Podsumowanie pierwszego miesiąca ze słowem roku

utworzone przez | lut 9, 2021 | Lifestyle | 2 Komentarze

Daliście sobie kiedyś szansę?
Kiedy pisałam Wam o słowie roku jakie wybrałam, mówiłam Wam, że zawsze z dużym dystansem podchodziłam do idei one little world. Bałam się, że będzie się to wiązało z podporządkowaniem swoje życie jednemu słowu. Bałam się presji, którą mogłabym na siebie narzucić oraz tego, że decyzje, które będę podejmować, nie będą dla mnie dobre, będą złe, bo nie będę kierowała się logiką czy moim dobrem, a tym jednym wybranym słowem,

Teraz mija mi pierwszy miesiąc, odkąd podejmuję decyzję kierując się wybranym przeze mnie słowem roku. I aż sama nie mogę uwierzyć w to, jak jedno słowo może odmieć czyjeś (w tym przypadku – moje) życie. Jak wiele jedno słowo może wnieść do naszej prozy życia.

 

Pierwszy miesiąc zaprzyjaźniania się ze sobą za mną!

 

W styczniu, mając w głowie szalone nowy rok, nowa ja! – podjęłam decyzję o ścięciu włosów. To była spontaniczna decyzja, podjęta trochę pół żartem, pół serio.  Chciałam w jakiś sposób wyraźnie zapieczętować moją nową drogę w poznanie siebie i w lepsze samopoczucie.
Pamiętałam, że w krótkich włosach czułam się najlepiej! A skoro ten rok ma być rokiem dbania o siebie i poznawania siebie – postanowiłam wziąć byka za rogi i pójść do fryzjera.

Ścięcie włosów miało dla mnie również wymiar symboliczny. 2020 rok był rokiem ogromnych zmian w moim życiu, w czasie których zrzuciłam z siebie wiele ciężarów. Krótkie włosy pozwoliły mojej głowie odczuć tę lekkość. A to co ciążyło – zostało wyrzucone do kosza.

Po fryzjerze przyszedł czas na następną radykalną decyzję –  zerwanie z przeszłością i starymi przekonaniami. I choć ta zmiana może brzmieć dla Was śmiesznie i możecie pomyśleć – Matko Boska, co za pierdoły ta dziewczyna gada – dla mnie to był przełom. Postanowiłam obciąć paznokcie, które od czasów gimnazjalnych były moją wizytówką – zawsze dłuższe, zadbane, starannie spiłowane. Doszłam do wniosku, że skoro mam na nowo poznać siebie – muszę zerwać ze starymi nawykami i przekonaniami i pozwolić sobie na to nowe. Spojrzeć na to co znane i bezpieczne na nowo. Spróbować spojrzeć na siebie inaczej.

Krótkie paznokcie zawsze były dla mnie mało kobiece. Ścięcie ich to była moja akceptacja siebie na nowo. Akceptacja zmian, jakie we mnie zaszły i porzucenie przeszłości, której tak bardzo kurczowo trzymałam się.

W styczniu, stawiając siebie na pierwszym miejscu mogłam pierwszy raz przyjrzeć się sobie, poznać siebie, dowiedzieć się czego mi brakuje, w jakich dziedzinach czuję się niespełniona, czego brakuje mi do szczęścia i nareszcie mogłam zacząć działać w stu procentach w zgodzie ze sobą.

W ciągu tego miesiąca najuczciwiej jak tylko mogłam, odpowiadałam na postawione sobie pytania. Kiedy czułam, że czegoś zazdroszczę, coś bym chciała – pytałam samą siebie: ale czy Ty tego naprawdę chcesz? Czy to jest zgodne z Tobą? To są Twoje pragnienie, czy próbujesz coś udowodnić?

Wizualizowałam sobie, że posiadam to, do czego tak wzdycham i obserwowałam sobie i swoje odczucia, emocje.

To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ pokazało mi, że tak naprawdę to czego tak niby pragnę – nie jest ani moją potrzebą, ani moim marzeniem. Jest wynikiem pędu i presji, wynikiem obserwowania zmian w życiu innych osób i wmówieniem sobie, że ja też tak bym chciała.
Dlaczego?  Po co?

Jednak największą zmianę, jaką zauważyłam stawiając na siebie, było danie sobie szansy i pozytywne konsekwencje podjętych decyzji. Odważyłam się spróbować nowych rzeczy, wystawić swoje umiejętności na próbę i stawiłam czoła problemom. A ze wszystkich zdarzeń, zamiast wyjść z posmakiem goryczy na języku, wyszłam z dumnie podniesioną głową i kieszeniami wypchanymi nową wiedzą o sobie.

I choć z początku chciałam, aby styczeń był dla mnie po prostu miesiącem oczyszczania przestrzeni, odgracania domowych zakamarków, nie przypuszczałam, że przez tych kilka dni oczyszczą się też moje myśli, wzrośnie pewność siebie, samoocena pójdzie w górę a przy tym poznam fantastycznych ludzi – po prostu dając sobie szansę.

 

Ps. To zabawne, jak bardzo bałam się przez tych kilka lat określać swoje słowo roku, bałam się, że kierując się nim będę podejmować złe decyzje, a tymczasem właśnie to słowo roku sprawiło, że w styczniu byłam szalenie szczęśliwa i dumna z siebie.
Cóż, ponoć “strach ma tylko duże oczy, ty nie musisz się go bać”.

2 komentarze

  1. mariapieczarka

    Fajnie tak…
    Ja praktykuję raczej spisywanie celów i marzeń, ale stąd już chyba nie tak daleko do idei “słowa roku”?

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *