Guilty pleasure? Nie znam gościa.

utworzone przez | lis 10, 2020 | Duch | 6 Komentarze

Pamiętam jak kilka lat temu, aż sprawdziłam, dwa lata temu, modne było “guilty pleasure”. Blogerzy pisali o swoich grzeszkach, które nie były niczym złym. Bo czy naprawdę tak wielkim grzeszkiem jest kawałek czekolady? Ale i ja uległam tej modzie. Także napisałam o tym, co dla mnie mogłoby być “guilty pleasure”. Mogłoby – bo taki był trend, moda na treści. A dziś?

Dziś mam kilka przyjemności, ale żadną z nich nie nazwałabym “guilty”.

Odczuwanie przyjemności to wstyd?

Mam kilka przyjemności. Te przyjemności – och, dają mi ogrom radości! Uwielbiam to uczucie, kiedy zaparzam sobie drugą kawę w ciągu dnia, z szafeczki, dolnej półeczki wyciągam czekoladowego cukierka pełnego orzeszków ziemnych i w ciszy, w samotności, kawałek po kawałku zjadam go rozkoszując się każdym kęsem, każdym okruszkiem.
Dla mnie – nie ma lepszego sposoby by zacząć dzień.

Kawa i ciastka owsiane pokryte czekoladą.
Kawa i chrupiący wafelek czekoladowy.
A do tego wszystko zanurzone na sekundkę w filiżance gorącej czarnej kawy z pianką na wierzchu.
Och… chwilo trwaj!

Czarna kawa i czekoladowy, chrupiący dodatek są moim rytuałem.
Bez względu czy byłam na etacie, czy pracując w domu, czy rozpoczynając sobotni dzień – to jest nieodłączny element mojego każdego dnia. I nie wstydzę się tego, i nie mam wyrzutów sumienia.

Przyjemności mają w moim życiu szczególne znaczenie. Są moim własnym zatrzymaniem świata. Chwilą, którą mogę spędzić sama ze sobą. Usłyszeć swój wdech, poczuć jak napełnia się moja klatka piersiowa powietrzem, poczuć jak się otwiera i usłyszeć swój wydech, poczuć jak moja głowa staje się lżejsza, myśli prostsze a problemy tracą na znaczeniu.
Jestem tylko ja.

Lubię odczuwać radość.
Lubię ten moment, w którym smakuję niesamowicie aromatycznej zapiekanki ziemniaczanej przygotowanej przez mojego męża, lub przepysznego ciasta ze śliwkami mojego taty. Albo pleśniaka – ciasta przygotowanego przez moją mamę. Ciasto mojego dzieciństwa. Zjadam pół blachy sama na raz.

Przepadam też w chwili, w której mogę na wsi wyjść w piżamie na spacer trzymając w ręce filiżankę z kawą. Kocham tą wolność! Pies biegnie, ja w kapciach depczę igły, które spadły na drogę z drzewa sąsiada.

Kocham. Po prostu kocham ten czas! Tych kilka minut.

Mam różne przyjemności. Jedne są bardziej, a drugie mniej kaloryczne.
Jedne absorbują mnie bardziej, inne mniej.
Ale dają mi radość! I co ważne nie robią nikomu krzywdy.

Nie wiem, szczerze mówiąc, skąd wziął się ten zwrot “guilty pleasure” czy “małe grzeszki. Nie rozumiem dlaczego mamy czuć skrępowanie lub winę robiąc coś, co daje nam przyjemność, co sprawia, że na chwilę nasz czas zatrzymuje się a my możemy wsłuchać się w siebie.
Jeśli pracujemy przez osiem godzin każdego dnia, jeśli codziennie dbamy o dom, o nasz wygląd zewnętrzny, o małżeństwo i rodzinę – mamy prawo zrobić wreszcie coś dla siebie. Dać sobie odprężenie i wyrazić wobec siebie docenienie oraz podziw.

Więc kiedy robię sobie przyjemność w postaci kawy i chrupiącej czekolady, będąc na porannym spacerze z psem w kapciach i piżamie z filiżanką kawy w ręce – nie czuję się winna. Nie czuję wstydu. Nie czuję skrępowania.
Czuję przeogromne szczęście! Szczęście, które odczuwam i przeżywam całą sobą.

I wiecie, mam dla Was taką myśl na koniec: nigdy nie pozwólcie sobie wmówić, że coś co daje Wam szczęście jest głupie i powinnyście przestać. Nie ma nic cudowniejszego od bycia tak prawdziwie szczęśliwym. Od możliwości bycia sobą – choćby przez chwilę.

6 komentarzy

  1. Judyta

    Małe przyjemności to dla mnie konieczność. Choćby nie wiem jak bardzo ktoś tłumaczył mi, że kupowanie kawy w McDonalds się nie opłaca, to nie przekona mnie żeby to porzucić. Usłyszałam kiedyś – “Po tylu kawach kupionych w McDonalds po roku czy dwóch latach miałabym swój ekspres w domu”. Racja, ale wtedy to nie byłaby okazjonalna przyjemność. To nie byłoby to samo.

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      Dokładnie! Bo to o ten rytuał i odczucia chodzi, a nie samo “kawa” :).
      Och, doskonale Cię rozumiem ?

      Odpowiedz
  2. Klaudia

    Sama mam swoje przyjemności są nimi coś słodkiego np czekolada albo do kawy jakiś dobry kawałek ciasta ;) i nie czuje sie winna jak je jem czyli mam chwile dla siebie na swoje przyjemności.
    Uwielbiam książki jak czasem zacznę czytać nie mogę przestać ;) ale to jest taki mój relaks.

    Miłego dnia ;)

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      Ja tak pochłaniam kryminały! Jak zaczynam czytać, to o matko, nie ma mnie do ostatniej strony :D

      Miłego :*

      Odpowiedz
  3. Gabi

    Zgadzam się, że w okazjonalnym ciastku czy czekoladzie nie powinno być nic “guilty” :) Ale wydaje mi się, że “guilty pleasure” to raczej żartobliwe określenie, które bardziej dotyczy np. treści, na których oglądaniu niezbyt chcielibyśmy być przyłapani. Bo nieambitne, bo infantylne, bo jakieś tam. Np. gdy z jakiegoś powodu oglądanie jutuberów skaczących do basenu z kulkami sprawia Ci przyjemność, ale niekoniecznie chciałabyś być kojarzona z tego typu rozrywką ;) PS Fajny blog, bardzo tu przyjemnie.

    Odpowiedz
    • WolnoWolniej.pl

      Dla każdego gulity pleasure znaczy co innego. Ale… co w tym złego, że coś oglądamy, skoro daje nam radość? :) Wracamy do sensu całego postu :).

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *