Długo zastanawialiśmy się, co zrobić po ślubie cywilnym. Za rok planujemy ślub kościelny z gośćmi i weselem, więc nie chcieliśmy robić z tego ślubu “sprawy”. Nie wiedzieliśmy czy wrócić do Warszawy, jak gdyby nigdy nic, i dać się toczyć życiu, czy może zaprosić rodziców na wspólny obiad i jednak w symboliczny sposób uczcić ten dzień? Mimo, iż zdecydowaliśmy się nie zapraszać rodziny na ślub cywilny, wszyscy trzymali za nas kciuki i tuż po samej uroczystości rozdzwoniły się telefony z życzeniami. Absolutnie wspaniałe uczucie!
Zdecydowaliśmy się następnego dnia pojechać do Krakowa. Wynajęliśmy pokój na jedną noc. Mieszkanie znajdowało się dosłownie 500m od Rynku! Do naszej dyspozycji był mega wielki pokój, toaleta i kuchnia z wyjściem na patio. Jedząc śniadanie mogliśmy obserwować mieszkające w patio małe kociaki, co było bardzo urocze. Jeden z nich był na tyle oswojony, że wchodził nam nieśmiało do kuchni umilając poranną kawę.
Pierwszym punktem naszej wycieczki były barki! To właśnie na nich, 2 lata temu, prowadziliśmy pierwsze rozmowy o rodzinie, ślubie i wspólnym mieszkaniu. Niesamowicie było wspominać tamte czasy z obrączką na palcu. Klimat jaki panuje na barkach jest absolutnie obłędny! Żałuję, że Warszawa nie ma w tak cudowny sposób zagospodarowanej Wisły.
/A teraz zdjęcie dla mamusi!
/ Na fejsa!
/ I na bloga!
Wyjazd do Krakowa nie mógł też obyć się bez lodów i, oczywiście, ich zdjęcia! Robienie zdjęć lodom, nie wiedzieć czemu, stało się u nas tradycją.
Na sam koniec dnia poszliśmy do mojej ulubionej knajpy, w której można zamówić degustacje różnych piw. Środkowe piwo najmniej przypadło mi do gustu. Smakowało jak krople żołądkowe!
Ostatniego dnia, na śniadanie udaliśmy się do cukierni na obrzeżach rynku. Było słodko! Po kawie i ciastku nie mieliśmy już sił na zwiedzanie.
Z dziwniejszych rzeczy Krakowa:
Zwykły rower przypięty solidnym, grubym łańcuchem
Pamiątka pozostawiona po wieczorze panieńskim na barkach ;).
0 komentarzy