Bardzo często dostawałam od Was pytania o to jak w dobrej relacji małżeńskiej powinien wyglądać podział obowiązków, podział prac domowych, gdy ona nie chodzi do pracy tylko zajmuje się dzieckiem – w domyśle – ciągle w tym domu jest!
Nie mogłam się do tego ustosunkować, ponieważ my oboje pracujemy na etacie. Dlatego postanowiłam oddać temat Karolinie, autorce bloga Kinka.com.pl, która na co dzień inspiruje do życia z uśmiechem.
Podział obowiązków, gdy ona siedzi cały dzień w domu!
W naszym domu nie ma podziału obowiązków. Zwyczajnie. Nie robimy grafiku, nie kłócimy się wieczorem o to, kto zrobił więcej a kto mniej. Nie robimy obiadów na zasadzie dzisiaj ja, jutro Ty. A jednak wszystko jest zrobione, obiad ciepły na stole, dziecko szczęśliwe, wieczorem oboje mamy czas dla siebie. Jak nazywa się sposób, dzięki któremu to wszystko nam się udaje? PARTNERSTWO.
Nasz dom funckjonuje bez równego podziału obowiązków od 12 lat, bo tyle ze sobą mieszkamy. Nie ma tutaj szefa, który zleca innym wykonywanie poleceń, nie ma osób pomagających w pracach domowych, w końcu nie licytujemy się, kto ile zrobił w ciągu dnia i czy czasem jedno z nas nie wykonało za mało, bo tabelka się nie zgadza. A jednak wszystko funckjonuje dobrze. Jesteśmy związkiem dwojga dorosłych ludzi, którym zależy na sobie, na wspólnym dbaniu o ogniosko domowe, o tworzenie dobrych relacji. Zanim jednak opowiem Wam, jak podnosimy z mężem haniebne statystyki polskich rodzin, gdzie to zdecydowanie częściej kobieta gotuje i zmywa podłogi, opowiem Wam historię.
Czekaliśmy na gości. Byłam z młodym w kuchni i chyba piekłam ciasto, nie pamiętam. Może szykowałam już stół? Nieważne. W pewnej chwili do kuchni wszedł mój mąż i powiedział:
– Poodkurzałem już na górze.
– Dziękuję – powiedziałam.
– Za co mi dziękujesz? – zapytał zdziwiony.
– Za to, że poodkurzałeś – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Przecież ja też tu mieszkam i też mogę coś zrobić – uśmiechnął się- Nie masz mi za co dziękować.
To kto zajmuje się domem? Głównie ja. Odkąd urodziłam dziecko, zrezygnowałam z pracy w korporacji, pracuję zza domowego biurka. I nie ułatwia to zadania – kto jest na swoim, ten wie o czym piszę :) W każdym razie – ja gotuję obiady i ogarniam pranie, prasowanie i odkurzanie. Przeważnie. Kiedy jesteśmy razem w domu, szybko robimy wszystko razem. I jeśli chodzi o nieformalny podział, to ja robię to co w domu, a mąż to co na podwórku, czyli auto, remonty, drzewo, śmieci. Po prostu. Nigdy jakoś nie siadaliśmy i nie spisywaliśmy tych zasad – tak wyszło. Nie dzielimy się obowiązkami pół na pół, to naszym zdaniem do niczego dobrego nie prowadzi. Związek to związek, a nie układ.
Najważniejsze jest jednak coś innego. Podział obowiązków to wierzchołek góry lodowej. Problem wcale nie tkwi tutaj. Problem tkwi w nas, w naszej komunikacji, w rozmowie, w komuikowaniu o swoich potrzebach, w rozumieniu się. Mówi się, że w dobrych związkach naczynia i kible zmywają się same. I coś w tym jest. Mój mąż zawsze kiedy wraca z pracy, zajmuje się dzieckiem, żebym ja mogła odpocząć, zająć się swoimi sprawami. Teraz, kiedy młody chodzi do przedszkola jest łatwiej. Ja nigdy nie robiłam problemu z tego, że ogarnę dom, skoro i tak w nim jestem, że pozbieram te skarpetki z podłogi. A on nigdy nie robił problemu wtedy, kiedy nic nie ugotowałam, bo dziecko było cały dzień marudne. Zjedliśmy kanapki albo w drodze z pracy przywiózł pizzę. Dogadanie się, wzajemne rozumienie i szacunek dla drugiej osoby. Wzajemna wdzięczność za to, co robi się dla siebie, dla domu. Kiedy szykujemy się na wyjazd, mąż ogarnia samochód, tankowanie i formalności, ja robię kanapki, zakupy i szykuję walizki, które potem on zaniesie do samochodu i spakuje. To efekt dogadania się. Czy zazdroszczę koleżankom, których mężowie gotują? Nie, bo ja kocham gotować. Partnerstwo polega na dogadaniu się tak, żeby każdy był zadowolony.
Zanim zaczniecie wyrzucać sobie nawzajem i wyliczać, kto ile robi w domu, kto ile pracuje, zastanówcie się, skąd to się bierze? Może jesteś cały dzień z dzieckiem w domu, jesteś strustrowana? Masz do tego prawo, jak najbardziej! Każdy to przechodzi. Ale zamiast wyżywać się na partnerze, powiedz mu o tym. Jasno koumnikuj swoje potrzeby, on może nie widzieć problemu. Wiesz ile razy ja mam ochotę walnąć fochem i wycedzić przez zęby “Domyśl się człowieku”? Wiesz czemu tego nie robię? Bo wiem, że on serio nie wie, o co mi chodzi. Problemem jest też sytuacja, kiedy jedno z patnerów robi wszystko, a drugie nic. Praca w domu jest tak samo ważna jak praca zawodowa. Problem jest wtedy, kiedy ktoś tego nie rozumie. I to jest to, o czym tutaj piszę – problem zaczyna się w związku, tutaj trzeba zacząć pracę. Od porządków w Waszej relacji, nie w kuchni. Bo partnerstwo polega na tym, że ludzie ze sobą rozmawiają, nie muszą sobie wzajemnie tłumaczyć, że to co robią, jest ważne. Oni to rozumieją.
Jesteśmy razem 12 lat i mimo młodego wieku, mamy za sobą więcej trudnych doświadczeń, niż niejeden związek z dłuższym stażem. Rozmawiamy, szanujemy się, mówimy o swoich potrzebach. Jak dobrzy partnerzy. I kochamy razem spędzać czas. Choć wcześniej to ja ugotuje kolacje, a on porąbie drzewo do kominka.
Szanujmy się.
0 komentarzy