Jak to się stało, że nie będziemy mieć dzieci

utworzone przez | paź 22, 2020 | Lifestyle | 12 Komentarze

Z mężem jesteśmy parą od 2006 roku. Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zadano mi pytanie “kiedy będziecie mieć dzieci”, ale to pytanie ciągnie się za mną po dziś dzień. Czasem zapyta ktoś z rodziny, czasem zapyta o to któraś z czytelniczek bloga. Ot, zwykłe pytanie, w końcu już tyle lat razem.
Zawsze zbywałam te pytania, odpowiadałam żartem, wymijająco, a czasami – warcząc.

Bo przecież kto by się spodziewał usłyszeć: nie będziemy ich mieć. W ogóle. 
To nie jest odpowiedź, którą spodziewasz się usłyszeć w czasie rodzinnego obiadu, między jedną a drugą łyżką niedzielnego rosołu, i nie jest to temat, który chcesz omawiać z całym światem.
Zwłaszcza, że to nie świat o tym zadecydował.
My też o tym nie zadecydowaliśmy.
A może jednak tak?

Odebrano nam szansę na dziecko. Kilka razy.

Nie powiem, że jak każda para, tak i my baliśmy się na początku zajść w ciążę. Przecież są pary, które świadomie decydują się na dziecko, mimo swojego młodego wieku. My jednak świadomie, przez bardzo długi czas, nie chcieliśmy mieć dzieci. I nie dlatego, że hulaj dusza, że nie poradzimy sobie finansowo czy dlatego, że nie czuliśmy się dość dojrzali. Te powody mogłyby być jedynie wymówkami, tekstami, którymi chce się uciąć dyskusję.
Nas ograniczało coś innego.

Strach

Pierwszy był strach. Strach, że dziecko mogłoby urodzić się niepełnosprawne, mogłoby urodzić się z rozszczepem kręgosłupa – tak jak urodził się mój brat.
Choć było to w latach dziewięćdziesiątych, pamiętam jak wyglądało jego i moich rodziców życie. Pamiętam te upokorzenia, które spotykały mojego brata ze strony nauczycieli szkoły integracyjnej. Pamiętam te upokorzenia, które spadały na moich rodziców. I pamiętam też, z jakimi finansami wiązało się życie z dzieckiem niepełnosprawnym. To nie były tylko pieluchy do końca życia. To było też kupno odpowiedniego biurka do szkoły integracyjnej, bo szkoła nie chciała zapewnić biurka dostosowanego do dziecka na wózku. Ale za to mówiąc o szlachetności i wsparciu – zapytali moich rodziców, czy nie mieliby nic przeciwko, jakby i inni uczniowie na wózkach mogli z tego biurka korzystać.
Pamiętam też jak brat był wykluczany z różnych gier na szkolnej świetlicy i oglądania telewizji – to wszystko znajdowało się na piętrze. A on na wózku – nie miał się jak tam dostać po stromych i krętych schodach. Pamietam to, bo mając osiem lat to ja siedziałam z nim na parterze świetlicy i uspokajałam go, kiedy ten płakał. Płakał przez niesprawiedliwość, przez wykluczenie, przez to, że dzieci mu dokuczały a opiekunki nie reagowały. A z bezradności – rwał sobie włosy z głowy. Garściami.
Pamiętam jak rodzice musieli chodzić i błagać opiekunki o pomoc, o wsparcie, o zrozumienie.

Długo nie chciałam mieć dzieci, bo nie chciałam przeżywać tego co moi rodzice.
I nie chciałam jeszcze raz doświadczać tych samych emocji. Jak na jedno życie – ten raz to już było dużo.

 

A może jednak odważyć się?

Byliśmy rozdarci. Z jednej strony myśleliśmy o tym, że kiedyś w naszym życiu pojawi się dziecko i chcieliśmy tego, ale z drugiej strony ciągle zastanawialiśmy się, a co jeśli miałoby urodzić się niepełnosprawne? Postanowiliśmy, że zanim zdecydujemy się na dziecko, jakie nie miałoby się urodzić, to najpierw zaoszczędzimy pieniądze. To miało być nasze zabezpieczenie na wypadek, gdyby urodziło się niepełnosprawne. Te pieniądze miały dać nam czas na nową organizację życia, na szukanie rozwiązań.
Dziś, z perspektywy czasu myślę, że to był po prostu pretekst do odłożenia decyzji o dziecku w czasie.

 

Musimy porozmawiać.

Lata mijały. Coraz więcej osób coraz częściej pytało kiedy? I my też musieliśmy w końcu zadać sobie to pytanie: co robimy? Co zrobimy?
Wielokrotnie o tym problemie rozmawiałam z moją mamą i z moim mężem. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego z mamą. Bo ona to przeżyła. Chciałam wiedzieć z czym ona z tatą musiała się zmierzyć od początku, od narodzin brata – aż do jego śmieci. Chciałam zwyczajnie wiedzieć co mnie będzie czekać i zastanowić się. Spróbować odnaleźć się w tym, co może nas czekać.
Mój mąż wiedział jak wiele nerwów straciłam i łez wylałam przez niepełnosprawność brata. Choć nie ma go z nami już 10 lat, jak widzicie, życie z niepełnosprawnym bratem, nie moim dzieckiem, a bratem, wywarło na mnie strasznie duży wpływ.
Wiedząc, że mogę urodzić dziecko niepełnosprawne, chciałam, aby Dawid był tego świadom i razem ze mną podjął decyzję – co robimy? Decydujemy się na dziecko czy nie?
I mamę, i męża spytałam jak by zareagowali, gdybym chciała usunąć ciążę.

 

Operacja

A później okazało się, że mam nowotwór. Niby nie był złośliwy, ale konieczna była operacja na jajniku.
Dostałam namiar na najlepszego ginekologa onkologa, umówiłam się do niego na wizytę i dostałam wytyczne co mam robić. Właściwie, już na pierwszej wizycie mieliśmy wszystko zaplanowane, łącznie z datą operacji.
Dostałam skierowanie na USG, które miałam zrobić tuż przed operacją. Poszłam więc do Medicovera i usłyszałam: wie pani o nowotworze i dopiero teraz robi usg? Gratuluję, nie będzie pani mogła mieć teraz dzieci.

Popłakałam się.
Przecież stosowałam się do wytycznych lekarza!

 

Czarny protest

Kiedy pierwszy raz pojawiły się informacje o tym, że aborcja nie będzie możliwa, wyraziłam swój pogląd. Powiedziałam co myślę. W odpowiedzi usłyszałam, że takie jak ja w ogóle nie powinny mieć dzieci! Bo jaką trzeba być kretynką i egoistką, aby decydować się na dziecko wiedząc, że może urodzić się niepełnosprawne? Takie jak ja – nie powinny się w ogóle wypowiadać.

Co robimy?

Od pierwszych naszych rozmów o dziecku, aż do tej chwili, minęły cztery lata. Postanowiliśmy, że… – spróbujemy! Będziemy starać się o dziecko i zrobimy wszystko, co tylko w naszej mocy, aby urodziło się zdrowe! Będziemy się regularnie badać, sprawdzimy wszystkie mikro i makroelementy, niedobory uzupełnimy, a nadmiary – ustabilizujemy.
Może to przez stres?

Zakaz aborcji

A później był korona wirus i zakaz zgromadzeń. Ponad dwanaście tysięcy zachorowań dziennie. Z każdej strony płynące informacje, że ktoś zmarł: kolega, przyjaciel, wujek, aktor. Paraliż państwowy i posiedzenie trybunału konstytucyjnego. I informacja o tym, że aborcji nie będzie można dokonać nawet wtedy, gdy płód będzie uszkodzony. Bo każdy ma prawo do życia – nawet, jeśli to życie miałoby się skończyć w dniu narodzin.

 

 

Mój brat był pierwszym dzieckiem rodziców. Kiedy mama zaszła w drugą ciążę, lekarze radzili jej usunąć płód. Mówili, że mogę rodzić się zdeformowana: bez rąk i bez nóg. Mówili, że mogę być warzywem.
Mama mimo wszystko zdecydowała się mnie urodzić.
Dlaczego? Nie wiem. Nie wiem czy powiedziała mi prawdę, czy nie. Są tematy tak trudne, że ciężko jest powiedzieć prawdę.

Czy ja bym się zdecydowała usunąć płód gdyby okazało się, że będzie takie jak mój brat? A gdyby było upośledzone nie tylko ruchowo, ale i umysłowo?

I potem przypominam sobie jak rodzice dzieci upośledzonych, niepełnosprawnych walczyli w sejmie o lepsze życie dla siebie i swoich dzieci. Jak opowiadali, że ich dzieci wymagają stałej opieki, a one same są do nich przykute. Co i raz widzę reklamy w telewizji różnych fundacji, w których zbiera się pieniądze na “podopiecznych”. I każdego dnia widzę jak na facebooku ktoś udostępnia zbiórkę na leczenie dziecka.
I znów na języku gorycz upokarzanie.

Co dziś czuję?
Dziś czuję, że odebrano mi szansę.
Odebrano mi prawo do zmierzenia się z problemem.
Od kilku lat rozważaliśmy temat ciąży, dziecka, od kilku lat przygotowywaliśmy się do rozpoczęcia starań o dziecko. Od kilku lat mierzyliśmy się z decyzją co zrobimy, trawiliśmy każdą opcję – i na każdą opcję też się przygotowywaliśmy. Nie wiem jak by było, gdybyśmy faktycznie byli w ciąży. Ale dziś już się nie dowiemy. Bo państwo, które zmusza do działania, a za razem odwraca się od pomocy – nie jest państwem opiekuńczym. Nie mam poczucia, że kiedy okaże się, że płód jest uszkodzony – otrzymam wsparcie – jakiekolwiek: psychologiczne, socjalne, medyczne. Za to dziś już wiem na pewno, że kiedy okaże się, że płód jest uszkodzony – nie otrzymam nawet szansy. Szansy na oswojenie się z informacją, stawienia czoła rzeczywistości i podjęcia decyzji. Dziś podjęto decyzję za mnie.

Kiedy był czarny protest ktoś z komentujących facebooka powiedział: takie jak ty nie powinny w ogóle zachodzić w ciąże.
Dziś dokładnie te same słowa wypowiedział trybunał konstytucyjny – choć nie tak dosadnie.

12 komentarzy

  1. agnes

    Zawsze mozesz po kryjomu pojechać do Czech, jezeli taka sytuacja mialaby miejsce i usunąć ciąże. Oczywiscie to ostatecznosc. Robia to prywatne kliniki. Mam kolezanki ktore to zrobily. Ja jestem po dwoch poronieniach jedno na poczatku, drugie w 2 miesiacu, niby swieza ciaza a do tej pory nie wiadomo co bylo przyczyna?Ponoc stres mam probowac dalej,zapomniec, Wydalam mnostwo kasy na badania, a wyszly mi drobne mutacje, gdzie moj organizm nie przyswaja witamin i kwasy foliowego w normalnej formie tylko trzeba mu podac w tej droższej. Czyli metylowanej. Jednak przez ta pandemie odwlekam decyzje o probie poczecia, w sumie nie wiadomo do kiedy???….czas leci, amh spada i za chwile nie bedzie na nic szansy. A tak sobie mysle, jezeli bym miala robic preatalne badania i okazaloby sie ze jest chore, chyba bym podjela decyzje jednak o tym gdzie powinnam miec prawo i nie nalezy go ograniczać. A ta decyzja rzadu ehhh, sama bym mi takie dzieciaki chore, niepelnosprawne dala do opieki chocby na tydzien, gwarantuje zeby wymiekli, Bo nie rozumieja niczego.

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      Jak na ironię niedawno pytałam męża czy chciałby się wyprowadzić z kraju i ja podałam Czechy jako miejsce, w którym mogłabym żyć. Ale taki argument nie przyszedł mi wtedy do głowy.

      O matko… Twoja historia jest równie straszna :( Jak słyszę teksty “zapomnij, próbuj dalej” to nóż mi się w kieszeni otwiera. “Zapomnij” uhh!!!

      To powiem Ci, że Ty “przynajmniej” znasz powód! Moja rozmowa telefoniczna z ginekologiem Medicover:
      ja – chcemy strać się o dziecko, chciałabym aby zlecił mi pan badania pod kątem starania się o dziecko
      ginekolog – żeby zajść w ciążę niepotrzebne są badania. potrzebne są tylko plemniki i seks.
      ja – y… no wie pan, ale jakieś żelazo, kwas foliowy, tarczyca?
      ginekolog – już pani powiedziałem, nie ma badań przygotowujących do ciąży. miłość!

      Rozumiesz to?
      Oczywiście złożyłam oficjalną skargę na tego lekarza.

      W tym kraju ciąża to upokorzenie.

      Odpowiedz
  2. Kasia

    Po dzisiejszym wyroku Trybunału Konstytucyjnego, czuję to samo, co Ty… Żal, smutek, bezsilność i złość… Myślałam, że XXI wiek oznacza postęp, tymczasem cofamy się do średniowiecza. A raczej… Podziemia aborcyjnego, które będzie kwitło. Szkoda, że odbiera się kobietom głos w sprawie ich ciała i całego życia. Chroni się poczęte życie w imię ,,humanitarnych” wartości, ale jednocześnie skazuje się to samo życie na niehumanitarną, często tak jak pisałaś: powolną, bolesną śmierć, tudzież pełną cierpień i upokorzeń – egzystencję. Bo tak ta w naszym państwie egzystencja niestety wygląda… Ideały i słowa są piękne, ale niestety, rzeczywistość brutalnie je weryfikuje i codziennie jestem tego świadkiem… Gratuluję odwagi do poruszenia tego tematu na swoim blogu, a jeszcze bardziej gratuluję odwagi do podzielenia się z innymi tak osobistym, intymnym doświadczeniem z Czytelnikami. Obawiam się tylko, że nie każdy zrozumie i zacznie się hejtowanie… A może jestem zbyt wielką pesymistką? Na wszelki wypadek siły życzę i odwagi do dalszego, szczerego pisania.

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      Dziękuję Kasiu…
      Wiesz, hejt mnie bolał, kiedy była nadzieja. Kiedy były protesty. Teraz już wyrok zapadł i to boli najbardziej. A hejt? Czy może być w tym przypadku gorszy od tego co zrobili politycy?

      Wiesz, że właśnie też dziś o tym myślałam? O humanitarnej śmierci i niehumanitarnym życiu. Czuję, że właśnie do takiego absurdu doszliśmy.

      Odpowiedz
      • Kasia

        Masz rację… Hejt w tym przypadku nie jest gorszy od tego, co zrobili politycy i co orzekł Trybunał Konstytucyjny… Byłoby super obudzić się jutro rano i pomyśleć, że to był tylko zły sen. Ech… Brak słów. Dla braku tolerancji, dla braku dialogu i zrozumienia… Jedna grupa dyktuje reszcie jak ma żyć, bo uważa, że wie ABSOLUTNIE, co jest dobre, a co złe… W myśl: mój światopogląd jest lepszy niż Twój… Smutne… Jakaś tam rzesza ludzi rości sobie prawo do tego, aby decydować za innych, którzy myślą inaczej… Jak żyć? Dokąd zmierzamy?

        Co do absurdów to niestety ostatnio w naszej codzienności jest go aż nadto… Kafka by tego lepiej nie wymyślił…

      • WolnoWolniej.pl

        Też o tym dziś myślałam, że dziś jest taka cicha żałoba narodowa. A jutro? Jutro będzie cisza…

  3. Magdalena

    Bardzo szczery, ważny wpis. Nie mam odwagi, a może chęci, aby napisać o naszej drodze w staraniach o drugie dziecko od kilku lat, i przez co przechodzę od roku. Życzę Tobie, Twojemu mężowi wszystkiego co najlepsze :*

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      U mnie, to już nie jest odwaga. To są po prostu opadnięte ręce…

      Dużo siły dla Was Magda! Tulę mocno…

      Odpowiedz
      • Magdalena

        U mnie to jeszcze etap siłowania, bo walczę aktualnie z chorobą. A wiesz Asiu, mam dziecko, dla Niego i dla rodziny chcę walczyć o zdrowie. Dziękujemy bardzo.

  4. Monika Flok

    Asia ściskam mocno…. Nie wiem co Ci napisać… 3maj się ?

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *