Jak fanatyzm niszczy pasje – jak zniechęcić do swojej pasji

utworzone przez | lut 23, 2018 | żyć lepiej | 2 Komentarze

Za każdym razem gdy widzę wywyższanie się w Internecie, na forach społecznych, to cieszę się, że mam swój dom, wiecie? Za każdym razem gdy zamykam komputer (bo już czytać tych pierdół nie mogę) cieszę się z mojego życia. Z tego jakiego mam męża, kim on jest, kim my jesteśmy. Cieszę się, że nie jesteśmy krowami, a nasze noski mają ładny kształt.

Jak fanatyzm niszczy pasje

Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo facebook zmienił Wasze poglądy, pasje, zainteresowania? W moim przypadku, dzięki facebookowi znalazłam mnóstwo grup, blogów o przeogromnie różnej tematyce i każda z tych tematyk rozwinęła mnie!
Zafascynowała mnie na przykład poprawna polszczyzna. Choć nie siedzę dzień i noc ze słownikiem, i nie uczę się na nowo odmian rzeczowników przez przypadki, to dzięki tej grupie wiem, że nie mówi się “dziś jest piąty maj” tylko “dziś jest piąty (dzień) maja”.

Grupy o tematyce zero waste utwierdziły mnie w przekonaniu, że naprawdę nie potrzebuję pakować każdego owocu, warzywa w oddzielną siateczkę. Mogę wrzucić wszystko do czapki, jednej reklamówki, jednej torby, którą zawsze mam przy sobie i zwyczajnie dać pani przy kasie do zważenia.
Świat stanie się dzięki temu piękniejszy, bo ja, jeden klient, który robi zakupy kilka razy w tygodniu przyczyni się do niezmarnowania, niewyrzucenia kilku foliowych, jednorazowych siateczek.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie na przykład banan rozrywa taką siateczkę, przez co nawet nie użyję jej ponownie w domu.

Wszystkie grupy na których byłam, grupy o religii, o języku polskim, o zero waste, o psychologii i nauce uświadomiły mi jedną rzecz – czas się wypisać z tych grup!

W każdej grupie była rzesza fanatyków; ludzi, którzy nie mieli kierunkowego wykształcenia, kompleksowej wiedzy, ale dłużej tkwili w pasji.

Ostatnio właśnie na jednej z grup zero waste pojawił się temat automatów, które świeżo wyciskają sok do sklepowej butelki. Butelki miały już naklejoną cenę. Ogólnie pomysł był fajny – można raz wziąć butelkę i napełniać ją kilka razy. Jest to zdecydowanie dużo lepsze rozwiązanie niż kupowanie za każdym razem nowego soku w nowym opakowaniu.

Jednakże mnie zastanowiła inna rzecz – jak często czyszczone są takie automaty? Raz dziennie? Raz na dwa dni? Trzy? Przecież w sklepach na stoiskach z owocami zawsze jest ciepło. Słodki, wilgotny miąższ, wysoka temperatura – to idealne warunki do rozwoju bakterii i pleśni, której my nie widzimy! Zapytałam więc grupowiczki czy korzystając z takiego rozwiązania nie boją się?
I wiecie co? Fala kpiny popłynęła! “A bo w Holandii codziennie myją na oczach klientów takie automaty. A co boisz się, że umrzesz od tych bakterii? Od pleśni? Bo “rzekomo” nie myją?” 

Wiecie, podoba mi się idea zero waste. Podoba mi się to, że są grupy zrzeszające ludzi o jednakowych zainteresowaniach, pasjach, którzy dzielą się pomysłami i rozwiązaniami. Tylko żałuję, że wielu ludzi, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z daną pasją – szybko tracą zapał przez takich fanatyków, których nie można o nic zapytać, bo zaraz się wywyższają, wiedzą lepiej, ironizują, kpią, wyśmiewają – ale nie uczą! Nie edukują!

Ok, zero waste jest fajne – ale czy ważniejsze od zdrowia?
Czy zawsze mamy ślepo wierzyć, że każda firma przestrzega procedur?

Kiedyś, tuż po studiach miałam epizod w firmie audytującej hipermarkety. Firma miała procedury – jak każda. Ale myślicie, że pracownicy ich przestrzegali? Nie.

Któregoś razu zapytałam panią w  hipermarkecie jak często myją pojemniki z suszonymi owocami i orzechami. Pani nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Raczej nie myjemy – odpowiedziała. Dorzucamy tylko. 

Wiecie, że z mikrobiologicznego punktu widzenia, “najgorsze” jest właśnie kupowanie w takich centrach handlowych suszonych owoców na wagę? Albo kajzerek, które są tak luzem, bez osłonki żadnej?
Wszyscy klienci mogą wymacać te produkty brudnymi rękami, kichać przy nich i opluć mówiąc. Czy to nie jest ohydne? O ile jabłko umyjemy przed zjedzeniem, tak pieczywa czy suszonych owoców nikt nie myje… .

I tak despacito, krok po kroczku, najdelikatniej zaczęłam wypisywać się z różnych grup na rzecz googli. Wiecie, zdecydowanie bardziej wolę zapytać google co myśli, jaki ma pomysł, co radzi – niż słuchać kpin fanatyków.

Mój tata zawsze powtarza, że tylko krowa nie zmienia zdania. Nie można zakładać, że tylko ja mam rację, a wszyscy się mylą. Nic nie jest czarne lub tylko białe. Musimy pytać, słuchać, myśleć i wyciągać wnioski. 
W tych wszystkich grupach zrzeszających fanatyków właśnie tego mi brakuje – zdrowego rozsądku, samodzielnego myślenia, umiejętności dyskutowania i szacunku.

2 komentarze

  1. Pomysł na ślub

    Niestety w tym, co piszesz o grupach na fejsie jest dużo prawdy… Należąc do kilku od dłuższego czasu nie mogę wyjść z szoku jacy ludzie potrafią być dla siebie okropni. Niby jesteś w tej grupie by, tak jak piszesz, rozwijać się, poszerzyć wiedzą itp., ale ja czasem łapię się na tym, że aż strach tam o coś zapytać!

    Odpowiedz
    • Asia NaSwoim

      Mam dokładnie to samo! Czasem wystarczy że zapytasz, tak zwyczajnie “ale czemu/dlaczego?” i zamiast uzyskać odpowiedź – bo zwyczajnie NIE WIESZ – fala epitetów. Bo jak możesz nie wiedzieć, to takie logiczne, podstawowe, a w ogóle kto wpuścił tu “świeżaka” i ludzi co nie mają o tym pojęcia.

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *