O co naprawdę chodzi z myciem okien dla Jezuska

utworzone przez | mar 31, 2021 | WolnoWolniej | 0 komentarzy

Wielkimi krokami zbliża się do nas Wielkanoc, a wraz z nią pojawiają się pierwsze krokusy, ptaki powoli szykują się do lęgu a wśród ludzi daje się już usłyszeć drwiące słowa, przypominające powitalny uścisk cioteczki – niby serdeczny, niby pełen uśmiechu, ale karykaturalnie mocny, przesadny, taki trochę na złość – bo przecież każdy wie, że tak witanym nikt nie lubi być.
A jednak za każdym, gdy cioteczka nas odwiedza – odprawia ten swój rytuał myśląc, że ten groteskowy uścisk bawi nas tak samo jak ją.

Tylko czy sednem spotkania z ciocią jest jej powitanie?
Czy Jezusek też mył okna tuż przed swoim zmartwychwstaniem?

 

Nie myję okien dla Jezuska!

Kiedy jesteśmy dziećmi i mieszkamy z rodzicami, nasze wspomnienia wyglądają mniej więcej tak: tuż przed Świętami rodzice biorą się za wielkie sprzątanie! Poświęcają cały weekend na porządki. Tata ściąga firanki, bo jest wysoki i dosięga do karnisza. A mama bierze te firanki i leci z nimi do łazienki, aby zaraz wrzucić załadować nimi pralkę. I upewnia się tylko, czy aby na pewno program został ustawiony na delikatne i bez wirowania. A kiedy nic już nie utrudnia dostępu do okien, dochodzi ciebie krzyk: chcesz umyć okna?
Pewnie, w końcu co innego mam do roboty – odpowiadasz, biorąc jednocześnie głęboki wdech.

I choć jesteś zła, bo właśnie oderwano Cię od przyjemnego nic nierobienia, to gdzieś tam czujesz ulgę, że trafiło Ci się mycie okien a nie podłóg.

Ale z każdym ruchem szmatki po zakurzonych oknach, myślisz sobie: po co? Po co na Wielkanoc myć okna? Jaki to ma sens? No ok, Jezus zmartwychwstał, ale jak nie umyję okien to historia się nie zmieni.

A później dorastasz.
Wyprowadzasz się z rodzinnego domu.
Znów po zimie przychodzi wiosna. I znów przychodzi Wielkanoc.

A Ty? Co to oznacza dla Ciebie?

Dla mnie Wielkanoc jest swojego rodzaju testem dojrzałości.
Daje nam znać, czy wciąż żyjemy przeszłością chowając urazę do rodziców za zmuszanie nas do sprzątania, czy może dojrzeliśmy na tyle, aby zrozumieć, że to nie z miłości do Jezuska było to całe sprzątanie. 

Czy zwróciłyście uwagę na to, że porządku wielkanocne przypadają na ten okres, w którym możemy już pożegnać się z zimowymi temperaturami, schować w najdalszy kąt szafy puchowe kurtki, a na dworze zaczyna być już coraz cieplnej?

Tylko butów w przedpokoju jakoś tak przybywa – nie wiadomo, czy zostawić tylko te wiosenne czy zimowe, więc trzymamy wszystkie pary pod ręką.

 

Wielkanoc przypada na początek wiosny. Czasu, w którym przyroda zaczyna budzić się do życia i odradzać się z zimowego snu. Brązowe, nijakie gałęzie drzew powolutku obrastają w pąki. Ptaki zaczynają obczyszczać swoje gniazda i budować nowe szykując się do pierwszego w tym roku lęgu. I my – oczyszczamy nasz dom z ciężkiej, ospałej zimowej energii wprowadzając do niego światło, lekkość i świeże powietrze.

Kiedy sprzątam nasze mieszkanie pod koniec marca – nie robię tego z okazji zbliżających się świąt Wielkanocnych i nie robię tego dla Jezuska. Robię to dla siebie i dla mojego męża, którego bardzo kocham. Robię to dla nas, aby to nam żyło się w tym naszym mieszkaniu przyjemniej. Chcę wprowadzić do niego i do naszego życia nową energię, wiosenną radość i młodzieńczą miłość, która gdzieś tam już powoli zaczyna krążyć w powietrzu.

Po prostu – kocham, więc chcę dla nas jak najlepiej. Chcę dla nas miło. Na nowo. Jeszcze raz.

Czy to coś złego, że moją miłość okazuję poprzez stworzenie przyjemnych warunków do wspólnie spędzanego czasu?
Czy to coś złego, że z miłości umyję okna, żaluzje i firanki?
Czy to coś złego, że zrobię to z miłości do męża?
Czy to coś złego, że zrobię to z miłości do siebie?

A czy to coś złego, że zrobię to z miłości do Jezusa?

Czy to jest naprawdę powód do drwin, robić w swoim domu coś z miłości?

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *