Zderzenie z gwarą – czyli Mazowszanka na Śląsku

utworzone przez | mar 9, 2017 | żyć lepiej | 11 Komentarze

Kiedy byliśmy z Dawidem na etapie spotykania się, za każdym razem mój pobyt na Śląsku budził małą sensację. Wiesz – Warszawa przyjechała, STOLICA odwiedziła Zabrze. A słyszałaś wcześniej o Zabrzu? – pytali mnie. Dla mnie to było nade dziwne i krępujące, ale nie tak bardzo jak to, że nie zawsze wiedziałam co hanysy do mnie mówią. Czasem, w towarzystwie czułam się jakbym była wśród obcokrajowców.

gwara śląska

Pierwsza wizyta u teścia!

Pamiętasz jak pierwszy raz chłopak zaprosił Cię do swojego domu abyś poznała jego rodziców? U nas to nastąpiło dość szybko. Miałam wtedy 15 lat i byłam mega wstydliwa. Przerażały mnie takie spotkania, interakcje i w ogóle ciężko przychodziło mi nawiązywanie nowych znajomości. Do dziś mam mega opór w poznawaniu nowych ludzi. Wyobraź sobie, jak wszyscy siedzimy przy stole na rodzinnym, coniedzielnym obiedzie i nagle słyszę od Dawida taty: przynieść ci szolkę?

What?! Co mi przynieść? 

Tata Dawida, w przeciwieństwie do niego samego, ma ten śląski akcent. Mówi tak grubo, twardo. Więc kiedy teść mówił do mnie trzy zdania z rzędu – nie wiedziałam już co się dzieje, co mówił na początku i wyłączałam się.

Z biegiem lat przywykłam już do gwary i tego zaciągania. Rozumiem też te bardziej pospolite, regionalne słowa. Dawid rzadko bo rzadko, ale do dziś potrafi pod nosem powiedzieć: kaj żech to jest? A gdy się na mnie tak “śmiesznie” wkurzy, tak wiesz – żartem – to mówi do mnie: dziołcha! I powiem Ci – rozczula mnie to. Kocham to.

Ale ostatnio teść mnie zaskoczył! On wie, że uwielbiam jego rosół, więc kiedy byliśmy w kuchni mówi do mnie:
– Zobacz, to dla Ciebie – i pokazuje nic.
– Okej, ale co? – pytam nie bardzo rozumiejąc.
– Krauzy – mówi zadowolona teściowa.
– W sensie… sałatka jarzynowa?
– Nie!

Rozglądam się po kuchni i zastanawiam się co tu jest jeszcze na wierzchu do jedzenia, co mogło by być dla mnie.
– Mandarynki? – zgaduję.
– No nie wiesz co to krauza?
– No nie .
– No słoik! Tata rosół dla ciebie dla zrobił!

Oooooo ludu kapłański! To było miłe, było, ale nastresowałam się. Bardzo stresują mnie sytuacje, kiedy ktoś do mnie coś mówi, a ja go totalnie nie rozumiem – mimo, że mówimy w tym samym języku! Teoretycznie.

Pierwsza impreza

Kiedy poszliśmy na domówkę, część ludzi nie wierzyła, gdy mówiłam, że ich nie rozumiem. Dziwili się, jak mogę nie znać tak powszechnych, podstawowych słów! Obsiedli mnie dookoła i pytali:
– Wiesz co to jest bajtel?
– Nie
– No jak możesz nie wiedzieć?! To jest dziecko!
– A wiesz co to jest gulik?
– No nie.
– Nie wiesz?! To jest to kółko od studzienki kanalizacyjnej, pokrywa.
– No nie znałam.
– To jak się u was na to mówi?
– No normalnie – pokrywa, kółko od studzienki kanalizacyjnej.
– Jak to możliwe?
– No nie wiem! Nie używam na codzień tego słowa. Może jest jakaś nazwa, może to i gulik ale ja jej nie znam.
– A wiesz co to hasiok? (…)

Pierwszy wyjazd

Pierwsze wspólne wakacje. Ja, Dawid i jeszcze jedna para ze śląska. Jak to pary – spaliśmy w dwóch oddzielnych pokojach. A jak to dziewczyny – wszystko sobie mówiłyśmy – także to, jak minęła nam noc, co się działo itd. W pewnym momencie dziewczyna mówi do mnie:
– Mój tak się źle czuł, że chciał bym przyniosła mu kibel. Masakra jakaś. Weź teraz kibla szukaj.
Oczy z oczodołów mi wyszły! Spaliśmy w domkach bez łazienki, a ona miała mu w nocy po kibel iść?! Sama, w nocy, po ciemku do innego budynku po kibel?! I jak ten kibel niby miała przynieść?! Wyrwać ze ściany?!
Nie wierzyłam własnym uszom. Dopytuję ją “ale jak to? O co chodzi? Po co?”. Ona nie rozumie mojego zdziwienia, ja tym bardziej już nie wiem co się dzieje. Aż się okazało: kibel – to wiadro. I to miało sens! Było chłopakowi niedobrze, więc wołał mieć jakieś wiadro/miskę przy łóżku jakby go za bardzo zmuliło.

 

Powiem Ci, że to niesamowite jak można żyć pod jednym dachem, mieszkać w jednym Państwie, mówić niby tym samym językiem a tak się nie rozumieć! To jest naprawdę niesamowite i piękne za razem.

11 komentarzy

  1. Paula

    Doskonale to znam — chociaż mam do Katowic raptem 10 km, to nigdy nie rozumiałam śląskiego. Później poznałam mojego Radka i chcąc, nie chcąc, musiałam się nauczyć, bo jego tata inaczej nie mówi. Plus jest taki, że jak czasem przyszły teść przyjeżdżał po mnie po pracy, żeby zabrać mnie do nich, to przywoził mi kreple ;)

    Odpowiedz
    • MyNaSwoim.pl

      oooo zjadłabym! Ja to rosół od mojego dostaję :D

      Odpowiedz
  2. PaniKierowniczka.pl

    Pochodzę z typowo śląskiej rodziny. Na co dzień używa się gwary – w sytuacjach oficjalnych języka polskiego – jesteśmy po prostu dwujęzyczni. Miałaś bardzo ciekawe doświadczenie społeczne, kulturowe i językowe. Współcześnie sporo słów wychodzi z użycia – babcia i dziadek na każdej imprezie pytają, czy wnuki i prawnuki wiedzą, co znaczy to, czy tamto. Zawsze mamy świetną zabawę :) Nie są to oczywiście tak proste słowa jak bajtel czy krauza.

    Odpowiedz
  3. Rykoszetka

    O rety :D No nie miałaś łatwo! :D Ostatnio trafiłam na cały blog pisany po śląsku! :O Belekaj.eu :) Dobrze, że jest też wersja po polsku, bo bym nic nie rozumiała ^_^

    Odpowiedz
  4. kultidia

    Jestem ze śląska i przypomniała mi się podobna sytuacja odnośnie kibla :D byłam nad morzem i pracowałam ze znajomymi, którzy nie znali gwary, była tam też kobieta która wykonywała prace domowe, ale była ze śląska. Robiła pranie i powiedziała coś w stylu: A to pranie już się zrobiło i przełożyłam je do kibla. Po czym znajomi tak patrzą, jak to do kibla?! I musiałam im oczywiście tłumaczyć :D

    Za to gdy X lat temu mama narzeczonego poszła do liceum do miasta, a nowo poznane koleżanki powiedziały, że idą do kibla, to nie mogła zrozumieć, po co idą do wiadra xd

    Odpowiedz
    • MyNaSwoim.pl

      Hahahaha :D Ich mina (pranie do kibla) musiała być podobna do mojej jak “kibel do łóżka” xDDD

      Odpowiedz
  5. Teresa M. Ebis

    Przaja tymu wpisowi. I godom to jo, rodowita ślązoczka :D
    A tak szczerze, to wiedziałam, że mamy inny akcent i czasami trudno nas zrozumieć. Największy ubaw mom, gdy w Faktach pokazują jakiś reportaż ze śląska i takie BACH! z jednej strony czysta polszczyzna a po chwili ślązok godo. Się zastanawiam wiela widzów go rozumie :D

    Odpowiedz
    • MyNaSwoim.pl

      Ha ha! :D “Wiela” to też często słyszę u męża :D
      I taaaak! Też na to zwracam uwagę i też mnie to rozbawia :D Ja już jestem przyzwyczajona i coś tam rozumiem, ale jak słyszę Rudę Śląską – to poległam! A co dopiero ci, którzy ani be, ani me! :D

      Odpowiedz
  6. Paulina G Lifestyle

    Gdy poznałam kolegę ze Śląska miałam zupełnie tak samo! Czułam się jakoś tak dziwnie skrępowana i zamurowało mnie, bo przecież Polak stał przede mną, a ja go kompletnie nie mogłam zrozumieć ;o
    Co innego, gdy spotykam rodzinę mojego chłopaka (Hiszpana) przynajmniej gdy mam wątpliwości co oznacza dane słowo wiem, że jest to obcy język i mam prawo go nie znać. Ale Polak po polsku i nie rozumieć? ;D
    Świetne historie ;)

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *