Konto wspólne czy osobne?

utworzone przez | cze 27, 2017 | żyć lepiej | 3 Komentarze

Z Dawidem stosunkowo późno ze sobą zamieszkaliśmy. Od zawsze wiedzieliśmy, że chcemy być razem, wiedzieliśmy już, że ten związek do czegoś zmierza dlatego też “nigdy” nie było u nas czegoś takiego jak “dziś ja płacę, jutro ty” albo “dobra, to każdy płaci za siebie”. U nas od zawsze te finanse były płynne. Kto akurat miał kartę czy gotówkę pod ręką – ten płacił. I już.

Kiedy Dawid mieszkał sam, kiedy wynajmował mieszkanie w Zabrzu, zdarzało się, że jeździłam do niego na 2 tygodnie, na miesiąc. Nie dorzucałam mu się do czynszu ani żadnych opłat. Dawid nie wymagał też ode mnie bym robiła dla nas zakupy. Wiecie, to było w dobrym tonie bym je robiła, ale nie oczekiwał tego. Nawet kiedy mieszkaliśmy już razem, kiedy Dawid przeprowadził się do Warszawy – wciąż każde z nas miało swoje pensje, swoje karty i swoje wydatki. Natomiast wszystko zmieniło się po ślubie, po przeprowadzce na swoje.

finanse w domuWspólne kontro

Wspólne konto bankowe jest dobre dla tych, którzy mają do siebie totalnie pełne zaufanie i dystans. Kiedy wiemy, że nasz facet nie przyjdzie pewnego dnia do domu oznajmiając, że wypłacił wszystkie nasze wspólne oszczędności by kupić kateda, nowy komputer czy inną zabawkę. Wspólny rachunek jest też dobry dla tych, których wydatki jak i zarobki są na podobnym poziomie.
Wiecie jak to jest: niby jesteśmy małżeństwem, niby wszystko jest wspólne, niby razem tworzymy to gospodarstwo domowe i wrzucamy do niego pieniądze – ale kiedy zobaczymy, że zbyt długo jedna ze stron wydaje (znacznie) większą kwotę – wtedy mogą pojawić się pretensje, frustracje. Dlaczego ja mam się ograniczać, odmawiać sobie tego czy owego, a on/a totalnie nie liczy się z wydatkami i kupuje sobie jakieś pierdółki?

Dwa konta, jedna “koperta”

U mojej znajomej ze studiów spotkałam się z takim rozwiązaniem: każde miało swoje zarobki, swoją kartę a do koperty co miesiąc wrzucali po jakiejś kwocie, którą mieli przeznaczyć na czynsz, opłaty, jedzenie – wydatki wspólne.
Ogólnie pomysł był dobry! Każde z nich miało swoją niezależność finansową, w razie rozstania nie byłoby problemu z tym ile czyich pieniędzy jest na wspólnym koncie.

To jest też bardzo dobra opcja dla tych par, w których jedno z nich zarabia znacznie więcej. Do przysłowiowej kopert nie trzeba wrzucać takiej samej kwoty pieniędzy; ona może być różna. To może być, chociażby, x procent od wypłaty. Takie rozwiązanie eliminuje problem bycia zależnym finansowo od drugiej osoby. Mając swoje niezależne konto, swoje pieniądze – jesteśmy poniekąd zabezpieczeni. W razie burzliwej kłótni, rozstania – zawsze możemy wyjść z domu i poradzimy sobie. Nie zostaniemy bez grosza przy duszy, rzuceni na pastwę losu. Będziemy mieli za co kupić bilet, wynająć hotel, pokój, kupić jedzenie.

 

Jednak to rozwiązanie nie jest dobre dla tych par, w których jedno jest cwaniakiem.

Kiedy byłam u tej znajomej ze studiów, ona zrobiła coś dla mnie dziwnego: wzięła x kwotę z koperty i powiedziała, że musi zatankować. Zatankuje ze wspólnych pieniędzy bo to jego auto i on częściej nim jeździ niż ona, więc ze swoich płacić nie będzie.
Totalnie mi się to nie spodobało. Ani wtedy, ani teraz nie wyobrażam sobie, jak można mieszkać z kimś i mimo wszystko tak rozgraniczać wydatki? Skoro oboje jeździmy jednym samochodem to nie powinno być tak, że “twój samochód to ty płać a ja tylko będę dupę wozić”.
To takie wiecie – mieszkamy razem, ale będę kombinować co tu zrobić by zaoszczędzić.
No słabo.

Jednakże, co w przypadku, kiedy jedno pracuje, a drugie nie? A drugie zajmuje się domem?
Bardzo często jest tak, że kobiety decydują się na zajmowaniem domem, wychowywaniem dziecka, zamiast pójść do pracy. A jak to mówi moja mama – dobrze, gdy jest dobrze. Gorzej jak jest źle.

Jedna pensja w związku

Kiedy jesteśmy z kimś w związku, mamy wspólne gospodarstwo domowe – nie powinno być tak, że osoba zarabiająca wydziela pieniądze; że osoba niezatrudniona nie ma swoich pieniędzy.
Świat pełen jest (niestety najczęściej) kobiet, które były paniami domu, dbały o swoich mężów, o to by zawsze na czekał na nich po pracy ciepły obiad – a później… – były zastępowane młodszymi. Małżeństwo dobiegało końca, a kobieta nie miała nic swojego. Ani domu, ani pracy, ani pieniędzy. Zostawała totalnie sama sobie, na lodzie.

W takich przypadkach, kiedy tylko jedno w związku zarabia podział pieniędzy powinien wyglądać tak: osoba pracująca powinna przelewać: część pieniędzy na kontro wspólne, z którego można by płacić za zakupy, rachunki, i część pieniędzy na konto partnera/partnerki niezatrudnionej ale zajmującej się domem.

Wyobrażacie sobie sytuację, w której nie pracujecie i musicie prosić męża o pieniądze na podpaski?
Ja sobie tego nie wyobrażam. A jednak często tak się dzieje! Kobiety bardzo często poświęcają się opiece nad domem, totalnie nie dbając o swoje ani zabezpieczenie finansowe, ani psychiczne.
Kiedy w związku się chrzani, ale chrzani tak porządnie – wtedy często ludzie tracą skrupuły.
To jest bardzo uwłaczające, upokarzające i destrukcyjne musieć prosić się o tak podstawowe produkty.

 

My z Dawidem naturalnie przeszliśmy na tę formę, aby mieć wspólne konto. Nigdy nie przykładaliśmy wagi do tego, kto na co ile wydaje. Jeśli coś nam się nie podoba, jeśli widzimy, że jedno szaleje za bardzo – zwyczajnie o tym się informujemy. Zazwyczaj pytamy: ej a nie przesadzasz z tym trochę? – i jest ok. Totalnie bez pretensji, bez krytyki, bez odbierania tych słów jako atak. Zwykłe pytanie lekko “podkręcone” śląskim zaciągnięciem.

Powiem Wam, że szalenie podoba mi się też to, że wiemy ile kto zarabia i nie robimy z tego tajemnicy. To daje nam obojgu poczucie finansowego bezpieczeństwa. Każde z nas ma pełny wgląd do konta, do pliku z płatnościami,  i każde z nas może sobie cokolwiek zaplanować. A przy tym – nie szwankuje u nas zaufanie. Nie martwimy się o to czy drugie nie kitra gdzieś po kątach pieniędzy.

 

Dajcie nam znać jak jest u Was. Może macie opracowaną przez siebie inną metodę, która pomoże innym w finansowym dogadaniu się z partnerem.

 

3 komentarze

  1. Magdalena P

    a u mnie bylo tak……. maz swoich pieniedzy wydawać nie chciał ani utrzymywac dziecka…. jak ja placilam kredyty on rachunki to sie klocil ze ja mam tez rachunki placic, utrzymywac siebie i dziecko…. nie wytrzymalam tego i innej przemocy to sie z synem wyporwadzilam … to zrobil mi rozdzielność majątkową w wysokosci kwoty wartości mieszkania ze mam jeszcze oplacac polowe za mieszkanie nie mieszkając w nim… takiego miał gościu pomysła i swiadka jeszcze sobie na rozprawę wziął … siostrę idiotkę ….

    Odpowiedz
  2. Moniq Monakos

    Każdy z nas ma swoje konto, z którego nadwyżka z wypłaty (po opłaceniu rachunków itp) wpłacana jest na wspólne konto oszczędnościowe.
    Prowadzimy miesięczny bilans wydatków.
    O wydatkach większego kalibru decydujemy wspólnie.
    Nie wyobrażam sobie związku z tajemnicami, bez zaufania. Co to za związek?
    A jednocześnie nie ma opcji abym zajmowała się domem i nie pracowała, kobieta powinna być niezależna, choćby nie wiem jak wspaniałego męża miała.

    Odpowiedz
    • Asia NaSwoim

      O rany ja też nie!
      Też sobie tego nie wyobrażam ale też dlatego, że lubię pracować, poznawać nowe, rozwijać się, stawiać poprzeczki wyżej.

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *