“W tym co mówisz nie widzę miłości… – przykro mi”

utworzone przez | sty 28, 2019 | żyć lepiej | 0 komentarzy

Zdarzyło Wam się kiedyś opowiedzieć koleżance, przyjaciółce lub obcej osobie w Internecie jak w tej chwili wygląda Wasz związek?

Kiedy zaczynałam z Dawidem tworzyć naszą wspólną historię, nie wiedzieliśmy jak ona się potoczy. Rozejdziemy się z rozdartym sercem, żalem wypełniającym każdy kawałek naszego ciała… – czy zatrzymamy się? Zwolnimy? Uspokoimy myśli i poznamy się lepiej? Czy nauczymy się jak być razem, jak być szczęśliwym i jak iść razem przez życie równym krokiem zaczynając od prawej nogi?

Choć nasz związek na początku był tragiczny, choć zaliczaliśmy wiele potknięć a wspólny krok nigdy nie zaczynał się od tej samej nogi… – udało nam się. Udało nam się osiągnąć spokój i szczęście.
Wspólny rytm.
Płynność.

Czasem gdy myślę o naszym związku, mam wrażenie jakbyśmy tańczyli. Jakby nasze słowa, gesty, zamiary zostały ułożone w choreografię, która nie pozwala nam się zderzyć.
Ale czasem – zdarzają nam się potknięcia.

“W tym co mówisz nie widzę miłości… – przykro mi”

Czasem zdarzają nam się potknięcia. Wyglądamy wtedy jak dwa zielone ludziki na pierwszych zajęciach z zumby dla starych wyjadaczy. Instruktorka mówi co następuje, pokazuje kroki, wszyscy uczestnicy wiedzą co robić a my… – kompletnie zagubieni, nieskoordynowani próbujemy wydobyć z siebie gesty przypominające jakiś ruch, jakiś krok, coś. Wyglądamy jakbyśmy dopiero uczyli się podnosić ręce, kolana, robić obrót wokół siebie.

Gdyby ktoś zapytał mnie wtedy, jak podobają mi się zajęcia, jak się bawimy, czy jest fajne – powiedziałabym, że nie, nie jest fajnie. Jest koszmarnie! Ogólnie zajęcia spoko, czuję rytm muzyki, ale jakoś nie ma fal. Przez całe zajęcia próbowałam, i nic. I żeby nie było, że jestem uprzedzona, byłam na tych zajęciach już kilka razy (!) i ciągle to samo. I właściwie to zastanawiam się, czy jest sens chodzić na tę zumbę, bo póki co, tylko się frustruję i niewiele z tego mam.

I ktoś wtedy powiedziałby mi, że jest mu przykro, ale najwidoczniej ty i zumba do siebie nie pasujecie. Powiedziałby, że to nie jest aktywność dla mnie.
A ja wtedy mogłabym zrazić się do czegoś, co mogłoby stać się moją największą pasją!

Kiedy zaczęłam swoją przygodę z aktywnością na siłowni, na pilatesie – nie wszystko potrafiłam wykonać. Czasem nim zacznę wykonywać jakieś ćwiczenie przyglądam się prowadzącej i próbuję rozgryźć jak ona tę rękę ułożyła… Czasem tak właśnie robię – przyglądam się.
Nie pytam innych o rady. Nie komentuję. Nie szukam powodów ani wątpliwości. Przyglądam się.

Kiedy gubiłam z Dawidem rytm naszego związku, nauczona przez rodziców i koleżanki – mówiłam. Jak w filmach dzwoniłam lub przyjeżdżałam z jedną butelką wina w ręce i drugą w torebce, i rozmawiałyśmy. Krytykowałam. Narzekałam. Marudziłam. – Wyrzucałam z siebie emocje. I za każdym razem było mi przykro, że ktoś mówi coś złego o mężczyźnie, którego kocham. Mówi, że on nie dla mnie.
Ale jak on może być nie dla mnie? Przecież bardziej dla mnie już się nie da być!

I wtedy zrozumiałam, że nie ma sensu prosić o radę kogoś, kto usłyszał tylko jedną historię. Kogoś, kto usłyszał kilka złych historii i ani jednej dobrej. Bo nie idzie się do przyjaciółki z butelką winą w ręce (a drugą w torebce) opowiedzieć jak wspaniałego ma się faceta.
Mówimy, gdy jest źle, by poczuć się dobrze.
Nie mówimy gdy jest dobrze, bo kto by chciał słuchać o naszym szczęściu…?

Czasem lepiej jest się zatrzymać. Zwolnić. Uspokoić myśli i… bez słowa przyglądać się. Patrzeć. Pytać, aby zrozumieć, nie aby atakować. Czasem dobrze jest zachować pewne wydarzenia dla siebie i nie pozwolić obcym ludziom mącić naszych myśli, poddawać wątpliwości miłość, sens związku.

Łatwo jest ulec słowom obcych ludzi, gdy jest nam przykro. Kiedy czujemy się przez partnera nierozumiane. Ale prawda jest taka, że tylko my wiemy jaki on jest naprawdę. Tylko my wiemy, czy jesteśmy szczęśliwe. I tylko my czujemy, czy on na pewno jest dla nas.

Nie każdy odnajdzie się w zumbie. To nie jest aktywność dla wszystkich. Ale warto do takich wniosków dojść samodzielnie. Nie każdy związek i nie każdy facet jest też dla nas – ale warto do takich wniosków dojść samemu – bez słuchania rad tych, co nigdy w naszym związku nie byli. Nie przeżyli tej radości, tylu chwil wzruszenia i głośnego wybuchu śmiechu.

A przede wszystkim – nie mów mi, że z moich jabłek nie zrobię szarlotki, bo tobie ona nigdy nie wyszła. Porady właśnie często takie są – opierają się na jednym zdarzeniu, małym wycinku dużej historii.
Jak ja, my, inni, obcy mamy udzielić rady, skoro prócz tego skrawka nie wiemy nic? Czy warto jest zostawić kogoś tylko dlatego, że wiele osób, które nic o nas nie wie, tak nam doradziło? Czy warto jest zostawić kogoś tylko dlatego, że pod wpływem emocji powiedziałyśmy o nim wszystko co złe, skrywając swoje potknięcia?

Chyba nie…

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *