7 zasad: Jak żyć wolniej na co dzień + PDF

utworzone przez | mar 9, 2021 | Lifestyle | 1 komentarz

Od dawna piszę Wam moje przemyślenia, które powstały w czasie życia wolniej. Takie urywki, wnioski z lekcji jakie przyszło mi odrobić od losu. Opisuję Wam zmiany, jakie wprowadziłam do naszej codzienności, decyzje, które podjęłam i ich konsekwencje. Ale właściwie nigdy nie powiedziałam Wam co sprawia, że żyję wolniej. Czym właściwie jest to moje wolniej.
Dlatego dziś właśnie o tym będzie – o czynnościach, które pomagają mi osiągnąć spokój.

 

Czynności, które pomagają żyć wolniej

 Czasem kiedy patrzę na moje życie – chce mi się śmiać z jego absurdu. Moje życie kompletnie nie wygląda tak, jak je sobie zawsze wyobrażałam. Ale nie na darmo mówi się: chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz mu o swoich planach. Z drugiej strony, kiedy tak analizuję przeszłość, to widzę, że od zawsze w moim życiu były te wolniejsze chwile, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Aż do niedawna…

1. Wstawaj wcześniej

 Wstawaj wcześniej niż musisz i wstawaj przed innymi – tego nauczył mnie mój tata.
I bynajmniej nie chodzi o to, aby mieć pierwszeństwo w kolejce do łazienki. Chodzi o ciszę, która wtedy panuje i brak pośpiechu. O możliwość obudzenia ciała i umysłu.
Nie uważacie tego za niezły paradoks, że kiedy dzień dopiero budzi się do życia, my (najczęściej) zaczynamy go pełną parą?
Za oknem świt. Niebo ma jeszcze blado niebieski kolor, słońce dopiero dociera do chmur, aby móc się przez nie przebić i powitać nas promieniami. Nawet ptaki dopiero budzą się do życia. A my? Co robimy? Wstajemy już spóźnieni i każdą czynność wykonujemy z zegarkiem w ręce sprawdzając, ile czasu pozostało nam do wyjścia.

A przecież dzień dopiero wstaje. 

Powolne poranki są dla mnie bardzo ważne. Choć przygotowuję się wtedy do dnia i obowiązków, poranek to mój czas dla mnie. Moment, kilka minut, które nastroją mnie na następne godziny.

Wiem, że jeśli teraz wypełnię swój umysł dobrymi emocjami i spokojem – dużo łatwiej będzie mi zachować równowagę w dalszej części dnia.

W ciszy przyglądam się światu przez okno. Patrzę na niebo i zastanawiam się jaka będzie dziś pogoda.

Spoglądam też na szklany blok na przeciwko mojego i w zdumieniu obserwuję odbijające się w nim pomarańczowe słońce.

I choć są to rzeczy kompletnie bez znaczenia – robię to. Powoli. W ciszy. Budząc się razem z dniem.

Dopiero po kilku minutach spędzonych sama ze sobą – włączam cicho radio. To znak, że czas rozpocząć dzień.

2. Spaceruj

Niektórzy zalecają aktywność fizyczną, aby oczyścić umysł. I niby mają rację, choć osobiście strasznie nie lubię tego sformułowania: aktywność fizyczna. Kojarzy mi się ona z zaleceniami lekarza, z wysiłkiem, obowiązkiem. Z czymś, co bezwzględnie, stanowczo muszę wykonać. Ale na co dzień, mając tak wiele rzeczy do zrobienia, ja nie chcę kolejnego obowiązku. Nie chcę kolejnej presji i wyrzutów sumienia, że mój wysiłek nie był zbyt duży, zbyt owocny. Chcę spokoju. I właśnie ten spokój osiągam na spacerach.

Biorę wtedy ze sobą Lupo, naszego psa, i po prostu spaceruję – bez celu, bez określonego czasu, bez telefonu, bez narzuconego rytmu. Po prostu wychodzę na dwór przewietrzyć umysł i poczuć nową energię.

Czasem stoję w jednym miejscu tyle czasu, ile Lupo potrzebuje aby obwąchać teren. Czasem powoli stawiam kroki powtarzając sobie: praawa, leewa, praawa, leewa.

Obserwuję chmury, ludzi, samochody. O niczym nie myślę. Tylko patrzę. Nie oceniam.

A kiedy męczy mnie jakiś problem – odchylam do tyłu głowę, biorę głęboki wdech, wyginam się wystawiając na przód klatkę piersiową i odchylając ramiona, i oczyszczam myśli. Czuję się wtedy tak, jakby ktoś wysypał na gazetę, którą właśnie czytam, makaron. Za pomocą wiatru i promieni słońca odgarniam go wtedy z kartek, aby móc spojrzeć niezmąconymi myślami na interesujący mnie temat.

Przestrzeń i natura potrafią niesamowicie ukoić myśli. A sam spacer, dodatkowo pobudza ciało i umysł do kreatywności. Do pracy i do wysiłku – do działania, ale bez narzuconej na siebie presji. To jest trochę tak, jakbyśmy z każdym krokiem zostawiali problem za sobą. Aż w końcu wracamy do domu o kilka złych myśli lżejsi.

Taki spacer praktykowałam także będąc w pracy. Robiłam wtedy rundkę po firmie lub wokół niej. Na chwilę zmieniałam otoczenie, aby móc z nową energią spojrzeć na zmartwienie.

3.  Notuj i nastawiaj budziki

Lubię ten stan, w którym nic nie zaprząta moich myśli. W którym nie muszę przypominać sobie i zastanawiać się.

Przypomina mi się wtedy jeden z odcinków Atomówek, w którym pewien złoczyńca wgryzał się w głowy ludzi i wysysał z nich ważne informacje. Pewnego razu potwór trafił na burmistrza miasta i… – potwór zginął. Głowa burmistrza była całkowicie pusta, więc potwór karmił się niczym.

I właśnie ten “pusty” stan lubię, kiedy myślę o obowiązkach.

Dobra organizacja pracy potrafi zdjąć z naszych barków ogrom zmartwień i udręk.

Kiedy pracowałam w firmie, często przychodziłam do biura jedną lub dwie godziny przed innymi. Zaczynałam wtedy dzień od sprawdzenia poczty, czy przypadkiem ktoś nie wysłał mi kolejnego zadania, i spisywałam wszystkie dzisiejsze obowiązki na kartce.  Dzięki temu, o każdej porze służbowego wiru wiedziałam, co muszę zrobić i która z tych rzeczy jest najważniejsza. Kiedy dochodziły mi nowe zadania – dopisywałam je na listę.

Nie chciałam o niczym pamiętać. Wolałam zapisać i wrócić do tematu w momencie, w którym skończę obecne zadanie.

Następnego dnia spoglądałam rano na moją kartkę i bez zastanawiania się wiedziałam, co dziś muszę zrobić.

Spisywanie zadań nie tylko ściągało ze mnie nie tylko obowiązek o pamiętaniu wszystkiego, ale także stres i nerwy z tym związane. Dzięki notatkom wystarczył jeden rzut oka na kartkę i już wiedziałam co dalej. To oszczędzało też mój czas.

Niektóre czynności wymagały ode mnie działań o konkretnej porze – dla takich zadań nastawiałam budzik. To była moja kolejna metoda na to, aby nie zaprzątać sobie myśli zadaniami do zrobienia i nie dokładać sobie stresu, że o czymś zapomnę.

Zasadę “notuj i nastawiaj budzik” stosuję także w domu.

Dla cyklicznych czynności, takich jak na przykład zmywanie naczyń czy wyjście z psem – nastawiam budzik.

Nigdy nie chcę mi się zmywać naczyń tuż po obiedzie, a za razem lubię, kiedy zlew jest pusty, kiedy Dawid wraca do domu. Trzydzieści minut przed końcem jego pracy dzwoni mój budzik. Dzięki temu przez cały dzień nie muszę pamiętać o naczyniach, nie dokładam sobie stresu związanego z pamiętaniem zobowiązania, które na siebie nałożyłam, tylko oddaję się swoim zadaniom a budzik przypomina mi, że to już czas.

pobierz PDF

1 komentarz

  1. Ula H.

    Zgadzam się z Tobą w zupełności ! Lubię się tak zmobilizować, by wstać rano – bardzo wcześnie. Mam wtedy więcej czasu, a krótkoterminowe planowanie potrafi zdziałać cuda ! Jestem wtedy lepiej zorganizowana i umiem zarządzać swoim czasem. Pozdrawiam :))

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *