Gdyby miało nie być jutra

utworzone przez | maj 9, 2016 | żyć lepiej | 3 Komentarze

Kiedy jesteś dzieckiem, nie rozumiesz co to znaczy, że ktoś umarł. Rodzice tłumaczą, że poszedł do aniołków. Że Bozia go potrzebowała bardziej niż my. Tłumaczą dziecku, że tam na górze jest lepiej. Tam nie ma bólu. Tam wszyscy są zdrowi, nikt nie jeździ na wózeczku. Tam też nikt nikomu nie dokucza. Tam patrzą na ciebie z góry i chronią cię przed złem tego świata. Dziecko nie rozumie jeszcze, że nigdy więcej nie zobaczy tej osoby. Przecież wszyscy kiedyś się tam spotkamy, prawda? Czyż nie tak ciągle nam się mówi?

SONY DSC

Kiedy zmarł mój starszy brat, miałam 8 lat. To było tuż przed naszą I Komunią Świętą. Obudziłam się w środku nocy, a w mieszkaniu, w pokoju było pół rodziny. Wszyscy czerwoni na twarzy. Mama płacze. Brat śpi z bandażem obwiązanym wokół buzi. Tata mówił, że to po to by usta miał zamknięte. Dziwnie. Przecież spał. Ale oni mówili, że nie mogą go obudzić. Mówiłam żeby polali go zimną wodą, przecież w telewizji to zawsze działa, ale nie posłuchali i kazali pójść dalej spać. Za chwile przyjechała karetka. Płakałam wtedy, bo wszyscy płakali. Ale nie rozumiałam co się dzieje.

Pamiętam jak siedzieliśmy w kościele na pogrzebie i w sumie nie wiedziałam co się dzieje. Dzieci w podstawówce wypytywały. Pytanie, które najbardziej zapadło mi w pamięci było: dlaczego nie chodzisz ubrana na czarno i nie nosisz żałoby? Co za absurd! Nie wiem dlaczego. Bo tak.

Dopiero 2 lata po tym zdarzeniu, po jego śmierci, zaczęłam na prawdę płakać. Dzień w dzień. Miesiąc po miesiącu. Rok po roku. Nie rozumiałam jak to mogło się stać! Jak te pizdy lekarze mogli do tego doprowadzić?! Jak lekarka wezwana przez moją mamę do dziecka, które właśnie przed chwilą zmarło we śnie u jej boku, mogła powiedzieć “niech pani nie histeryzuje bo damy panią do wariatkowa!” JAK?! Do dziś, po 16 latach od tej sytuacji gotuje się we mnie na pamięć o tym.

 

Gdy z Dawidem zaczęliśmy tak na poważnie spotykać się, rozmawiać, miałam 15 lat. On miał 17. Potrafiliśmy być razem na wakacjach, sami, potrafiło być szalenie szczęśliwie i miło, i ja w tym momencie potrafiłam wybuchnąć płaczem. Bo przypomniał mi się brat. Bo wiedziałam, że on nie będzie tak szczęśliwy jak ja. Nigdy. Bo jako niepełnosprawne dziecko spotkał się z bardzo dużą ilością złośliwości ze strony dzieci i dorosłych, a nie zaznał żadnych większych uniesień. Trwało to bardzo długo. Wielokrotnie śpiąc z Dawidem budziłam się w nocy zalana łzami. A on mnie po prostu przytulał. Uspokajał. Wszystko rozumiał. Znał moje lęki. A co będzie jak któregoś razu pokłócimy się, pójdziemy spać nie rozmawiając ze sobą i jedno z nas się już nigdy nie obudzi? Co jeśli nigdy nie będzie dane nam się przeprosić za te złośliwości w kłótni wypowiedziane? Złośliwości, ale przecież tak na prawdę my tak wcale nie myślimy. To było tylko tak rzucone. W złości. Bez znaczenia.


Teraz już się nie kłócimy z Dawidem. Czasem mamy do siebie jakieś uwagi, czasem rykniemy “nie wkurwiaj mnie!” czy coś. Ale w każdej sprzeczce pamiętamy jak szalenie się kochamy. Jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni. Jak mamy mało czasu, którego nie chcemy tracić na negatywne emocje. Teraz, co by się nie działo zawsze chodzimy spać pogodzeni. Zawsze przed snem mówimy sobie “Kocham Cię”. I zawsze wtulamy się w siebie. Bo nigdy nie wiesz czy będzie jutro.

O tym się na co dzień nie myśli, ale wierz mi: ostatnie wspomnienie jest szalenie ważne.

 

3 komentarze

  1. panna marzanna

    Strasznie współczuję.. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jaka to strata. Sama czasami budzę się w nocy i z bijącym sercem budzę M z jego przerażająco głębokiego snu.
    Ściskam Cię mocno!

    Odpowiedz
  2. VerySweetAngel

    Popłakałam się czytając Twój wpis. Zawsze, ZAWSZE, dbam o to abyśmy zasypiali pogodzeni.
    Jest to mega ważne. Super blog od niedawna Was śledzę. Miło się czyta :)

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *