Animush – oryginalna miejska moda

Animush – oryginalna miejska moda

Odkąd pamiętam zakupy ciuchowe robiłam w znanych sieciówkach. I nie powiem, z jednej strony to było dla mnie oczywiste, że to tam kupuje się ubrania, a z drugiej strony – czułam presję posiadania metki. Posiadania produktu markowego, znanej i lubianej marki.
Aż pewnego razu moja koszulka ze znanej i lubianej marki z rozmiaru S zamieniła się na XXL.
I wtedy pomyślałam sobie – skoro sieciówki bardzo często robią taki badziew (a na droższe rzeczy nie było mnie stać) to muszę poszukać ubrań gdzie indziej. A jak już szukać – to wśród polskich marek!

I tak trafiłam na polską markę Animush, w której t-shirtach się zakochałam!
Nigdy nie zapomnę miny mojej mamy, jak zobaczyła paczkę z pięcioma koszulkami i tymi napisami!

Dlatego dziś z ogromną przyjemnością przedstawiam Wam wywiad z Agnieszką, założycielką marki Animush!

 

Animush – oryginalna moda miejska

Kim jest osoba tworząca markę? A może kim są?
Nazywam się Agnieszka i z wykształcenia jestem magistrem zarządzania. Jestem taka jak Ty i jak każdy inny. Zwyczajna osoba o wielkich marzeniach i celach, do których nieustannie dążę. Prowadzę twórcze życie, bo ono napędza mnie do działania. Nadaje sens mojemu życiu i sprawia najwięcej radości.

Jak powstał pomysł na markę?
Już od liceum wiedziałam, że chcę mieć swój własny biznes. Droga była długa, marzenie niezmienne, a ogrom włożonej pracy i pomoc wielu cudownych ludzi pozwoliły mi osiągnąć cel.

Jak powstała nazwa?
Nazwa była olśnieniem! Wiedziałam, że kierunkiem ma być odwaga i szukałam jakiejś fajnej, nawiązującej do odwagi nazwy. Nigdy mi się to nie zdarza, ale pewnego dnia obudziłam się o 6 rano, zaczęłam burzę mózgu i trafiłam na słowo animusz. Pomyślałam, że zmienię ostatnią literę, bo nie lubię dwuznaku „sz” i tak oto powstała nazwa animush.

Jaka jest idea marki?
Główną ideą marki jest wspieranie asertywności. Przez lata borykałam się z brakiem asertywności i pozwalałam innym „wchodzić mi na głowę”. Postanowiłam to zmienić i zaprojektowałam linię T-shirtów wspierających asertywność. Okazało się, że nie jestem w tym sama i moje projekty pokochały tysiące kobiet. Już wiele razy spotkałam się z twierdzeniem, że moje T-shirty są uniformami do pracy. To jest dla mnie bardzo budujące, że to co robię ma sens nie tylko dla mnie.

 

Dla kogo jest produkt?
Tak naprawdę dla wszystkich. Moimi klientkami są kobiety w różnym wieku.

Podczas targów zdarzyło się, że moje produkty kupowały nastolatki, ale także panie w dużo starszym wieku. Mam klientkę Krysię, która w tym roku skończyła 70 lat i dumnie nosi moje projekty ubraniowe.

Plany na rozwój?
Plany to moje drugie imię! Gdybym tylko miała więcej czasu, to wszystko działo by się znacznie szybciej i intensywniej. Mam postanowienie od kilku lat, że nie mówię o planach tylko je realizuję. Nigdy więc nie wiadomo co i kiedy powstanie. Mogę zdradzić, bo już jest w realizacji, że jeszcze w listopadzie pojawi się zupełnie nowy produkt, nie związany z odzieżą.?

Z czego szyjecie?
Szyjemy z dzianin i tkanin najwyższej jakości pochodzących od Polskich producentów.

Czy to Twoja jedyna praca?
Tak, teraz już tak. Wcześniej łączyłam to z pracą na etacie, ale jeśli chcesz zrobić coś na 100%, to nie da się tego podzielić.

Jak łączysz prowadzenie Animushu z innymi markami?
Inne marki są już tylko dodatkiem. Nie mam możliwości poświęcenia im więcej czasu, bo go zwyczajnie nie posiadam. Nie żyję jedynie pracą. Praca jest super miłym dodatkiem do mojego życia. Najważniejsza jest dla mnie rodzina i moje hobby. 

Co Ciebie inspiruje?
Najbardziej inspiruje mnie świat, który mnie otacza i ludzie. Oglądam sporo filmów, słucham dużo muzyki i myślę, że każda aktywność kulturalna również wpływa na nasz rozwój. Inspirują mnie też inni projektanci. Uwielbiam jak ludzie tworzą coś fajnego, nawet jeśli są dla mnie 

konkurencją. Mam marki modowe, które uwielbiam i z przyjemnością obserwuję ich rozwój, kibicuję im. 

Jak wygląda proces projektowania?
Najpierw trzeba poczekać na wenę, na pomysł, który przychodzi. Następnie poświęcam sporo czasu na dopracowanie szczegółów i detali. Proces niestety trwa, bo trzeba najpierw wybrać materiały, kolory, przygotować prototypy, zaplanować produkcję, zrobić sesję zdjęciową, dodać produkty na stronę.

Ile czasu mija od pomysłu do pojawienia się w sklepie?
Bardzo różnie. Najczęściej trwa to 2-3 miesiące. Czasami wpadam na pomysł i realizuję go dopiero po roku, a są też takie projekty, które wprowadzam bardzo szybko np. w miesiąc. To zależy od stopnia skomplikowania danej rzeczy. Jeśli jest to nowy model T-shirtu, to nie trwa to już bardzo długo, bo mam wypracowane ścieżki realizacji.

Czy szyte jest w Polsce?
Wszystko szyjemy w Polsce i na pewno tego nie zmienimy. Nie wyobrażam sobie prowadzić polskiego brandu i szyć np. w Bangladeszu. Za tymi biznesami idą niemałe pieniądze i tylko od nas zależy, czy zostawimy je ludziom w naszym kraju, czy będziemy je wydawać za granicą. Przyznam, że czuję niesmak kiedy na produkcie polskiej marki widzę napis Made in China.

Jak byś opisała drogę, którą już masz za sobą?
Jest to bardzo długa droga, pełna doświadczeń. Wiele się nauczyłam, na wszystko zapracowałam sama. Nie miałam cichego inwestora, ani sztabu znajomości. To świadczy tylko o tym, że każdy może pójść tą drogą, do czego zachęcam. Czuję się wolnym człowiekiem, pomino pracy, którą wykonuję, bo praca sprawia mi ogromną radość.

Największym wsparciem w moich marzeniach i celach jest mój mąż. Człowiek, bez którego by się to nie udało. Odkąd jesteśmy razem zawsze się wspieraliśmy i wspieramy. Wszystko co robimy ze sobą konsultujemy. Gramy do jednej bramki. Kiedy ja potrzebuję wsparcia to je dostaję i odwrotnie. Czasami się śmiejemy, że spełnił wszystkie moje marzenia.? Ale to oczywiście nieprawda. Marzenia i cele osiągamy dzięki ciężkiej pracy i to on mnie tego nauczył. Kiedyś więcej marzyłam i czekałam na spełnienie, teraz tak samo dużo marzę, ale równie dużo pracuję, aby zrealizować kolejne cele.

Co wyróżnia Wasze produkty od tych dostępnych na rynku? Dlaczego są wyjątkowe?
Ostatnio sporo się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że przede wszystkim prawdziwość tych produktów. To, że ja je zrobiłam dla siebie, dla mojej potrzeby, a przy okazji spełniłam potrzeby innych kobiet. Druga sprawa to jakość. Dzięki temu, że szyję w Polsce z dzianin od polskich producentów jakość jest nieporównywalna z jakością w sklepach sieciowych.

www– facebookinstagram

 

Muszę Wam powiedzieć, że takie marki jak Animush robią na mnie ogromne wrażenie!
Tak, każdy kto zakłada firmę, chce tworzyć własną markę- chce zarabiać. Ale to jest coś niesamowitego, kiedy chęć założenia marki jest manifestem, jest buntem przeciwko temu z czym musimy się mierzyć każdego dnia.
A za tą marką – stoją emocje, historia i przeżycia.

Najlepiej!

Zobacz inne wywiady!

Kroi się! – ładne rzeczy z resztek

Kroi się! – ładne rzeczy z resztek

Kiedy zaczęłam żyć wolniej, uważniej, zaczęłam też zwracać większą uwagę na pochodzenie tego co kupuję. Ale czy sama informacja, że “produkt pochodzi z Polski” był dla mnie satysfakcjonujący? Nie do końca.
Kilka razy, już za dzieciaka, próbowałam swoich sił w rękodziele i doskonale wiem, jak ciężko jest się wybić, stworzyć coś swojego i… – rozhulanie tego!

Postanowiłam więc zacząć kupować produkty nie tylko u Polskich marek, ale u Polskich małych marek. Postanowiłam pomóc im i dać szansę! Bo przecież tego potrzebuje każdy z nas, każdy kto szuka i kto zaczyna – aby dano nam szansę.

I tak pierwszym produktem, który potrzebowałam wymienić był plecak, z którym chodzę do pracy.  I tak znalazłam Agnieszkę, która stworzyła markę Kroi się!

Dziś od Agnieszki mam nie tylko plecak dopasowany 100% pode mnie tkaninami i kolorami, ale także dwie nerki, bez których teraz nie wyobrażam sobie letniego wyjścia z domu.

Zapraszam Was na pierwszy wywiad z cyklu “wywiad z Polską marką” :)

 

Kroi się! – ładne rzeczy z resztek

Jak powstał pomysł na markę?
Pomysł na markę powstał z pasji- po prostu. Brzmi trochę banalnie, ale to prawda. Kończąc studia (włókiennictwo na Politechnice Łódzkiej) nie do końca widziałam gdzieś swoje miejsce. W międzyczasie zaczęłam też pracować, pojawiła się możliwość awansu w pakiecie z przeprowadzką do innego miasta i postanowiłam, że spróbuję. Poznań. Tutaj brakowało mi jeszcze jakiegoś zajęcia poza pracą. Przytargałam na odległość ponad 300km swoją maszynę, wyproszoną na jedną z gwiazdek od taty, która rzecz jasna najpierw, trafiła do konta. A potem się polubiłyśmy. Był też pierwszy kurs, który co prawda nie dotyczył toreb, a projektowania i szycia odzieży, jednak to tam nauczyłam się dużej dokładności i tego, jak ważny jest każdy etap szycia. I choć później nie uszyłam już żadnej bluzki, albo sukienki (bo tego uczyłam się na kursie), to zaczęłam kombinować właśnie z torbami. Zobaczyłam, ile ładnych rzeczy może wyjść z połączenia wyobraźni, igły i nitki. Przepadłam całkowicie, zupełnie, jak można najmocniej. Stąd to wszystko.

Jak powstała nazwa?
Nazwa powstała jakoś przypadkiem. Był taki czas, gdzie zdecydowałam się założyć stronę na Facebook’u. Ale żeby założyć, trzeba jakoś się nazwać i padło na ‘Kroi się!’. A, że podobno pierwsza myśl najlepsza- tak zostało. Z perspektywy czasu myślę, że był to bardzo dobry ‘strzał’- to taka nazwa, która nie ogranicza i nie określa. Obecnie szyję torby i akcesoria, ale za moment chciałabym też spódnice, albo sukienki, a może jeszcze kawałek czegoś innego. ‘Kroi się!’ brzmi tak, jakby coś się działo i tworzyło, ale nie mówi jednoznacznie co to takiego. I myślę, że to najzwyczajniej w świecie jest strasznie fajne.

Kim jest osoba tworząca markę?
Najkrócej mówiąc – włókiennik z wykształcenia, kierownik z doświadczenia i rękodzielnik z pasji. To dwie ręce i całe mnóstwo serca w każdej sztuce. To jednoosobowa fabryka toreb i wielbicielka wszelkiego handmade. I ogromna marzycielka.

Marzę sobie bardzo często i wyobrażam- jak coś będzie wyglądać, jak zrobić nowy model, jakby to było, gdybym miała własną pracownię, gdybym nie pracowała na etacie, a wyłącznie realizowała wszystkie, pojawiające się pomysły. I te wizje bardzo pomagają w codziennych dniach i pojawiających się słabościach.

Istnieje też coś takiego, jak ‘reguła przyciągania’ i działa to mniej więcej tak, że jak o czymś bardzo mocno się myśli, czegoś chce i do tego dąży, to to w końcu przychodzi. I dokładnie tak jest.

I jest coś jeszcze. Kiedyś, przed jakimś ważnym egzaminem, kiedy płakałam tacie w słuchawkę usłyszałam, że mam powiedzieć sobie głośno ‘dam radę’. Od tamtej pory sobie powtarzam i daję radę- dokładnie tak, jak wbił mi to do głowy tata.

Czasem mogę sprawiać wrażenie bujającej w obłokach i to jest racja, że bujam. Ale całkiem mocno stąpam też po ziemi, mam plan, działam po trochu i bardzo w to wierzę.

Pasja jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka przytrafia się w życiu. Swojej szukałam bardzo długo, ale w końcu trafiłam na zajęcie, które przynosi całe mnóstwo szczęścia!

Jaka jest idea marki?
Obecnie, mamy dostęp do całego mnóstwa rzeczy. Ubrania, zegarki, elektronika, pieniądze. Ludzie chcą więcej, chcą się bogacić i móc sobie pozwolić na kupowanie. Kupowanie czasem tego, co tak naprawdę jest zupełnie zbędne, ale nikomu nic do tego, co kto robi ze swoimi pieniędzmi.

Obecnie też, bardzo głośno mówi się też o ekologii. O idei zero waste, przetwarzaniu, powtórnym użytkowaniu. I to bardzo dobre, dla nas samych, dla środowiska, dla ograniczenia tych wszystkich rzeczy.

Mówi się też o sieciówkach- że wszędzie to samo, że wszyscy noszą, że wszyscy kupują- bo tanie, bo łatwo dostępne, bo czasem wydaje nam się, że ekskluzywne, choć może okazać się guzik prawdą.

I chciałabym być właśnie odpowiedzią na to wszystko. Tworzę ładne rzeczy z resztek- z tkanin, które miały pójść na straty, z tkanin używanych i takich, z sentymentem. Czasem wplotę gdzieś kawałek kupnego materiału, ale tylko trochę, bo bliżej mi do ‘używek’.

Czasem też zachęcam, żeby oddać dżinsy, na rzecz torby. I jak tak wyślę wiadomość w świat, to przychodzą ludzie. Każdy z nas ma w szafie jakieś rzeczy- ulubione, albo o czymś przypominające, nienoszone, których wyrzucić jest szkoda. I wcale wyrzucać nie trzeba- można przetworzyć na rzecz użytku codziennego. ‘Przetwarzam, nie wyrzucam, pamiętam.’

Staram się też pokazywać i uświadamiać, jaka jest wartość szycia. Ile czasu trwa projekt, pomysł, cięcie, szycie, wykończenie. Wydaje nam się to czasem śmiesznie proste, ale zupełnie nie jest. I to nie tylko po to, aby można zrozumieć cenę rękodzieła i docenić włożoną pracę, ale też jako kwestię do zastanowienia- bo te wszystkie ubrania w sieciówkach też ktoś szyje. Jasne, to proces masowy, bardziej zautomatyzowany, ale jednak to też dużo par rąk. I absolutnie nie zamierzam nikomu zabraniać kupowania rzeczy tam, gdzie mu się podoba, ale jeśli uda mi się takie małe ziarenko wartości zasiać gdzieś w świecie- będzie to bardzo miłe.

I wreszcie- różnorodność. Każdą sztukę tworzę wyłącznie w jednym egzemplarzu- nigdy nie szyję dwóch identycznych.

Dla kogo jest produkt?
Najogólniej rzecz biorąc- przede wszystkim dla kobiet. Rozdrabniając na kawałki- dla kobiet świadomych, dla tych, które cenią ideę rękodzieła, dla tych, które chcą się wyróżnić takim kawałkiem, spośród masowo dostępnych rzeczy. Dla takich, które potrzebują dokładnie tu i w tym miejscu kieszeni, takiego koloru, regulowanej rączki, albo czegoś, co pomieści wszystko i jeszcze trochę. Dla takich z własnymi życzeniami, potrzebami, zachciankami. Dla tych, które nie są wybitnie eleganckie i brak metalowych okuć, naturalnych skór i usztywnień nie

stanowi dla nich problemu- bo tego zupełnie nie robię.

Plany na rozwój?
Ojej. Jest ich sporo. Marzę sobie przede wszystkim o własnej pracowni- takim kawałku miejsca, gdzie mogłabym nie tylko tworzyć, ale nawet i zaprosić czasem jakąś lokalną klientkę, która chciałaby wybrać odpowiednią dla siebie tkaninę. Chciałabym za jakiś czas wprowadzić urocze spódnice i proste sukienki- rozkloszowane, z gumką w talii i długością do pół łydki. Chciałabym być może poprowadzić jakieś szyjące warsztaty stacjonarnie, a potem znaleźć miejsce w sieci, gdzie mogłabym przekazywać wiedzę nawet, na odległość. Chciałabym też dzielić się tym, czego nauczyłam się na studiach- o tkaninach. Mam całkiem sporo fajnych ciekawostek, o których ludzie nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy, a to właśnie super- sprawa ? Kanał YT , rozbudowane InstaStory- sprawdzimy. Tylko po kolei?

 

Z czego szyjesz? Skąd pochodzą materiały?
Szyję z resztek. Mam cały zapas takich tkanin, które miały pójść na straty. Końcówki obiciówek mające kiedyś w planach zostanie fotelem, albo resztki ze szwalni, która postanowiła po długich latach działalności się zamknąć. Myszkuję też to i tam w poszukiwaniu grubych, kolorowych zasłon, mocnych dżinsów i innych części ubraniowych idealnie nadających się na kawałki toreb- ‘używek’.

Dżinsy i ubrania też dostaję- na ‘rzeczy z historią’- te ulubione, przymałe i niemodne, ale wciąż pamiętające o pewnych zdarzeniach.

Kąt w pokoju, który służy mi za ‘magazyn’ wypełniony jest właśnie resztkami i sentymentem.

Jak byś opisała drogę, którą już masz za sobą?
Opisałabym ją  jednym słowem: KRĘTA.

Miałam ogromnie duży problem ze znalezieniem czegoś, co pochłonie mnie bez reszty. Tkwiłam obok sióstr, które od razu znalazły dla siebie zajęcie, a ja błąkałam się między kierunkiem humanistycznym w liceum, a ścisłą politechniką, między Łodzią, a Poznaniem i próbowałam. Próbowałam, aż znalazłam.

Wierzę w to, że nic nie dzieje się przez przypadek. Rozstrzał moich zajęć, prac, jakichś dodatkowych rzeczy był bardzo 

duży i opowiadać mogłabym długo, długo, ale myślę sobie teraz, kiedy spoglądam przez ramię, że to tak właśnie miało być, że wszystkie punkty łączą się w całość i wszystko stało się po coś.

Jeszcze trochę temu byłam tak nieśmiałą osobą, że bałam się zapytać o cenę w sklepie, a przed chwilą zdecydowałam się wyjechać do innego miasta, gdzie nikogo nie znam i sobie poradzić. I poradziłam. Poradziłam na tyle, że zmieniłam pracę, zapisałam się na kilka kursów, odnalazłam największą pasję świata i zaczęłam budować własną markę. Trochę temu- nie uwierzyłabym.

I choć ta nieśmiałość i strach przejawiają się jeszcze co trochę, to przynajmniej wiem, w jakim kierunku chcę brnąć dalej i jest jakby lepiej.

 

Jak łączysz pracę na etacie z tworzeniem marki?
Jeszcze do niedawna moja praca etatowa była bardzo nieregularna- zmiany popołudniowe, nocne, rzadko poranne. Ale wcale nie marudziłam- było tam dużo czasu na szycie- od rana, gdy na popołudnie, cały dzień, gdy szłam do pracy na noc i nawet ten dzień po nocy, gdy się wyspałam.

Od jakiegoś czasu, rozpoczęłam pracę etatową o stałych godzinach- 9- 17, od poniedziałku do piątku. Jednym z pytań rekrutacyjnych na obecne stanowisko było to, jak zamierzam pogodzić pracę na etacie z prowadzeniem własnej marki. Powiedziałam wtedy bez zastanowienia, że robię to do tej pory i że to kwestia dobrego rozplanowania czasu. I dokładnie tak to działa- jeśli zrobię sobie plan, harmonogram, tygodniową listę i trzymam się ‘wytycznych’- jestem w stanie zrobić sporo.

Myślę, że wypracowałam sobie taki pewien system, w którym działam. Jest tam co prawda mało czasu, na coś spontanicznego, albo na chwile słabości, czy zupełnego lenistwa, ale wierzę, że to taki okres przejściowy.

Planuję, tworzę listy, oddzielam pracę jedną od drugiej i godzę ze sobą, jak tylko mogę.

Co Cię inspiruje?
Dwie rzeczy. Ludzie i ich historie, oraz to, jak niesamowity jest świat.

Każdy człowiek ma jakąś przeszłość, ma marzenia, chwile gorsze i lepsze, różne przejścia. Każdy jest tak zupełnie inny i zupełnie warty uwagi. Historie inspirują niezwykle mocno i pokazują otwierają ludzkie serca.

A świat- zachwycam się codziennym promieniem słońca, tym, jak pada cień, pięknym widokiem nad morzem, choć tak oczywisty. Każdy jeden dzień, kiedy otwieram oczy to nie tylko plan do

zrealizowania- to wiatr do poczucia, to kroki do zrobienia, to ludzie do poznania.

I sama, od długiego już czasu patrzę bystrzejszym okiem i słucham wyostrzonym uchem co dzieje się wokół. Dostrzegam całe mnóstwo małych rzeczy i większych możliwości i to jest zupełnie piękne.

I najlepiej na świecie wpisuje się tu plakat Kasi Lisiak, w którym zakochałam się po uszy- ‘Świat Ci sprzyja’- bo dokładnie tak jest!

 

Jak wygląda proces projektowania?
Czasem to bardzo lekkie, a czasem wymaga ogromnie dużo wysiłku. To jest tak, że wszystko, co szyję, pojawia mi się w głowie- taka wizja. I jeśli coś sobie wyobrażę, to nie ma takiej możliwości, aby nie powstało. Wtedy tworzy mi się najlepiej. Gorzej jest w momentach, kiedy ta wizja się nie pojawia. Wtedy pomysł musi jakby dojrzeć, trzeba włączyć dodatkowe myślenie w głowie, a czasem nawet to bardziej techniczne i racjonalne, niż beztroskie pokłady wyobraźni.

Bardzo często realizuję zamówienia indywidualne, spełniam czyjeś życzenia i zachcianki. I jeśli danego pomysłu nie zobaczę w głowie- swoje musi odczekać, a ja pokombinować. Bardzo lubię, gdy ktoś daje mi wolną rękę, ufa i czeka na efekt końcowy. Ale są też osoby, od których wiem, że muszę wyciągnąć jak najwięcej szczegółów, by uniknąć rozczarowań.

Za to wprowadzanie nowych produktów, to zupełna (do)wolność, to wyłącznie moja wyobraźnia, kolory, dodatki. To wszystko, co widzę, co dzieje się w środku, w pełni takie ‘moje’.

Każdy projekt jest inny- od pierwszego pomysłu, wywiadu, wizji, nie raz szkicu, aż po krojenie, prasowanie, szycie, pakowanie. Każdy robiony przez dwie ręce i jedną głowę, z cząstką serca w środku, którego nigdy nie braknie.

 

Co wyróżnia Twoje produkty od tych, dostępnych na rynku? Dlaczego są wyjątkowe?
Wyróżników jest kilka.

Pierwsze, rzecz jasna są resztki i szycie z resztek- zarówno z tych cięższych, jak i całkiem lekkich- rzeczy z historią. Bardzo mnie cieszy, kiedy ktoś zgłasza się, oddaje swoje ulubione rzeczy i mówi, aby coś z tego zrobić, by nosić i pamiętać, bo sentyment.

To jest też tak, że te resztki występują w kawałkach. Nie mam zupełnie możliwości, aby taką tkaninę potem domówić, zorganizować, kupić. Jest, dopóki się nie wyczerpie, a potem przepada. I jasne, mogę szukać alternatyw, ale to nigdy nie będzie już to samo.

Nie mam też kompletnie określonych form. Nie mam standardowego wykroju rozmiaru A4, A5, wymiaru 40x 30, albo jakiegokolwiek innego (wyjątkiem są tylko nerki, do których zrobiłam formę). Kiedy zabieram się za szycie, dopytuję, co ktoś chce tam zmieścić, a potem kroję.

Wygląd. Kompletnie nie przepadam, za stosowaniem usztywnień i metalowych okuć. Rzeczy robione ręcznie, nie raz są zupełnie piękne i zapierają dech, ale często wyglądają podobnie do tych, z sieciówek. Ja wiem, ile to kosztuje pracy, jak powstaje i każdy chce najpiękniej i nie ma w tym absolutnie nic złego, bo to praca i piękno i na czymś trzeba się wzorować, ale sama mocno stawiam na to, aby te moje rzeczy były właśnie inne, jak te, z popularnych sklepów.

Tylko jedna sztuka. Zawsze szyję tylko jedną. Zupełnie nie chcę, aby wzory się powtarzały. Jeśli ktoś zamawia plecak w kwiatki, to kolejny plecak w te same kwiatki musi się różnić. Wychodzę z założenia, że każdy jest inny, wyjątkowy i dokładnie takie rzeczy chcę tworzyć i dawać pewność, że to egzemplarz na wyłączność, taki niepowtarzalny.

Podejście. Zamówienia traktuję bardzo szczegółowo. Potrafię zadać lawinę pytań, podczas realizacji. Wysyłać zdjęcia tkanin, by upewnić się, że ‘to ta’, dociekać, czy zapięcie, czy może nie, a ile kieszeni, a czy na zewnątrz, uszy czy pasek, kształt i kolor, a może jeszcze jakieś zachcianki. To wszystko po to, aby powstająca rzecz była jak najbliżej nowego właściciela. Chyba, że ktoś rzuci ‘zdaję się na Ciebie’, wtedy ma niespodziankę.

 

Mam nadzieję, i naprawdę głęboko wierzę, że przypadną Wam do gustu takie kulisy powstawania Polskich marek. Chciałabym aby takie wywiady pojawiały się raz w miesiącu na blogu, ale to będzie niemożliwe. Nie chcę Wam pokazywać każdej Polskiej marki, a takie, które znajdziecie u mnie w domu i z którymi się identyfikuję.
W produktach Agnieszki jestem zakochana (!) dlatego bez cienia zawahania postanowiłam Agnieszkę i jej markę przedstawić Wam jako pierwsze :)

A Was zachęcam do sięgania po to co nasze <3

www – facebookinstagram

Zobacz inne wywiady!