Nasze tu i teraz mimo dwóch i pół etatu

utworzone przez | lip 23, 2018 | żyć lepiej | 1 komentarz

Ostatnio przeczytałam, że żyjemy w czasach, w których nie można nic nie robić, być bezproduktywnym – ciągle trzeba mieć jakieś zajęcie. Przeczytałam też, że ludzie buntują się przeciwko temu pędowi i presji, i pozwalają sobie na odpoczynek, celebrowanie chwil, robienie czegoś dla siebie.  Robią sobie takie cykliczne wyłączenie od życia, od obowiązków dla złapania oddechu i równowagi.

To co mnie “uderzyło” w tym tekście to trzy sformułowania: nie można nic nie robić, pozwalają sobie na odpoczynek i robią wyłączenie od życia.
Nie na tym powinno polegać nasze życie, aby praca, pracowanie, zapracowanie było czymś oczywistym, a każda chwila wytchnienia wymagała usprawiedliwienia i zaplanowania… .

tu i teraz

Nasze tu i teraz mimo dwóch i pół etatu

Z Dawidem jesteśmy typową parą. Każdego dnia, codziennie, od poniedziałku do piątku chodzimy do pracy na 8 godzin. Codziennie kilka razy dziennie wychodzimy z psem na spacer. Codziennie gotujemy obiad, kolację. Jak wiele par opłacamy rachunki i pilnujemy nasz budżetu domowego.
Pod tym kątem nasz związek niczym nie różni się od innych. Wyróżnia nas coś innego.

Mamy “tu i teraz” cały czas!

Mimo, że żyjemy pod jednym dachem, zdajemy sobie sprawę, że każde z nas jest inne i ma inne potrzebny. Choć tego nie widać, to w głowie każdego z nas coś się dzieje. Nie mówimy o tym. Jesteśmy. Po prostu. Każde z nas wykonuje swoje czynności mając coś w głowie, o czymś myśląc, próbując rozwiązać jakiś problem, coś przeanalizować. Jesteśmy. Pozwalamy sobie być – tu i teraz. Sami ze sobą, swoimi myślami, w swoim tempie.

Mieszkając razem nie musimy wcale dużo rozmawiać i spędzać każdej wolnej chwili aktywnie razem. Nie musimy być wiecznie w ruchu! My żyjemy powoli. Po swojemu. Bez presji osób, których i tak nie obchodzimy. Robimy to na co mamy ochotę. Jeśli ktoś mówi nam, że to jest złe, powinniśmy inaczej, mówimy, hej, dla mnie to jest dobre! Robię to co daje mi przyjemność, czego akurat potrzebuję. Co w tym złego?
Nic.

Nawet – jeśli tym czego potrzebuję jest siedzenie w piżamie cały dzień, oglądanie filmów i zamówienie pizzy, bo komu by się chciało gotować. Dla kogoś to może być zmarnowany dzień. Ale jeśli ten dzień pozwala mi utrzymać równowagę, zdrowie – biorę to! I kompletnie nie czuję się z tym źle!

Zaleta etatu

Mamy z Dawidem to szczęście, że oboje pracujemy na etacie. O pracy myślimy tylko osiem godzin w ciągu dnia. Kiedy wracamy do domu – pracę zostawiamy za drzwiami. Pytamy siebie “jak tam było” i tyle. Bez wdawania się w nieistotne szczegóły, co i tak niczego w pracy nie zmieni.
Będąc w pracy układamy sobie czas tak, aby najpierw zrobić to co najważniejsze, a na końcu zająć się tym co może poczekać do jutra. Jak się nie wyrobimy z robotą – trudno, zrobimy ją jutro rano. Bez nerwów, spokojnie. W pracy, mimo, że czasem mamy zapierdziel, wracamy do domu wkurzeni i padnięci – staramy się zachować równowagę. Kiedy chcemy odpocząć – idziemy do kuchni. Sami. Parzymy kawę lub herbatę i zastygnięci próbujemy zebrać myśli, uspokoić je. Siedząc za biurkiem zakładamy słuchawki i nie ma nas. Odcinamy się od tego hałasu, który jest dookoła, który tylko męczy i wytrąca. Wyciszamy się.

 

Witaj domku

Jednak w całej tej harmonii, w wewnętrznym spokoju, w świadomości, że mogę żyć tak jak JA chcę – pomaga mi pewna rzecz. Jestem szczęśliwa z mojego życia i mojego domu. Codziennie wracam do miejsca, w którym czuję się dobrze, bezpiecznie. W którym mogę być sto procent sobą! W którym nie muszę spełniać niczyich oczekiwań. Nie muszę puszczać prania jak mi się nie chce, nie muszę odkurzać, bo ktoś ode mnie tego wymaga, bo co ludzie powiedzą. U siebie jestem. Po swojemu.

Etat, prowadzenie bloga, obowiązki domowe i chwila dla nas i dla siebie – to dużo do zmieszczenia w 24 godzinach. Ale żyjąc po swojemu, powoli, znając siebie i swoje potrzeby – szalenie łatwo jest żyć tu i teraz cały czas. Rozkoszować się każdą chwilą, tym czym się otaczamy, nawet, jeśli tego jest tak niewiele. Mając świadomość swoich wartości, jak wartościowymi osobami jesteśmy, doceniając jak wspaniałą osobę mamy obok siebie – wszystko inne, wszystkie nerwy i stresy schodzą na ósmy plan. Są kroplą w morzu tego co się dziś wydarzyło, nieistotną, aby się na niej skupiać i psuć sobie humor.

 

 “Tu i teraz” mamy cały czas

Cały czas dbamy o nas, o nasz związek, nasz dom. O to, abyśmy byli szczęśliwi, nawet wtedy, kiedy drugiego coś trapi. My wiemy, że życie jest szalenie krótkie i nie ma sensu tracić go na smutki i zmartwienia. Na rozpaczanie, bo mamy mniej niż byśmy chcieli.
Mamy siebie. Możemy być razem, przytuleni kiedy chcemy. Możemy być osobno, kiedy tego potrzebujemy. Ale ciągle mamy siebie. Ciągle możemy na sobie polegać.

Czy nie o to chodzi w “tu i teraz”? O wewnętrzny spokój i radość z naszego życia?

Nie musimy celebrować wolnych chwil. Nie musimy zapisywać w kalendarzu “dziś mam wolne, dziś nie pracuję, dziś jest dzień przyjemności!” i zakreślić datę czerwonym flamastrem. Po co to? Czyż nie lepiej po prostu zwolnić? Zająć się sobą i żyć po swojemu? W czyje ramy, jeśli nie swoje, chcemy pasować? Co jest na tyle warte pędu, że “nic nie robienie” postrzegane jest jako coś złego? Co jest ważniejsze od naszego dobrego samopoczucia?

Warszawa nie pędzi. W Warszawie jest dużo ludzi, ale Warszawa nie pędzi. Pędzą ludzie, którzy nie potrafią cieszyć się chwilą, Którzy wychodzą za późno, którzy dążą do ideału, który ktoś obcy wymyślił. Pędzą ci, którzy chcą zaimponować innym obcym. Tylko po co? Czym imponować? Tym, że później musi ustawić sobie przypomnienie w telefonie “odetchnij”, “zwolnij”, “ej, ty też jesteś ważna, zrób teraz coś dla siebie”?
To żart?Ps. A jeśli to co da Wam radość będzie wiązało się z koniecznością uprania później koca – to go upierzecie. Wrzucicie do pralki, nastawicie program i tyle. Nie odmawiajcie sobie przyjemności, nie rezygnujcie z chwil, które Was uszczęśliwią tylko dlatego, że później obowiązek. Tych kilka minut (godzin) przyjemności ZAWSZE jest warte kilku minut sprzątania. A nie oszukujmy się – puszczenie prania to nie jest coś ponad nasze siły, przez co warto rezygnować z relaksu.

So nie?

1 komentarz

  1. Paulina G Lifestyle

    Pomogłaś mi dzisiaj bardzo ! Wstałam zdenerwowana, z myślą, że zwyczajni gonię dzień, że nie mam czasu na nic i marnuję czas na powolne picie kawy i zastanawianie się co dalej własnie w dzień, kiedy mam najwięcej do załatwienia i nie wiem jak się za to zabrać. I powiem Ci, że masz rację! To ludzie pędzą, to my dajemy się zwariować tej dzikiej gonitwie, presji… ! Zwalniam znów, nie biegnę. a co ! ;)
    Miłego dnia życzę !

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *