Pamiętacie jak zdawaliście maturę? Ja pamiętam i to za dobrze! Wtedy zaufałam “pani z dziekanatu” i… wyszłam na tym jak Zabłocki na mydle. Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle.
Dziś postanowiłam Wam opowiedzieć o moich studiach, o tym jak wygląda studiowanie technologii żywności i żywienia człowieka, co po tym, co daje, jak wygląda rynek pracy, czym ja się zajmuję pracując w zawodzie, i… – czego nie powiedzą Wam na dniu otwartym tego kierunku.
Technologia żywności i żywienie człowieka – czy było warto?
Jak wyglądały studia
Na studiach mieliśmy mnóstwo zajęć z dietetyki. Mnóstwo! Katowali nas wiedzą jakie jest dzienne zapotrzebowanie na mikro i makro elementy: kobiet w ciąży, dziewczynek i chłopców przed i po 13 rokiem życia, kobiet tuż po ciąży, mężczyzn, ludzi w średnim wieku i starszych. Musieliśmy znać jakie witaminy są w jakich produktach, które produkty są kwaśne, które zasadowe. W diecie jaki powinien być udział białka, tłuszczy, cukrów takich, innych. Masakra!
W czasie studiów kpiliśmy, że jak nasze dziecko będzie miało nadwagę, nie będzie mogło jeść ryb, glutenu i nabiału – będziemy w stanie ułożyć mu dietę. Dlaczego kpiliśmy? Bo układanie diet nas kompletnie nie interesowało! Byliśmy na studiach inżynierskich, a zajmowaliśmy się dietetyką.
Z ciekawych zajęć mieliśmy maszynoznawstwo. Na każde zajęcia musieliśmy nauczyć się rysunku “technicznego” maszyny (np. frytkownicy, patelni gastronomicznej, zmywarki, itd), znać zasadę działania, a co najlepsze – musieliśmy później sprawdzić jak te maszyny działają! Więc kiedy poznawaliśmy działanie frytownicy – na zajęciach robiliśmy frytki, które później jedliśmy.
Mieliśmy też przedmiot “suplementy diety”, na którym dowiadywaliśmy się, dlaczego nie warto kupować suplementów.
Specjalistycznych zajęć mieliśmy bardzo mało. Największą specjalistyczną wiedzę wyniosłam ze studiów I stopnia. II stopień dosłownie nie dał nam nic prócz tytułu magistra.
Kiedy słyszałam od innych teksty typu: studia to świetny okres, dużo imprez, to wieczna impreza – zastanawiałam się co oni studiują?! U nas codziennie były jakieś wejściówki na zajęcia, kartkówki. Średnio 2 dziennie. Trzeba było mieć ponad 50% z wejściówek aby zaliczyć ćwiczenia. Jeśli się ich nie zaliczyło – na koniec semestru trzeba było odpowiadać z całego materiału z całego semestru!
Co było wartościowe na tym kierunku
Mnie od zawsze odrzucała pleśń. Jak widziałam w sklepie coś spleśniałego – od razu się “denerwowałam”. Jak tak można?! – dziwiłam się. Na studiach dowiedziałam się jak.
Poznanie procesów produkcyjnych, drobnoustrojów, co robią, w jakich warunkach sprawiło, że jestem czujnym konsumentem.
W poście jak fanatyzm niszczy pasję opowiadałam Wam o bakteriach w sokowirówkach. Takiej czujności i dedukcji nauczyłam się na studiach. Niezachłystywania się pozornie dobrymi rozwiązaniami.
Na studiach mieliśmy też przedmioty związane z bezpieczeństwem żywności, czyli coś co mnie fascynuje! Dowiedzieliśmy się jak przeprowadzać audyty, jakie praktyki są niedozwolone. Moim “bzikiem” jest to, że będąc w restauracji, czy przechodząc koło restauracji, albo będąc w piekarni, sklepie – obserwuję warunki przygotowywania żywności. Patrzę na wygląd kucharzy/ekspedientek, na stan czystości kuchni.
Wiedza ze studiów i obserwacje z życia wysnuły mi jeden wniosek – nie każdy powinien mieć restaurację. Zatrudnia się ludzi z przypadku, nie szkoli się ich, często kelnerzy nie maja pojęcia, że jedzenie łyżeczką lodów na zapleczu z tego dużego pojemnika jest totalnie niehigieniczne! Oni zostawiają wraz z łyżeczką swoją ślinę! A my konsumenci potem to jemy… .
Co po studiach, jak wygląda rynek pracy
Ja studiowałam w Warszawie. To czego nikt nam nie powiedział na dniu otwartym i w czasie toku studiów, to że w Warszawie nie będzie dla nas miejsca. Po technologii żywności i żywieniu człowieka ciężko o pracę. Nie jesteśmy ani dietetykami, ani prawdziwymi technologami od wymyślania receptur, ustalania parametrów maszyn, itd. Jesteśmy między wódką, a zagryzką.
Po technologii żywności i żywieniu człowieka można pracować w kontroli jakości. Jednak jest to stanowisko, które tak naprawdę nie wymaga większej wiedzy.
Możemy być kierownikami restauracji, menagerami. Mamy wiedzę z dobrych praktyk higienicznych, produkcyjnych, wiemy jak przechowywać żywność, jak nie dopuścić do jej zanieczyszczenia mikrobiologicznego. Rozumiemy, dlaczego niektóre restauracje nie godzą się dawać żywność na wynos do swojego pojemnika. Wiemy, jak ważne jest zachowanie odpowiedniej temperatury, ciągu chłodniczego.
Po tym kierunku możemy być audytorami i pełnomocnikami ds jakości. O tym więcej pisałam Wam w poście #myfirst7jobs.
Jednak co jest ważne: wszelkie zakłady produkcyjne są poza Warszawą. Najwięcej jest ich na mazurach i nad morzem. Jeśli jest się z Warszawy i nie chce się wyjeżdżać – trudno o pracę. Prawda jest taka, że te stanowiska nie są rotacyjne. Etat zwalnia się w momencie czyjegoś awansu, zwolnienia lub przejścia na emeryturę.
Audytor: Mało jest firm audytujących, a żeby być audytorem trzeba mieć naprawdę ogromną wiedzę i doświadczenie. Jest to też często praca w rozjazdach.
Pełnomocnik ds jakości: Na jedną firmę przypada jeden pełnomocnik ds jakości. Zobaczcie, na roku jest około 10 grup, każda po około 20 osób. Zakładów produkcyjnych jest mało, a w każdym jest 1 pełnomocnik, który siedzi tam około 7 lat, a każdego roku 100-200 osób kończy ten kierunek.
Pełnomocnik zajmuje się tworzeniem, aktualizowaniem księgi HACCP (czyli obligatoryjnego systemu, wymaganego, który jest systemem analizy i krytycznych punktów kontrolnych), dobrych praktyk produkcyjnych i higienicznych, oraz systemów nieobowiązkowych. Zajmujemy się przeprowadzaniem audytów u siebie w firmie i u dostawców/odbiorców, dbaniem o bezpieczną produkcję,
Próbkobiorca: Po tym kierunku możecie być też próbkobiorcami, i przyjeżdżać do firm po próbki do badań. Jest to niewdzięczna praca, zwłaszcza, że wiąże się z ciągłym siedzeniem w samochodzie, a próby, nierzadko, pobiera się w warunkach okropnego gorąca lub na mroźni. Odrąbanie płata zamrożonego mięsa trochę trwa, a czasem tych kawałków trzeba odrąbać kilkanaście. Bez odpowiedniego sprzętu i stroju – kaplica!
Laborant: Możecie być też laborantami. Póki co do przeprowadzania badań mikrobiologicznychczy fizykochemicznych zatrudnia się ludzi z wyższym wykształceniem. Ale to się zmieni. Wszelkie badania przeprowadza się według instrukcji, krok po kroku. Obstawiam, że niedługo w takim laboratorium będzie 1 osoba z wykształceniem wyższym (kierownik), a reszta będzie mogła mieć chociażby średnie wykształcenie. Studia nie są potrzebne do czytania instrukcji i wykonywania czynności zgodnie z nią.
Gdybym miała polecić ten kierunek studiów – nie poleciłabym. Jak wspomniałam, to kierunek między wódką, a zagryzką. Albo idźcie na technologa, albo dietetyka, w zależności co Was interesuje. Jeśli chcecie być audytorami lub pełnomocnikami, w innych firmach może to się nazywać też “menadżer” od jakości – czyli ten co jest w rozjazdach i robi brudną robotę – wiedzcie, że czeka Was długa droga. Będziecie mieć do czynienia z inspekcjami państwowymi, od was będzie zależało czy zakład dostanie uprawnienia, czy zakładu nie zamkną, czy nie nałożą kary. Wszelkie większe reklamacje – będą kierowane do was. Wszelkie pretensje – będą do was.
To jest naprawdę bardzo niewdzięczny zawód. Ale jeśli nie jesteście wredni z charakteru, jeśli nie wywyższacie się, nie czujecie potrzeby emanowania władzą, stanowiskiem – spełnicie się w tej roli. Zjednacie sobie ludzi będąc po prostu człowiekiem. Jeśli nie oceniacie ludzi przez pryzmat stanowiska – poznacie wspaniałych ludzi! Ale do tego zawodu, tego stanowiska bardzo długa droga.
/wpis powstał w ramach akcji #CoPoMaturze.
Dokładnie opisane, moja narzeczona skończyła właśnie takie studia i o dziwo od razu znalazła pracę w zawodzie. Póki co jest bardzo zadowolona. Pozdrawiam!
No niezle! Fajnie było poczytać o Twoim kierunku! ?? Nie miałam pojęcia z czym do końca to się je – teraz wiem. :)
Bez dwóch zdań mój zawód jest fascynujący i mogłabym długo o nim opowiadać! :) Ale miałam farta.
Fajne ujęcie tematu, duży plus za pokazanie minusów tego kierunku. Sama pamiętam jak się przyglądałam jak znajomi z innych kierunków uczą się tylko do sesji, a my co chwila mieliśmy jakieś wejściówki, kolokwia czy egzaminy i zaliczenia.
Nie do końca mogę się jednak zgodzić, że po tym kierunku nie można być technologiem. Można, poznajemy procesy technologiczne, parametry jakie muszą być spełnione, oddziaływania pomiędzy poszczególnymi składnikami. Może tu jest istotniejsza kwestia wydziału a nie kierunku (z tego co wiem to tylko SGGW miało 2 kierunki technologii żywności ale jeden był bardziej technologiczny a drugi żywieniowo-dietetyczny. Kilka lat temu zmieniła się nazwa na WNoŻCiK na moim zdaniem bardziej adekwatną). Znam wiele osób po moim wydziale (WNoŻ), które są technologami w różnych gałęziach spożywki. Tyle tylko, że u nas było więcej techniczno-technologicznych przedmiotów, a dietetyka i żywienie tylko liźnięte.
Prawda jest taka, że najwięcej stanowisk jest w laboratoriach zakładowych lub laboratoriach zewnętrznych, akredytowanych. Można szukać też pracy w centrach dystrybucyjnych sieci handlowych czy firmach produkcyjnych jako np. kontrola jakości na przyjęciu/wysyłce (tylko tu niestety jest praca zmianowa, często też w weekendy i święta) czy jako kierownicy produkcji lub zmiany.
Po WNoŻu tak, jak najbardziej! Ten wydział (kierunek) właśnie “wypuszcza” na rynek przyszłych technologów. Ja opisuję własnie ten drugi WNoŻCiK :)
Ps. Powoli niestety też odchodzi się od kontrolerów jakości z wyższym wykształceniem – są zbyt drodzy, a kontrola jakości jak lab jest często powtarzalny, więc nie wymaga nie wiadomo jakiej wiedzy – wystarczy szkolenie w zakładzie pracy.