Zdarzyło Wam się kiedyś oddzwonić do kogoś, a może zbyt późno odebrać połączenie, i na dzień dobry usłyszeć w słuchawce telefonu: co nie odbierasz?! Mi się zdarzyło. I o ile za pierwszym razem byłam po prostu zaskoczona tą pretensją, tak przy kolejnych razach zaczęłam czuć już złość słysząc takie słowa. Przecież to, że ktoś dzwoni, nie znaczy, że muszę mieć czas lub chęci na rozmowę. Przecież mogę być akurat zajęta.
I niby każdy z nas to wie, że ma swoje życie, że czasem jest zajęty a czasem nie słyszy telefonu, a jednak denerwujemy się, kiedyś ktoś od nas nie odbiera.
Zaczęłam zastanawiać się – dlaczego tak się dzieje?
Czy aż tak bardzo jesteśmy uzależnieni od swoich telefonów, że zawsze mamy je przy sobie?
Jak to możliwe, że jeszcze kilka lat temu telefon był tylko na kablu, a teraz złościmy się, że ktoś odebrał telefon dopiero po trzecim sygnale?
Tak nie będzie! – powiedziałam sobie i postanowiłam przypatrzeć się swoim zachowaniom.
Telefon nie będzie miał nade mną władzy!
Czy to zdanie “telefon nie będzie miał nade mną władzy” nie brzmi Wam dziwnie? Dla mnie brzmi bardzo dziwnie i przerażająco. A jednak! Kiedy przyjrzałam się swoim nawykom, okazało się, że telefon mam cały czas przy sobie. Bez względu czy idę z psem na spacer, oglądam z mężem film, leżę w łóżku – cały czas mam przy sobie telefon z włączonym internetem. Co kilka minut podnoszę klapkę mojego telefonu i sprawdzam powiadomienia, jakie wyświetlają się na jego ekranie. I za każdym razem dochodziłam do wniosku, że to nic ważnego.
Nic ważnego – a jednak sprawiało, że sprawdzałam co to.
Telefon miałam zawsze tak bardzo przy sobie, że dzwoniący lub piszący do mnie ludzie przyzwyczaili się do tego, że w przeciągu chwili odbiorę połączenie lub odpiszę na wiadomość.
Przyglądając się temu, jak bardzo przywiązaliśmy się do posiadania blisko siebie telefonu, postanowiłam, że czas uwolnić się z jego niepozornych szponów. Doszłam do wniosku, że nie chcę, aby ktoś miał do mnie pretensje za to, że jestem zajęta, że skupiam się w tym momencie na czymś innym, choćby tym czymś było oddawanie się przyjemnościom.
Stopniowo zaczęłam ograniczać moje przywiązanie do telefonu.
Idąc spać – wyłączałam internet.
Każdy dźwięk powiadomienia na telefonie sprawiał, że przekręcałam się na drugi bok, aby sięgnąć po telefon i zobaczyć kto napisał. Czułam się w jakimś dziwnym obowiązku napisać tej osobie, że już śpię i porozmawiamy jutro.
Skąd ten obowiązek? Przecież jest późno, mam prawo spać! – Zastanawiałam się.
Wychodząc z psem na spacer – wyłączałam internet.
Kiedy Lupo była mała, lubiłam mieć przy sobie telefon. Nigdy nie wiedziałam, czy nie będę potrzebowała ściągnąć Dawida na dwór, aby pomógł mi z psem. Czułam się bezpieczniej wiedząc, że mam przy sobie narzędzie, które pozwoli mi się szybko skontaktować z mężem.
Będąc na zakupach – wyłączałam interent.
Pamiętam, jak często będąc na zakupach spożywczych, ja reagowałam na każdy dźwięk telefonu – odpisywałam na wiadomości i wszelkie powiadomienia. Jeśli ktoś właśnie dzwonił – nie było problemu, odbierałam. Raz miałam połączenie w sprawie e-booka: Oszczędzaj dzięki uważności i życiu wolniej. Pół godziny snułam się po sklepie za moim mężem, prowadząc rozmowę.
Tego dnia, na tych zakupach – byłam całkowicie zbędna!
Uzmysłowiwszy sobie jak bardzo telefon stał się nieodłączną częścią mojej codzienności, doszłam do wniosku, że tak nie może być! Nie mogę nosić go wszędzie ze sobą w obawie, że stanie się “coś strasznego” i nie odpiszę na jakąś wiadomość lub nie odbiorę połączenia.
I nie może być tak, że w telefonie będę miała tak bardzo ważne rzeczy, że będę bała się je utracić!
Stopniowo zaczęłam eliminować telefon z mojej codzienności.
Idąc spać – już nie wyłączałam internetu – zostawiałam telefon w salonie, pozwalając sobie odpocząć od niego, od świata, od bodźców i przygotować się do snu.
Jadąc na zakupy czy wychodząc z psem na spacer – zostawiałam telefon w domu. Tych kilka minut poza zasięgiem nie mogły przecież negatywnie wpłynąć na mój świat.
Aż doszło do tego, że spędzając czas sama ze sobą – zaczęłam świadomie, z miłości do siebie wyłączać internet.
To był mój czas dla mnie. Mój czas na książkę, na przemyślenia, na spokój i relaks. To był mój czas z książką, i to ja podjęłam decyzję, czy chcę, aby w tym momencie mi przeszkadzano, czy nie. Nie los ją podjął, tylko ja.
Nareszcie to ja zaczęłam decydować, czy chcę aby mi przeszkadzano, czy nie. Czy chcę teraz rozmawiać, czy nie.
Aż pewnego dnia zgrałam wszystkie zdjęcia na dysk zewnętrzny i zresetowałam ustawienia telefonu.
Straciłam wszystkie wiadomości i aplikacje.
Zaczęłam od zera.
Telefon to tylko narzędzie.
Przedmiot.
Rzecz, która daje możliwość.
Daje możliwość.
Nic więcej,
Odkąd telefon przestał być dla mnie najważniejszy, odkąd przestałam go nosić wszędzie ze sobą, zyskałam przestrzeń.
Zyskałam przestrzeń do pracy, kontemplacji, szaleństwa. Zaczęłam dostrzegać więcej rzeczy wokół mnie i wewnątrz mnie. Przestałam mieć wyrzuty sumienia na widok niedobranego połączenia czy nieodczytanej wiadomości.
W takich sytuacjach zawsze powtarzam: “Telefon jest dla mnie, nie ja dla telefonu.”
Bardzo mądrze!
Cześć. Ja mam prostą zasadę: nie mam FB w telefonie. I planuję nigdy nie mieć. I to wystarcza. Telefon nie pika co parę chwil. Przestałem także oglądać filmy na telefonie – szkoda oczu. Pozdrawiam, Paweł
Mamy dokładnie tak samo, ciągłe napięcie, że zadzwoni dziecko z korepetycji, a my mu nie pomożemy.