczyna się jednak komplikować, kiedy jedna z nich, Poniedziałek, nie wróciła do domu. Pozostałe siostry postanowiły ją odnaleźć.

 

 

Film jest naprawdę dobry! Może nie tyle trzyma w napięciu, co sprawia, że jesteśmy zaciekawi co dalej. W trakcie trwania filmu pojawiają się takie sceny, które nie pasują do niego. Nie wiadomo czy wprowadzają nowy wątek, czy w końcu pokażą jakąś normalność tego świata.

Dajcie znać po obejrzeniu jak Wam się podobał :)

Moje życie nie jest gorsze od Twojego – jest inne

Styczeń jest miesiącem podsumowań. Wielu blogerów pisze czego udało im się dokonać w minionym roku, z czego są dumni, gdzie byli, co widzieli, ile zarobili. Z jednej strony te posty nie są złe.
Z jednej strony chcemy czytać, inspirować się, zmieniać swoje życie na lepsze, na bardziej bujne. Ale z drugiej strony… – czy jeśli ja nie byłam w tamtym roku ani razu za granicą, nie zapisałam się na żaden kurs, nie zdobyłam żadnego wyróżnienia, nagrody, nie pokonałam swoich słabości i pracuję na etacie – to moje życie jest nudne? Gorsze? Nieciekawe?
Czy to znaczy, że ja nie jestem ambitna?

moje życie nie jest gorsze

Moje życie nie jest gorsze od Twojego – jest inne!

Wiecie, to nie chodzi o same podsumowania roku. Siedząc nawet w pracy, zwłaszcza w okresie wakacyjnym, często słychać kto gdzie planuje polecieć. Tak – polecieć. Bo jak wakacje to tylko za granicą, tylko tam gdzie jest egzotycznie, tylko tam gdzie będą wśród palm, piramid i oceanów.

My z Dawidem nie jeździmy za granicę. Bardzo rzadko też jeździmy po Polsce. Odkąd wzięliśmy Czarka nasze plany wycieczkowe jeszcze mocniej się uszczupliły.
My jeździmy na wieś. W okresie letnim jesteśmy tam prawie co tydzień! W piątek wychodzimy z pracy, wracamy do domu, pakujemy już wczoraj przygotowane rzeczy i jedziemy.
Zdarzało się nawet, że prosto z działki potrafiliśmy jechaliśmy w poniedziałek do pracy. Byle zostać dłużej… .

Wielu ludzi tego nie rozumie. Nie rozumieją jak może nam się tam nie nudzić. Dziwią się, co my widzimy w tej wsi. Toż to dziura! Ani morza, ani plaży, ani oceanów… . Żadnymi zdjęciami się nie pochwalimy, bo czym tu się chwalić? Ale wiecie co? My właśnie na tych bździochach czujemy się totalnie wolni!
Bez presji! Kiedy nie musimy dbać o klikalne zdjęcia, o pozory, kiedy nie musimy pędzić, a naszym jedynym zmartwieniem jest, kiedy jedziemy do sklepu po coś do jedzenia i czy właściwie w ogóle musimy jechać.

Od wszelkiego samorozwoju, kolejnych kursów, kolejnych indywidualnych sukcesów – nas bardziej cieszy spokój. Lubimy włączyć film, przytulić się do siebie i tak po prostu leżeć.
Lubimy wygłupiać się, biegać po mieszkaniu i stroić głupie miny i pozy. Kochamy się w rozśmieszaniu. Może nie zdobyliśmy żadnego certyfikatu wykwalifikowanego mistrza – ale znajdujemy ogromną radość ze spędzania czasu we dwoje. Blisko. We wspólnych wyjściach z psem. Z wysyłania sobie śmiesznych zdjęć z nami w roli głównej.
Ogromną radość daje nam uszczęśliwianie drugiej osoby. Zdecydowanie większą – niż podziwianie widoków, które i tak są tylko na chwilę.

Nasze życie jest spokojne. Nasze pasje nie są ani klikalne, ani drogie, a tym bardziej nie wzbudzają zazdrości.
Ale wiecie co mnie w naszym życiu ogromnie cieszy? Co jest dla mnie takim sukcesem, taką rozpierającą dumą? – Że kolejny rok minął nam w jeszcze większym zakochaniu, na jeszcze większych głupotach, na jeszcze większych wzruszeniach i wspólnych oddechach.

Dziś w audycji radiowej usłyszałam, że jakaś sportsmenka zakończyła karierę ze względów osobistych. Jej mąż (też sportowiec) dostał kontrakt za granicą czy coś. Dziennikarz (w niedopowiedzeniu) powiedział, że pewnie porzuca swoją karierę dla męża.
W głowie już “słyszałam” te wszystkie nienawiści, hejty, ironie, że oto kolejna kobieta, która poświęca coś dla faceta.
Ale wiecie co, to jest właśnie wspaniałe w szczęśliwych związkach. Że wspólnie podejmuje się decyzje, że kończąc coś, nie czujemy, że się poświęcamy, coś tracimy.

Życzę i sobie, i wszystkim Wam by to był nasz największy sukces wart podsumowania każdego roku – byśmy wszyscy czuli, że nie ważne gdzie, ważne by razem. Byśmy dzięki miłości do siebie łatwo podejmowali trudne decyzje. Byśmy w chwilach radości nigdy nie zapominali o tej drugiej osobie. By przeszedł nas lekki smutek, że tej drugiej osoby tu nie ma i nie doświadcza tego z nami.

Wiecie, możemy ukończyć pierdyliard kursów, możemy zwiedzać i po 3 kraje w miesiącu, zarabiać na pasji i być podziwiane przez innych. Ale to wszystko jest jak większość instagramowych kont – na pokaz. To tylko ułamek. To co jest naprawdę ważne, jest tu, jest teraz i tylko dla nas.

Jeśli jesteście zapisani na nasz newsletter to już wiecie. A jeśli nie – to Wam powiem. Postanowiliśmy publikować posty raz w tygodniu. Może będziemy częściej, ale nie będzie już tak, że nowy post pojawiał się co 2 dzień.
Chcemy skupić się na sobie. Na prawdziwym życiu. Na tym co naprawdę ważne.

I w sumie od tego też Was zachęcam. Byście jednak spróbowali ograniczyć facebooki, te wszystkie grupy, w których więcej jadu i popisu niż inspiracji czy dobrego słowa.

Co by nie mówić – fajnie jest mieć swoje życie. I fajnie jest nie czuć goryczy, że w Internecie, na zdjęciach wszystko wygląda super, a w rzeczywistości nawet nie umiemy porozmawiać, trzaskamy drzwiami i żyjemy jakby osobno.

Nie dajmy się zwariować – niech czyjeś monstrualne osiągnięcia nie powodują w nas depresji ani poczucia, że jesteśmy gorsi.
Każdy z nas ma inne priorytety, innymi rzeczami kieruje się w życiu, inne rzeczy są dla niego ważne i dają mu radość. Nie zazdrośćmy ludziom ich życia. Skupmy się na swoim. Bo to nasze jest równie wspaniałe – jeśli nie lepsze.

Triki na szybkie posprzątanie mieszkania

Powiem Wam, że ja i sprzątanie, pedantyczność to nie jest najlepszy duet. Nie lubię sprzątać. Lubię jak jest posprzątane, jak jest ładnie, czysto, ale sprzątać nie lubię. Dla mnie to strata czasu. Jak w starym mieszkaniu, u rodziców, musiałam sprzątać swój pokój, potrafiło mi to zająć pół dnia! Jeden pokój! Jakiś absurd!
Od kiedy jesteśmy na swoim – uwierzcie albo nie – ale posprzątanie całego mieszkania zajmuje nam tyle, ile trwa pranie.

[eltdf_button size=”” type=”” text=”odsłuchaj post” custom_class=”” icon_pack=”font-awesome” fa_icon=”” link=”https://soundcloud.com/user-466563188/nasze-triki-na-szybkie-posprzatanie-mieszkania” target=”_blank” color=”” hover_color=”” background_color=”” hover_background_color=”” border_color=”” hover_border_color=”” font_size=”” font_weight=”” margin=””]

triki na szybkie sprzatanie

Nasze triki na szybkie posprzątanie mieszkania

Każde sprząta swoje pomieszczenie

Kiedy widzę, że Dawid bierze się za sprzątanie kuchni – ja już tej kuchni nie tykam. Nawet do niej nie wchodzę. Zauważyliśmy, że nie ma “nic gorszego” od wspólnego sprzątania jednego pomieszczenia. Kiedy próbowaliśmy sprzątać razem kuchnię, zawsze wyglądało to tak samo. Mówiliśmy tylko:
– przesuń się
– nie stawiaj mi tu tego, ja właśnie to sprzątam
– czemu zakręciłaś kran?
– ja tu właśnie posprzątałam, a ty nabrudziłeś

Szlag nas strzelał. Odeszliśmy od tego.

 

Plan działania

Sprzątając, nie biegam po pomieszczeniu jak poparzona. Nie chowam wszystkiego od razu na swoje miejsce, bo wiem, że to miejsce też posprzątam. Sprzątam zadaniowo.
Salon zaczynam sprzątać od balkonu, powoli cofając się do kuchni. Tak jak podczas czytania książki – czytamy linijka po linijce i nie cofamy się do tego miejsca, w którym już byliśmy.
Jeśli na regale leży coś co powinno być schowane do sekretarzyka – kładę to na stole (jest na przeciwko sekretarzyka) albo na sam sekretarzyk, ale nie wkładam tego na swoje miejsce. Jak dojdę do sekretarzyka i tak będę musiała wszystko z niego ściągnąć by wytrzeć kurz, albo na nowo poukładać w nim przedmioty.

 

Nie ruszamy nieswoich rzeczy

Zasada jest prosta – ja nie sprzątam rzeczy Dawida, a on moich. Każde z nas ma swoje miejsce, swój system, swoje “niech to leży tu, bo tak mi wygodnie”. Każde z nas ma swój kąt w domu, w który drugie nie ingeruje.
I tak, na przykład, Dawid ma takie swoje miejsce w sypialni. Jest to jego biurko z szafkami nad biurkiem. Ja, podczas sprzątania sypialni, co najwyżej sprzątnę z tego biurka brudne kubki i wytrę kurz z blatu – ale nic nie przekładam, nie układam. Dawid wie gdzie co ma, to jego cyrk, ja się nie wtrącam.

 

Sprzątamy!

Jak już bierzemy się za sprzątanie – to sprzątamy. Nie ma tak, że tu oglądamy TV, a tu fejsa sprawdzimy. Działamy konkretnie! Minimum czasu – maximum efektu! Jak wtedy, gdy dostajesz telefon od mamy, że będzie za 10 minut. Nie robisz nic innego, tylko sprzątasz.

 

Sprzątamy rano

Zawsze za sprzątanie bierzemy się tuż po śniadaniu. Dzięki temu później już cały dzień jest czysto, a resztę dnia mamy na przyjemności. Nic nam nie wisi w głowie, nie wracamy z miasta wzdychając, że jeszcze czeka nas sprzątanie.

Sprzątamy wtedy, kiedy mamy najwięcej energii!

Sprzątanie najczęściej zaczynamy od puszczenia prania. Licznik czasu na pralce pokazuje nam, ile pozostało nam czasu. Niby nie sprzątamy na czas, ale jest to dla nas bardzo dobra motywacja. Dzięki temu sprzątanie nie rozwleka nam się w czasie. A nie oszukujmy się – w sobotę mamy ciekawsze rzeczy do robienia niż sprzątanie!

 

Jeśli macie jakieś triki, dzięki którym sprząta Wam się szybciej – dajcie koniecznie znać! Pomóżmy sobie w tej trudnej czynności!