Jak nauczyłam męża empatii!

utworzone przez | lip 2, 2018 | żyć lepiej | 4 Komentarze

Ile razy słyszałyście, że ludzie się nie zmieniają? A może same tak uważacie? Zawiodłyście się na jednym facecie i każdego teraz traktujecie na zasadzie “nie spełnia moich wymagań, nie zmieni się, nara”? Jeśli tak – to jesteście w ogromnym błędzie! I właśnie mogłyście dać szansę odejść szalenie wartościowej osobie… .

Jak nauczyłam męża empatii!

Nasz związek nie zawsze był tak wyjątkowy. Kiedyś dużo się kłóciliśmy, nie potrafiliśmy wspólnie podejmować decyzji. Wiele wyborów kończyło się tym, kto silniej postawił na swoim. Dziś już tak nie jest! Dziś już się nie kłócimy, a wybory, które podejmujemy są naszą wspólną decyzją i obojga nas satysfakcjonują. Nie forsujemy już swojego pomysłu, nie robimy rzeczy pod siebie, według tylko swojego uznania. Dziś to co tworzymy jest wspólne, pod nas, dające radość obojgu.
Jednak to miejsce, w którym teraz jesteśmy jest wynikiem ogromnej pracy! I to pracy, którą często trzeba było wykonać samemu, bo drugie problemu nie widziało… .

Nie zrobiłaś dość dużo!

Często spotykam się z argumentem: “zrobiłam już dość dużo, dość walczyłam, dość podejmowałam prób, teraz jego kolej coś zrobić, albo nara”. To jest szalenie błędne myślenie! Te “zrobiłam już dość dużo” często gęsto znaczy tyle co “wiele razy robiłam to samo a on dalej nic”. Innymi słowy – nie zrobiłaś dużo, zrobiłaś jedną rzecz, która nie przyniosła rezultatu.

Przypomnijcie sobie szkołę, lekcje matematyki.
U mnie to było tak, że kiedy robiłam jakieś zadanie, które mi nie wychodziło, robiłam je od początku. Robiłam, robiłam i wciąż wynik wychodził mi taki sam – zły. W między czasie mówiłam do siebie “no tak, teraz obustronnie razy minus jeden, to daje mi tyle, no to tyle, to tyle, i czemu źle?!” Te moje analizy nic nie dawały. Aż wkurzona odchodziłam od zadania na kilka minut, czasem godzin, aż mogłam wziąć nową kartkę i od nowa, bez robienia “na pamięć” rozwiązać zadanie. Bez powtarzania błędnego schematu.

W związkach jest tak samo. Jeśli jedna metoda, którą stosujemy nie daje wyników, nie ma sensu jej dalej stosować. Rozwiązań należy szukać gdzie indziej.

 

Daj przykład zamiast ciągle gadać!

Kiedy ostatnio rozmawialiśmy z Dawidem o tym jak bardzo zmieniliśmy się w czasie naszego związku, co dał nam ten związek, Dawid powiedział, że nauczyłam go cieszyć się z małych rzeczy. Widział, jak cieszę się na czegoś widok, na sposób spędzonego czasu, ile radości dał mi wspólny wypad za miasto, albo spacer zamiast jady samochodem.
Na widok mnie tryskającej szczęściem – Dawid powoli zaczął oswajać się z tym zachowaniem i emocją. Na widok mnie cieszącej się i chwalącej go z jego okazywania radości – on na radość otwierał się jeszcze bardziej! Zaczął dopuszczać do siebie pozytywne emocje.

Jednak często zdarzało się też, że Dawida mój dobry humor krępował. On zawsze był zachowawczy, stonowany, zrównoważony. Ja – przeciwnie! Co w sercu to na języku! Bywało tak, że Dawid potrafił zwrócić mi uwagę na moją ekspresję, skomentować to w nieprzyjemny sposób. Nie rozumiał, że tak błaha, “głupia”, codzienna rzecz, może wywołać taką radość. Ja nie zwracałam na to uwagi. Zaciskałam zęby, machnęłam ręką i przewróciłam oczami. Czasem tylko rzuciłam: zwracasz mi uwagę na to, że mówię ci co właśnie czuję?

Taki problem to nie problem

Znacie ten schemat: jedziecie samochodem, nawigacja wariuje i nie wiadomo jak jechać dalej? Mówicie “hej, może zapytamy kogoś o drogę?” na co Wasz facet “nie będę nikogo pytał! wiem jak jechać”
Ja się zawsze uśmiecham od ucha do ucha jak słyszę ten tekst.

W takich chwilach zawsze mówiłam do Dawida: weź podjedź do tego pana, JA go zapytam o drogę.
Po otrzmaniu odpowiedzi jak mamy jechać, komentowałam: patrz, czyli dobrze jechaŁEŚ! Bez sensu te oznaczenia… . Albo: lol, nawigacja totalnie co innego pokazywała, moglibyśmy tak jeździć i jeździć – słabo :/.

Starałam się swoim zachowaniem przekonać Dawida, że to, że coś się nie udaje, nie jest niczym złym, nie ma się czegoś bać, ani wstydzić. Nie musi obawiać się, że uznam go za złego, słabego, nie dość dobrego, nie daj Bóg głupiego, bo nie zna drogi czy nie może czegoś znaleźć. Są sytuacje, które nie muszą być od nas zależne. Nie ma co też wyciągać pochopnych wniosków, ani wymuszać jakiegoś zachowania, kiedy wyraźnie widzimy czyjeś uprzedzenie.
Spokojnie.

Co ciekawe, wiecie, że na początku potrafiłam wysiąść z samochodu i kogoś zapytać o drogę? Teraz Dawid sam prosi o pomoc, pyta, gdy czegoś nie wie. Zmiana o 180 stopni!

 

Wiecie, kiedyś Dawid mówił, że jest pesymistą. Mało rzeczy dawało mu taką radość, żeby zacierał łapki i cieszył się od ucha do ucha. Przyjmował je takimi jakie są – przecież nie miał na to wpływu. Tłumił w sobie emocje, czy to dobre, czy złe, i tak samo pochodził do ludzi. Taki był, tak było, więc kiedy zwracałam mu na to uwagę, burzył się i nie widział problemu. I miał rację – trudno widzieć problem, skoro tacy jesteśmy od zawsze, mamy znajomych, przyjaciół, jesteśmy lubiani i wszystko jest ok!
Więc jaki sens miałaby tu moja gadanina, że musi się zmienić, że powinien coś zmienić, bo tak będzie mu w życiu łatwiej, lepiej? ŻADNEGO!

Dlatego ja jestem zdania, że rozmowy w związku wcale nie są takie ważne. Tym bardziej, gdy te rozmowy nie dość, że nie wnoszą nic dobrego, to jeszcze pogarszają.

Nie warto też słuchać głupich rad obcych osób, którzy mówią “zostaw go, on się nie zmieni, ludzie się nie zmieniają”. Zmieniają! Ale zmiana nie zachodzi z dnia na dzień i nie zachodzi samoistnie. Sam robi się tylko bałagan.
A związek to praca. Jeśli czujecie, że ten facet jest wyjątkowy, jest wspaniały, wartościowy, idealny! – znajdźcie sposób, zamiast marudzić. Pomóżcie, zamiast tylko dołować i denerwować.

Niektórzy zapytają z oburzeniem – hej, po co mam mu pomagać, jest dorosły, SAM powinien, bo ja nie jestem jego matką/nie jestem od tego. No hej – zaraz, zaraz. Jeśli w Waszym związku na początku było dobrze, a potem coś się spieprzyło i jest co jest, albo jeśli to TOBIE przeszkadza ta jego cecha – to TY masz problem, a nie on. Albo dajesz odejść wartościowej osobie, bo jesteś zbyt dumna lub zbyt leniwa, albo działasz i pomagasz! Bo żeby zebrać owoce, trzeba zrobić COKOLWIEK! Albo zasadzić nasionko i dbać o nie od początku, albo zdobyte, w miarę ukształtowane – podratować, zatroszczyć się, by później od czasu do czasu tylko doglądać, czy wszystko jest ok. Czasem podsypując nawozem, zmieniając ziemię, podlewając. Czasem zmienić otoczenie, wyjechać, pobyć sam na sam, zrobić sobie wolne od świata. To naprawdę niewiele, jeśli w perspektywie mamy wiele lat we wspólnym szczęściu.

4 komentarze

  1. makehappylife

    Zgadzam się związek to praca – jeżeli nie idzie jedną drogą to trzeba próbować inaczej. Ważne to jeszcze wyciągać wnioski z relacji, bo często ślepo powtarzamy te same błędy

    Odpowiedz
    • MyNaSwoim.pl

      Niestety, to też wynik ślepo powielanych rad, typu “najważniejsza jest rozmowa i mówić”. tylko co ci po tej rozmowie i mówieniu, gdy mówisz w kółko to samo?

      Odpowiedz
  2. Socjopatka.pl

    Nie mogę sobie wyobrazić, że Dawid był pesymistą – zawsze taki uśmiechnięty! :)

    Odpowiedz
    • MyNaSwoim.pl

      Haha a jednak :D Widzisz co to miłość robi z człowieka :D

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *