Obejrzenie tego filmu poleciła mi koleżanka. Gdybym nudząc się przeglądała okładki filmów i zastanawiała się co wybrać na dziś wieczór, zdecydowanie tego filmu bym nie wybrała. I zrobiłabym ogromny błąd!!
Tak ogromny, że to zdanie wymagało aż dwóch wykrzykników.
Film party jest na faktach. I wiecie co? Nic nie jest tak dobrym scenariuszem jak życie.
Fabuła
Lion, droga do domu to film opowiadający historię chłopca, który się zgubił. Chłopiec chcąc spędzić czas z bratem nocą udaje się z nim do Kalkuty. Mieli zarobić trochę pieniędzy. Udali się na stację pociągów w poszukiwaniu zgubionych przez ludzi drobnych.
Jednak mały chłopiec był bardzo senny. Położył się na ławce i ani myślał wstać! Starszy brat powiedział mu “zostań tu, ja idę, ale wrócę po ciebie; nie ruszaj się stąd”. Gdy mały chłopiec przebudził się dookoła niego nikogo nie było. Znudzony spaniem na ławce postanowił wsiąść do pociągu. Nie wiedział jednak, że pociąg ruszy.
I tak mały chłopiec przejechał kilka dni w pociągu. Trafił do innego miasta, gdzie ludzie porozumiewali się w totalnie innym języku. W reszcie – wylądował w sierocińcu skąd adoptowała go rodzina z Australii.
Kiedy mały chłopiec dorósł, postanowił odszukać dom. Postanowił znaleźć tą wioskę, o której nikt nigdy nie słyszał.
Film tak naprawdę jest o tym jak mały chłopiec szuka domu. Tego prawdziwego, pierwszego domu.
Kiedy mniej więcej moja koleżanka opowiedziała mi pokrótce o czym jest film – myślałam, że nie będę już chciała go oglądać. Przecież – już wiem o czym on jest.
Ale nie – nie wiedziałam. Nie wiedziałam ile ten film ma w sobie emocji. Z jakimi myślami biją się takie osoby. Nie wiedziałam, jak łatwo jest kogoś ocenić, bo przecież każdy tak robi. Przecież nikt nie adoptuje dzieci – nie chcąc choć mogąc mieć “swoje własne”.
Wiecie, oglądając ten film wspaniale patrzyło się na miłość rodzeństwa do siebie. Trochę wydawało mi się, że to wszystko jest na potrzeby filmu – by wywołać emocje. Ale czytając napisy końcowe… – poległam. Tyle ile myśli krążyło mi po głowie nie da się opisać. To jest ten moment, kiedy po prostu masz ochotę podejść do męża, do rodziców i zwyczajnie się do nich przytulić, wyściskać, uświadomić sobie, że oni tu naprawdę są.
0 komentarzy