Tatuaż w ciemno – co to jest i dlaczego się na niego zdecydowałam!

utworzone przez | mar 1, 2021 | Lifestyle | 2 Komentarze

Kiedy myślę o sobie, na pewno nie powiedziałabym, że jestem dziewczyną, którą ciągnie do tatuaży. Właściwie, mój stosunek do tatuaży jest taki sam, jak do mieszkania w Warszawie i relacji z innymi ludźmi – jeśli mamy się spotkać, to tu blisko mnie, bo centrum to już dla mnie za daleko. Musiałoby to być dla mnie coś naprawdę bardzo ważnego emocjonalnie, abym znalazła się po drugiej stronie mostu Poniatowskiego. O Siekierkowskim już nawet nie chcę wspominać.

I może właśnie to emocje oraz relacje są tu kluczem do wszystkich drzwi. Do zrozumienia – dlaczego zdecydowałam się na tatuaż i to na tatuaż w ciemno.

Czym jest tatuaż w ciemno i dlaczego się na niego zdecydowałam

Wyobrażacie sobie mieć na swojej skórze coś, co zostanie z Wami już na zawsze a… efekt czego zobaczycie dopiero na sobie? Mi takie coś nawet nie przyszło do głowy!
Nie powiem, że “zawsze byłam przeciwna” tatuażom, bo to nieprawda. Tatuaże są dla mnie neutralne. Może to kwestia środowiska, w jakim się wychowałam, a może samego mieszkania w dużym mieście. Wszak już w szkole podstawowej mój nauczyciel od języka angielskiego miał na sobie tatuaże i nie budziło to niczyich emocji. Można powiedzieć, że jako dziecko byłam z nimi oswojona. Ale nigdy nie czułam potrzeby posiadania tatuażu na sobie.

Aż do pewnego dnia!

Aż do dnia, w którym na instagramie wyświetlił mi się profil Kariny @karina.miko.
Kiedy tylko zobaczyłam jej prace – serce zabiło mi mocniej. Jak wtedy, kiedy spotykasz się z pewnym chłopakiem na odległość, i tuż po usłyszeniu gwizdka konduktora, tuż po nadaniu sygnału dźwiękowego Rp 11 “wsiadać”, widzisz jak on pierwszy raz wypowiada słowa “kocham cię”, a ty tego nie słyszysz. Ale ze łzami w oczach i zaciśniętym od wzruszenia gardłem, bez dźwięku krzyczysz “ja ciebie też!!!!”, choć osoba, do której kierujesz słowa, oddala się coraz szybciej i szybciej, aż przestajesz ją widzieć. 
Od tej chwili radość i euforia mieszają się razem ze strachem i niepewnością.
Tyle słów nie zostało jeszcze wypowiedzianych…

Kiedy zobaczyłam prace Kariny – wiedziałam, że to jest ona. Wiedziałam, że to jest ten człowiek, który zrozumie. Który połączy wszystkie  moje porozrzucane kropki i stworzy z nich jeden obraz.

Tylko co by to miało być?

Wtedy zobaczyłam, że Karina tworzy tatuaże w ciemno.
Tatuaże na podstawie wierszy i długich rozmów gdzieś w kącie śródmiejskiej kawiarni.

Zaintrygowało mnie to.
Ale jak to tak? – zastanawiałam się. Jak to możliwe, że opowiadasz komuś swoją historię albo rozmawiacie o zupełnie przyziemnych rzeczach, i ten ktoś, na podstawie samej rozmowy z tobą, tworzy tatuaż, który przedstawia ciebie? Który zostanie z tobą na całe życie, a ty go wcześniej nawet nie zobaczysz?!

Napisałam wtedy do Kariny.
Napisałam jakie mam lęki i obawy z tym związane.
A co jeśli historia obierze smutny bieg? A co jeśli taką mnie odbierze? Co jeśli uzna, że we mnie jest dużo bólu?  Nie chcę tatuażu pełnego goryczy. Nie chcę codziennie widzieć, że mam przed sobą twardy orzech do zgryzienia. Nie chcę złych emocji.
Karina nie odpisywała, a ja pisałam dalej.
Trochę tak, jakbym pisała w eter, bo w jednej z relacji na instagramie K# napisała, że odpisze dopiero za kilka miesięcy.

Nagle Karina napisała, że poprzez tatuaże stara się zobaczyć w ludziach to, co jest dobre. Zobaczyć miłość, dobro, wrażliwość.

I wtedy napisałam jej, że chcę się umówić na tatuaż w ciemno.
Ale kawiarnie były zamknięte.

Umówiłyśmy się na konkretną datę i konkretny termin tatuażu bez konkretnej rozmowy. Bez spotkania się na żywo, bez poznania siebie.

Kiedy siedziałam na czarnej, skórzanej kanapie w poczekalni (a może salonie?) studia, będąc wśród tylu ludzi czekających na swoją kolej, czułam, że ja tam nie pasuję, choć miejsce zostało stworzone jakby dla mnie. Stara kamienica, wysokie sufity, drewniany parkiet na podłodzie i otwarci na innych ludzie, i psy wolno biegające po studio, podchodzące, dające się głaskać, kochać i przelewać na siebie towarzyszący mi stres.
Siedząc tam zastanawiałam się – co ci ludzie sobie o mnie myślą?

Ale ja tego potrzebowałam!

Potrzebowałam choć raz przestać wszystko kontrolować, zamartwiać się, układać. Potrzebowałam tego, aby móc puścić tak mocno zaciśnięte pięści poczucia bezpieczeństwa i kontroli sytuacji. Aby wyjść przed maminą spódnicę i stawić czoła wrażliwemu światu, który nawet nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia.

Czasem, kiedy chcemy zacząć na nowo i dodać sobie siły, w pierwszy pracujący dzień nowego roku zapisujemy się do fryzjera, chcąc fizycznie zaakcentować naszą przemianę. Nasz pierwszy krok ku.
I ja właśnie tego potrzebowałam. Potrzebowałam zrobić coś, co zaakcentuje mój nowy rozdział życia – niepewność, a za razem gotowość na to, co przyniesie los. Gotowość na zaufanie i na jakoś to będzie! Gotowość na odpuszczenie wszelkiego “musisz”.

 

Tatuaż w ciemno dał mi jeszcze coś.

Któregoś razu, rozmawiając ze znajomą z czasów studenckich, usłyszałam, że nie spodziewałaby się po mnie rodzaju muzyki, której słucham. Że to jej do mnie nie pasuje.
Parokrotnie spotkałam się z sytuacją, w której ktoś miał o mnie błędne zdanie, opinię. Ocenił mnie na podstawie tego, że się nie znamy.

Karina widziała w ludziach to co dobre. Mówiła, że tylko takie tatuaże robi.
Byłam ciekawa, co pozytywnego powie o mnie człowiek, który mnie nie zna. Co zobaczy dobrego w smutnej historii.

Kiedy Karina skończyła robić tatuaż i pokazała mi go – popłakałam się ze wzruszenia.
To była miłość w najczystszej postaci!
Połączenie dwóch światów i jednej miłości. 

Zobaczyła to co dobre w smutnej historii. 

Opiekuj się nią.

2 komentarze

  1. Anonim

    Asia poka tatuaż!

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *