Co sprawiło, że postanowiłam rzucić etat na rzecz… niepewności i braku stabilizacji

utworzone przez | gru 11, 2020 | Praca | 7 Komentarze

Niedawno rozmawiałam z koleżanką o zakładaniu swojej działalności. Koleżanka powiedziała wtedy, że będąc już 10 lat na swoim, nie wyobraża sobie pracować na etacie. Czy ja sobie wyobrażam powrót na etat? Tak, jak najbardziej! Ale czy jest to możliwe? Szczerze wątpię.
I nie dlatego, że podoba mi się wolność, którą daje własna działalność. Bez względu czy pracuje się na etacie, czy na własnym – są rzeczy, które muszą zostać wykonane w terminie, i nie podlega to żadnym negocjacjom. Wręcz przeciwnie! Będąc na swoim mam szalenie nieregularny czas pracy! Najczęściej pracuję do godziny dziesiątej rano, a później… ponownie siadam do pracy koło szesnastej, kiedy większość osób wylogowuje się ze służbowych myśli, aby móc w pełni oddać się rodzinie.
Zastanawiacie się jak to może być “fajne”?

Aby móc powiedzieć Wam dlaczego postanowiłam rzucić etat i zerwać z branżą spożywczą, muszę pokrótce opowiedzieć Wam czym zajmowałam się przez ostatnie siedem lat…

 

 

Dlaczego postanowiłam rzucić etat i zerwać z branżą spożywczą

 

Moja kariera zawodowa przebiegła iście książkowo. Będąc na studiach (studiowałam technologię żywności i żywienie człowieka) zafascynowało mnie bezpieczeństwo żywności, przeprowadzanie audytów, tworzenie procedur, które mogłyby coś usprawnić. Czułam się w tym szalenie spełniona! Miałam poczucie, że mogę wykorzystać dwie moje mocne strony: twórczość i kreatywność oraz dokładność i zamiłowanie do porządku. I nie mam tu na myśli pedantyczności. Po prostu lubię, kiedy wszystko jest robione tak jak powinno, zgodnie ze sztuką. To daje poczucie spokoju i sprawia, że można uniknąć wielu nerwów.

Jeszcze będąc na studiach, dostałam się na wymarzone płatne praktyki! Zawsze chciałam być audytorem, jeździć po sklepach czy firmach, patrzeć z czym sobie nie radzą i proponować lepsze rozwiązania. A tu miałam taką możliwość!
Mało tego, mając jeszcze studenckie mleko pod nosem, mogłam zweryfikować swoją wiedzę i zobaczyć, w czym jeszcze muszę się poduczyć, w jakich dziedzinach złapać doświadczenie, aby być najlepszym audytorem świata.
To było szaleństwo! Naprawdę czułam, że to była największa szansa jaką mógł zaoferować mi świat, a ja z tej szansy skorzystałam!

Z planem na siebie, zaczęłam krok po kroku realizować mój cel. 

Zatrudniłam się w fabryce spożywczej w dziale kontroli jakości. Codziennie, przez prawie dwa lata, chodziłam na halę produkcyjną. I muszę Wam powiedzieć – zakochałam się w tych ludzi z produkcji! Uwielbiałam spędzać z nimi czas. Na każdej zmianie miałam swoją ekipę, z którą mogłam przegadać całą zmianę, równocześnie pomagając im w ich pracy.

Z biegiem czasu okazało się, że zdecydowanie lepiej czuję się na hali produkcyjnej, niż w biurze.

Tylko problem był taki, że wielu ludzi z biur – zupełnie inaczej patrzyło na ludzi z produkcji.
Patrzyli na nich jak na… sama nie wiem jak to nazwać? “Gorszy sort”, “margines”, jak na kogoś mniej wartego, tylko dlatego, że wykonuje pracę fizyczną.

Nie podobało mi się to. Nie podobało mi się to co widziałam i co słyszałam.
Nie podobała mi się ta hierarchia biur. Nie podobało mi się to wywyższanie się, ani to, że stanowisko miało decydować o naszej wartości – także wśród ludzi z biur.  To nie był mój świat.
Zwolniłam się.

I chyba już nie muszę mówić Wam, co było dalej?

Kolejna praca na etacie, kolejna fabryka i kolejny podział ludzi na lepszych i gorszych. I choć zawodowo czułam się szalenie spełniona w tej firmie, tak moje wewnętrzne zasady i wartości kłóciły się z tym, z czym muszę się mierzyć na co dzień.

Aż pewnego dnia usłyszałam od mojej przełożonej: Asia, nigdy nie będzie tak, że będziesz się w pracy ze wszystkimi lubiła. 

I wiecie co?
To był bodziec.

Zaczęłam zastanawiać się: dlaczego mam pracować z ludźmi, z którymi się nie dogaduję? Mam 29 lat. Przede mną jeszcze 36 lat pracy! Mam przez 36 lat pracować z ludźmi, z którymi się nie lubię? Przez 36 lat pracować i nie patrzeć na to jak się czuję, co przeżywam, bo liczą się tylko pieniądze i zarabianie? Nie zarabiam aż tyle, aby pieniądze były dla mnie motywacją.

Mam dopiero 29 lat. To nie jest czas na nerwy. To jest czas na przeżywanie najwspanialszych chwil mojego życia! Na dobre emocje, na szaleństwo i głośny śmiech! Jestem za młoda, aby nazwa stanowiska miała cokolwiek o mnie mówić.
Rozumiecie: stanowiska. Nawet nie tytuł naukowy.  Ogólnie przyjęta nazwa stanowiska.

 

Wiec rzuciłam pracę!

Postanowiłam pójść w kierunku świata online, w którym zbierałam przez kilka lat doświadczenie prowadząc blog, ucząc się o social mediach, jeżdżąc na branżowe konferencje i czytając książki o tym jak funkcjonują biznesy online.
Kiedy powiedziałam o moim pomyśle przyjaciołom, ci zaczęli popychać mnie w tym kierunku. Mówili mi: Asia, masz wiedzę! Masz doświadczenie! Nie bój się! Działaj, kobieto!

I dziś moje ogólnie przyjęte stanowisko mogłoby nazywać się: wirtualna asystentka/managerka. A oficjalnie, w naszej dwuosobowej strukturze, maile podpisuję: prawa ręka i lewa noga. Bo takie właśnie dzierżę stanowisko – pomagam, wspieram, działam. Wybijam złe pomysły z głowy i dodaję smaku tym już powstałym.  Ściągam ciężar z barków i daję czas.
A co najważniejsze: w tej naszej dwuosobowej strukturze – nie ma szefa. Jesteśmy partnerkami. Jesteśmy dwoma firmami, które razem współpracują. Które mają jeden cel. W której każda z nas ma swoją działkę i realizuje ją najlepiej jak potrafi! Obie jesteśmy specjalistkami, choć każda w innej dziedzinie. I żadna z nas nie jest gorsza, bo zajmuje się czymś innym, niż ta druga.

Czy wyobrażam sobie powrót na etat? Tak.
Czy jest to możliwe? Szczerze wątpię.
Dlaczego?

Bo dopóki nazwa stanowiska będzie świadczyć o człowieku, tak długo nie będzie w firmie równości.

Dopóki nie będzie ufało się pracownikowi i szanowało go, tak długo nie będzie w firmie dobrych emocji i relacji.

A żeby praca miała sens, aby przynosiła efekty – trzeba chcieć być jej częścią.

Chciałabym, aby pracodawcy zrozumieli, że pracownik nie jest niewolnikiem.

Pewnie, nie ma ludzi niezastąpionych. Ale gdyby nie ci ludzie na dole, nie byłoby tych na górze.
I pewnie, pieniądze są ważne. Ale nie są ważniejsze od nas.

Więc ja wybieram swoją niepewność.
Wybieram mniejsze zarobki.
I wybieram nienormowany czas pracy.

Więc ja wybieram zgrany zespół.
Wybieram zaufanie.
Wybieram wdzięczność i docenianie.
Wybieram szacunek i równość.

Więc ja wybieram dom.
Wybieram radość.
Wybieram dobre emocje i brak nerwów z zewnątrz.

Koniec końców to właśnie liczy się w życiu – życie.
W każdym znaczeniu tego słowa.

Więc teraz pytanie do Was: jakie chcecie mieć to życie? Pełne jakich emocji? Jakich relacji? Co jest dla Was najważniejsze?

7 komentarzy

  1. Lazurowe Niebo

    Każdy człowiek zasługuje na szacunek, każda praca jest ważna przecież. Tak samo jak kiedyś szydzili (nie wiem jak jest teraz) z rolników..,że wieśniaki itd. A gdyby nie ich praca “na dole”, nie byłoby tych “na górze” np w biurowcach :)

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      To prawda! I dokładnie to samo zawsze powtarzam: gdyby nie ci ludzie, nie byłoby “góry”. Bo ci z “góry” kompletnie nie wiedzieli jak chociażby obsługiwać maszyny. Więc gdyby wszyscy nagle się zwolnili…

      Odpowiedz
  2. Ula H.

    Hej ! Podziwiam Twoją determinację ! Jesteś taka młoda, a już wiesz, co jest najważniejsze ! Niejeden mógłby się od Ciebie uczyć.
    Ja znam pracę na etacie i pracę we własnej firmie. Kiedy posmakowałam własnego biznesu, nie chciałam już wracać na etat. Życie napisało dla mnie jednak inny scenariusz. Często wracam myślami do tego, co było – do samodzielnej pracy i muszę przyznać, że to było najlepsze, co mi się przydarzyło. Pozdrawiam serdecznie :)

    Odpowiedz
  3. Pojedztam.pl

    Mamy dwie firmy, nie jest lekko, ale nie wybieramy się na etat, choć nienormowane godziny pracy są wadą i zaletą.

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      Zdecydowanie elastyczność godzin pracy potrafi być i ogromną zaletą, i ogromną wadą :D

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *